Przedwczoraj pisałem o polskim wynalazcy, Tadeuszu Sendzimirze, który wniósł spory wkład w rozwój przemysłu. Dzisiaj poświęcę uwagę innemu wybitnemu k...
Przedwczoraj pisałem o polskim wynalazcy, Tadeuszu Sendzimirze, który wniósł spory wkład w rozwój przemysłu. Dzisiaj poświęcę uwagę innemu wybitnemu konstruktorowi: Ferdinandowi Porsche. Nie trzeba być fanem motoryzacji, by znać to nazwisko. Miliony ludzi na całym świecie kojarzą niemiecką firmę produkującą luksusowe samochody. A ile osób potrafi powiedzieć coś o człowieku, od którego zaczęła się historia legendarnej marki?
Kilka miesięcy temu nabyłem książkę o krótkim, ale treściwym tytule: Garbus. Nie jestem fanem motoryzacji, ani tym bardziej małego Volkswagena (chociaż miałem w rodzinie pasjonata – kolekcjonera tego samochodu). Kupiłem, bo zapowiadała się ciekawie, a ja chciałem się dowiedzieć, jaką rolę w powstaniu tej maszyny odegrał Adolf Hitler. Pozycja jakiś czas leżała na półce, któregoś dnia do niej zajrzałem i… nie mogłem przestać czytać. Świetna lektura – brawa dla autorki, Andrei Hiott, bo to kawał solidnej pracy. Zdecydowanie polecam.
Wracam do postaci Ferdinanda Porsche. Człowieka zafascynowanego motoryzacją i całkowicie się jej poświęcającego. Od lat wczesnej młodości (piszę o nim dzisiaj, ponieważ urodził się 3 września 1875 roku) aż do śmierci. Porsche projektował i tworzył samochody już pod koniec XIX wieku – zaprezentowano je np. podczas Wystawy Światowej w Paryżu. Ciekawostką jest to, że były to maszyny elektryczne, a potem także hybrydy – to pokazuje, że historia tej branży mogła się potoczyć zupełnie inaczej i Tesla nie byłaby dzisiaj gwiazdą rodzącego się w bólach rynku samochodów z napędem elektrycznym.
Porsche nie był łatwym współpracownikiem, pracownikiem i szefem – zmieniał z tego powodu miejsca pracy i chociaż był utalentowany, podziwiany i pracowity, nie mógł narzekać na życie w luksusach. Na jego korzyść z pewnością przemawiał fakt, że zaraził rodzinę miłością do samochodów (niektórym przekazał to w genach) i wspólnie pracowali nad rozwojem branży, w tym biura projektowego sterowanego przez Ferdinanda. Być może zrodziłaby się z tego już wtedy ciekawa firma, ale rodziną Porsche zainteresował się inny wielki fan motoryzacji: Adolf Hitler.
Przyznam, że nie znałem tego wątku życia nazistowskiego dyktatora – był podobno zapalonym automobilistą, ale tylko w wymiarze teoretycznym. Nie posiadał prawa jazdy, nie prowadził samochodów, jednocześnie wiedział na ich temat wszystko lub prawie wszystko. Interesowały go nowe modele, wprowadzane nowinki, wystawy. Miał też plan: chciał, by niemiecką rodzinę było stać na samochód, by ulice zaroiły się od tanich, ale solidnych i przede wszystkim niemieckich maszyn. Problem polegał na tym, że takiego produktu po prostu nie było. Był za to Porsche.
Hitler podziwiał doświadczonego konstruktora, a ten pozwalał sobie na zachowania, których zbrodniarz nie wybaczyłby zbyt wielu osobom. Porsche nie pochwalał nazizmu, ale poszedł na kompromis – chciał stworzyć tani „samochód dla ludu” (tak można tłumaczyć słowo volkswagen), a Hitler mu to umożliwiał. Wiele osób z pogardą spojrzy na Ferdinanda Porsche i stwierdzi, że tę postać należy potępić i wymazać z kart historii. Rozumiem taką postawę, ale mnie do niej daleko – nie żyłem w tamtych czasach, nie stawałem przed wyborami, z jakimi mierzył się Porsche.
Niemiecki konstruktor z pewnością nie był człowiekiem bez skazy i wiedział, w jakim funkcjonuje systemie, ale jednocześnie starał się od tego uciekać. Chciał się zajmować wyłącznie pracą. Jedni powiedzą, że to głupota, drudzy, że tchórzostwo, jeszcze inni wskażą na konformizm. Pewnie każdy będzie miał w jakimś stopniu rację, lecz na nieszczęście Porsche losy świata potoczyły się tak, że nie mógł tworzyć w idealnych warunkach. Zamiast dopracowywać Garbusa w (s)pokoju, musiał zabrać się za projektowanie pojazdów bojowych lub przynajmniej takich, które powstawały z myślą o armii. Niektórych zainteresuje pewnie fakt, iż to właśnie Porsche przyczynił się do stworzenia ciężkiego działa pancernego Elefant, pracował też nad superciężkim czołgiem Maus.
Po wojnie Ferdinand Porsche trafił do francuskiej niewoli. Trudno stwierdzić, czy Francuzom zależało na ukaraniu niemieckiego konstruktora czy bardziej na pozyskaniu go dla swojego przemysłu. Ten drugi wariant nie był przecież ewenementem – wojska radzieckie, amerykańskie, francuskie i brytyjskie "wyławiały" przydatnych Niemców (nawet zbrodniarzy), by wykorzystać ich do realizacji swoich planów. A Porsche był bardzo łakomym kąskiem w tej kontrowersyjnej grze.
Na współpracę się nie zgodził, ale też nie został wypuszczony z dobrego francuskiego serca – rodzina musiała zapłacić „okup”. To wydarzenie podobno złamało Porsche, w pakiecie z podeszłym wiekiem, długimi latami ciężkiej pracy i wojną doprowadziło ono do obniżenia aktywności Ferdinanda Porsche. Umarł na początku roku 1951, ale wcześniej miał okazję przekonać się, że jego syn Ferry z zapałem i dobrymi wynikami kontynuuje dzieło ojca – samochód Porsche 356 powstał pod koniec lat 40. XX wieku. Miał sporo wspólnego z Garbusem, czyli projektem, który zapoczątkowała rodzina Porsche, a który po wojnie był rozwijany przez innych ludzi...
Źródło grafiki: youtube.com
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu