ELEAGUE Major 2018 mamy już za sobą. Cóż to był za weekend. Pełen wspaniałych momentów, nietuzinkowych zagrywek, pełen emocji, radości i woli walki. W finale znalazły się dwie drużyny: Cloud9 i FaZe Clan. Większość stawiała na zespół gwiazd z Niko na czele, ale to amerykańska formacja (C9) okazała się lepsza. Nie był to jednak prosty pojedynek, gdzie zwycięstwo przyszło szybko i łatwo. Każda ze stron walczyła do samego końca i trzeba było dwóch dogrywek w ostatniej mapie, aby wyłonić mistrza tego turnieju. Jako fan CS:GO właśnie takiego widowiska oczekiwałem i ogromnie się cieszę, że dopiero kończy się styczeń, a ja mogłem oglądać starcie najwyższej klasy.
Prawie dwa miliony widzów
Podczas finału, w szczycie oglądalnosci zarejestrowano dwa miliony osób, które jednocześnie były na streamach. Naprawdę ogromny sukces jak na wydarzenie transmitowane w internecie. Dane z serwisu esc.watch:
Zanim jednak oba zespoły spotkały się na głównej scenie, aby ostatecznie wyłonić najlepszą formację tego turnieju, należało wcześniej pokonać naprawdę utalentowane zespoły. Na drodze FaZe stanęły takie drużyny jak: Team Liquid, Vega Squadron, Quantum Bellator Fire, Natus Vincere, Fnatic, SK Gaming i mousesports.
Jeżeli chodzi o Cloud9, to ci zawodnicy zawalczyli wcześniej z: Team EnVyUs, Sprout Esports, mousesports, G2, Space Soldiers, Virtus.Pro, Astralis, Vega Squadron i SK Gaming.
Trzy wspaniałe pojedynki
Całe wydarzenie rozegrało się na trzech mapach: Mirage, Overpass i Inferno. Pierwsze starcie było do połowy dość bolesne dla FaZe Clan, gdyż zakończyli wynikiem 6:9. Wydawało się, że to Cloud9 będzie górą, ale zmiana stron nie wyszła im na dobre. To ekipa z olofmeisterem w składzie ostatecznie okazała się lepsza, doprowadzając do 16:14. Overpass nie okazał się dla nich natomiast łaskawy. Amerykańska forma dobitnie udowodniła swoja dominację nad rywalem. Po 15 rundach to Cloud9 prowadziło aż 12:3. Drużyna przeciwna oczywiście nawiązała walkę i udało jej się ugrać kilka punktów, ale to było za mało. Zespół tarika pokazał klasę i zakończył drugie spotkanie (16:10). Nadszedł czas na ostatnią mapę, na Inferno.
To był najbardziej wyrównany mecz i jednej z najlepszych, jakie w ogóle widziałem. Wydaje mi się, że na długo zostanie zapamiętany nie tylko przez fanów CS:GO, ale także całego esportu. Z zapartym tchem oglądałem każdy rzut granatem, headshoty i padających na ziemię zawodników. Cloud9 pokazało po raz kolejny, że świetnie sobie radzą w rundach force buy (niepełny ekwipunek na przykład: brak hełmu czy granatów) i są wtedy szalenie niebezpieczni dla rywali. FaZe nie miało zamiaru się poddać i udało im się nawet doprowadzić do sytuacji, gdy mieli 15 wygranych rund. Druga strona, posiadając jedynie 11, wspięła się na wyżyny i doprowadziła do remisu. Dogrywka wydawała się przesądzona, gdy było 3:0 dla C9, ale NiKo wraz z towarzyszami po zmianie stron również zdobyli tyle samo punktów. Co by nie powiedzieć, nikt nie chciał się poddać, nikt nie miał zamiaru przegrać. Ten widowiskowy finał musiał jednak się zakończyć. FaZe Clan nie dało rady, amerykanie byli lepsi i wynikiem 22:19 stanęli na podium. Zgarnęli przy tym pół miliona dolarów za pierwsze miejsce. Drugie miejsce wzbogaciło się o sto pięćdziesiąt tysięcy, a trzecie i czwarte (Na’Vi i SK Gaming) o siedemdziesiąt.
Cloud9 osiągnęło coś niesamowitego
Do tej pory żaden północno amerykański skład nie zdobył majora. Cloud9 zakończyli złą passę i mocno liczą, że pomoże to w rozwoju sceny w ich kraju. Mocno przyczynił się do tego Tyler "Skadoodle" Latham, który został ogłoszony MVP całego finały. Nic dziwnego, gdy udało mu się uzyskać aż 79 fragów na trzech mapach, a stosunek zabić/zgonów (K/D) wyniósł około 1,44. Na koniec zobaczcie szczegółowe statystyki wszystkich zawodników:
Takich emocji oczekuję od największych imprez z CS:GO na czele. Najgorzej, gdy komuś ostatnie zwycięstwo przychodzi łatwo, a walka nie trwa długo. Nie raz przecież najlepsze mecze rozgrywały się w półfinałach, a nawet i ćwierćfinałach. Na szczęście w tym przypadku było inaczej. FaZe kontra Cloud9 to było dla mnie starcie gladiatorów. Mocne, interesujące, intensywne, z najwyższej możliwej półki. Można się z tym spierać. Każdy ma swoich faworytów, ale mimo tego, że sam nie jestem wielkim fanem tych dwóch formacji, to mecz zagwarantowali kapitalny. Oby równie mocnych doznań udało się dostarczyć na IEM 2018. Czego sobie i Wam życzę.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu