Gdyby ktoś spytał Was o firmę technologiczną z problemami, to kogo wpisalibyście na listę? Pewnie jakiegoś producenta gier, przynajmniej jednego z pro...
Gdyby ktoś spytał Was o firmę technologiczną z problemami, to kogo wpisalibyście na listę? Pewnie jakiegoś producenta gier, przynajmniej jednego z producentów smartfonów, może Twittera, który nie potrafi zarabiać albo Yahoo!, które nie wie, jak odzyskać dawną potęgę. A co byście powiedzieli na Google? Korporacja z Mountain View i problemy? Przecież oni świetnie sobie radzą...
Tak, internetowy gigant jest liderem na rynku wyszukiwarek, może się pochwalić popularną przeglądarką i mobilnym systemem operacyjnym, który zyskał miano hegemona. Do tego masa innych usług używanych przez miliardy ludzi na całym (no, prawie całym) globie. Na konta spływają miliardy dolarów, kapitalizacja zwala z nóg, marka warta fortunę... Można ich chwalić godzinami. Trafiłem jednak na tekst, który chciałbym Wam dzisiaj polecić. To kolejny wpis z cyklu AntyTeka - odsyłam do innych.
Artykuł pochodzi z cnbc.com i podejmuje kwestie poważnego problemu Google: exodusu kadr. Co ciekawe, sam w ubiegłym roku zastanawiałem się, czy to przypadek, że firmę opuszcza w krótkich odstępach czasu szereg znanych postaci. Zdaję sobie sprawę z tego, iż każdego dnia ktoś opuszcza Google, Facebooka, Apple czy Microsoft i zaczyna pracę u konkurencji - nic nadzwyczajnego. W przypadku Google uwagę przyciąga jednak fakt, iż nie mamy do czynienia wyłącznie z ludźmi z niższych czy średnich szeregów: odchodzi korporacyjna elita. Takie informacje zawsze wywołują emocje, a w przyapdku Google tych emocji było w ostatnich latach dużo. Więcej, niż u konkurencji.
Nie będę wymieniał nazwisk, znajdziecie je w przywołanym tekście (chociaż na nich lista się nie kończy). Nie zamierzam też odpowiadać jednoznacznie na pytanie o przyczyny zjawiska, bo te są różne. Dla sporej części wspólnym mianownikiem może być jednak to, że Google się zmienia lub próbuje się zmieniać, a to nie może pozostawać bez wpływu na kadry. Warto zadać pytanie o wpływ CEO firmy na ich decyzje - od roku 2011 funkcję tę pełni Larry Page, współzałożyciel korporacji, który ma pewnie inną wizję niż jego poprzednik, Eric Schmidt rządzący firmą przez dekadę.
W niektórych przypadkach Page, Brin i Schmidt mogą czuć się rozgoryczeni z powodu decyzji podejmowanych przez pracowników. To Google dało im pozycję, wielkie pieniądze, sławę, "ustawiło ich". Byli pracodawcy pewnie mają żal. Bywa i tak, że poszkodowani czują się pracownicy, bo zostali zepchnięci na dalszy plan. To trudne kwestie, których nie można ocenić w paru akapitach i masowo. Ktoś spyta: ale jaki w tym problem Google? Ano taki, że firma próbująca przebudować swój biznes, szukająca nowych źródeł przychodów i eksperymentująca, potrzebuje dobrych, sprawdzonych, pomysłowych i przede wszystkim oddanych kadr.
Tych, którzy odeszli, można zastąpić, ale to nie jest proste zadanie, nie wystarczy rozesłać "łowców głów" i liczyć na to, że specjaliści przez duże S przyjadą natychmiast do Mountain View. Konkurencja też zechce mieć ich u siebie i ma pieniądze, by do tego doprowadzić. Pojawia się zatem pytanie: jeśli Google nadal będą opuszczać top menedżerowie, to kto sprawi, że firma przestanie być uzależniona od wpływów z reklamy? No właśnie...
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu