Felietony

Niepotrzebne nam podróże w czasie, bo w kinie serwują nam lata 90. w nadmiarze

Konrad Kozłowski

Pozytywnie zakręcony gadżeciarz, maniak seriali ro...

Reklama

Wszyscy mamy jakieś ulubione filmy. Niektóre z nich mogą mieć już na karku dobrą dekadę, dwie albo nawet trzy. Kultura remake'ów i powrotów znanych marek nie jest nowa, ale ostatnie miesiące, a może i lata to prawdziwy wysyp nowych-staych filmów. Dziś patrząc w repertuar można odnieść wrażenie, że wróciły nawet lata 90.

Czy to zdjęcie z lat 90.? Nie, to było zaledwie wczoraj

Jedno zdjęcie, a mówi tak wiele. Lista filmów, które są właśnie pokazywane w amerykańskich kinach obejmuje: Toy Story 4, Facetów w czerni, Godzillę, Aladdyna i Laleczkę. Co te produkcje mają wspólnego? Prawie każda z tych franczyz debiutowała w latach 90. (załóżmy że chodzi o amerykańską Godzillę z '98), poza Laleczką Chucky, która miała premierę w 1988, ale następne części serii poajwiały się jednak w kolejnych latach po 1990 roku. Co jeszcze przed nami? Wielki powrót Króla Lwa, na którego bilety wyprzedają się jak ciepłe bułeczki, bo nawet jeśli ktoś jest sceptycznie nastawiony (zaliczcie mnie do tego grona) to i tak z cieakowości wybierze się do kina, by sprawdzić, co tym razem wymyśliło Disney. O powrotach mówi się naprawdę sporo i to nie tylko w kinie (warto przypomnieć między innymi próbę wskrzeszenia Pogromców Duchów czy Jurassic Parku), ale i w telewizji.

Reklama

Wielki hit stacji AMC, czyli Breaking Bad, można dziś oglądać na Netflix, prawdopodobnie powróci z obydwoma głównymi bohaterami. Pamiętacie Twin Peaks? Otrzymaliśmy zupełnie nowy rozdział. Z Archiwum X? Też wróciło na antenę. Prison Break? A jakże - dostaliśmy zupełnie nowwy sezon ze starymi bohaterami. Jeśli uzbroimy się w odpowiednią ilość cierplwości, to podejrzewam, że doczekamy się także wielkiego come backu serialu Lost - Zagubieni. Stacja ABC nie ukrywa, że pewne przymiarki do realizacji projektu faktycznie były.

Żeby coś się udało, trzeba najpierw spróbować

Wymieniać można by bez końca. Przy każdym kolejny zdaniu tego tekstu przypominam sobie następne tytuły, które bazowały na klasycznej produkcji, są jej zupełnie nowym wcieleniem albo luźną interpretacją. Niezależnie od tego, jaką formę przyjmuje takii "remake", zwolenników i przeciwników takiego traktowania ich świętych marek nie brakuje. Nie obowiązuje żadna zasada, która mogłaby nam podpowiedzieć, czy pomysł na przywrócenie jednej czy drugiej franczyzy jest dobrym pomysłem, a kilkukrotnie przekonywaliśmy się o tym, że możliwe jest w dzisiejszych czasach nakręcić nowoczesną wersję klasycznego tytułu, ale chyba częściej spotyka nas zawód i to nie tylko dlatego, że nostalgia i sentyment są na tyle silne, że nie pozwalają nam zaakceptować nowej wizji, lecz z powodu niskiego poziomu nowych projektów.

Możemy się spierać, czy nowe Gwiezdne Wojny wpasowują się w kanon i czy sięganie po to, co już było jest dobrym pomysłem. Jestem zdecydowanie "za" takim podejściem, bo mimo, że jeden projekt na dziesięć się uda, to będzie to wystarczające, by dać pewnej grupie fanów sporo frajdy i radości, a niepowodzenia prędzej czy później zostaną wyparte z pamięci. Można śmiało zakładać, że kontynuacje, remake, rebooty, restarty i wszystkie inne "re-" będą się pojawiać i to chyba coraz częściej. Popyt na takie produkcje jest przeogromny i co ciekawe, wśród tych, którzy już zdążyli kupić bilety na pokaz nowego Króla Lwa, aż 94% jest fanami klasycznej animacji. Jak mówiłem, ciekawość wygrywa.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama