Obawiam się, że nie tylko ja na myśl o utracie telefonu na chwilę zamieram. Ale ta obawa nie wynika już tylko z utraty listy kontaktów czy zdjęć zapisanych w pamięci urządzenia. Właśnie zrobiłem mały rachunek sumienia i wyszło, że wyszłaby z tego niemała katastrofa!
Dzwonienie to najmniej istotna funkcja w moim telefonie
Choć z założenia smartfony to telefony z dodatkiem innych funkcji, w praktyce od lat dzwonienie to taki dodatek z którego korzystam dość rzadko. No, fajnie że to urządzenie potrafi do mnie zatelefonować, ale jednak dostęp do poczty elektronicznej, komunikatorów i rozmaitych aplikacji jest dla mnie dużo ważniejszym aspektem korzystania z nich. Ba, powiedziałbym nawet, że dostęp do biblioteki w aplikacji Pocket żebym nie nudził się w kolejce odgrywa dla mnie dużo większą rolę, aniżeli rozmowy głosowe. Dziwne? Może, ale jestem przekonany, że nie jestem jedyną osobą, która tak postrzega to urządzenie. Mina mi zrzedła dzisiaj na myśl o tym, co by się stało, gdybym stracił telefon.
Tracę telefon — robi się nieprzyjemnie
Nie jest trudno utopić telefon na wakacyjnych wyjazdach. Żaden to problem zgubić go, czy po prostu zostać okradzionym. Niby w teorii możemy wszystko ładnie załatwić: wystarczy wziąć inne urządzenie i zdalnie zablokować sprzęt, wymazać z niego wszystkie dane. Brzmi pięknie, ale nie jestem przekonany, czy w praktyce będzie to takie łatwe. Poza tym problemy zaczynają się dopiero za chwilę, kiedy nagle okazuje się, że rzeczy które były na wyciągnięcie ręki — teraz okazują się skomplikowane. Wiecie — podwójna weryfikacja i potwierdzenie SMSowym kodem dostępu przy logowaniu do usług, z których korzystamy na co dzień. Do tego pewnie wielu z was też zrezygnowało już z kart zdrapek na rzecz aplikacji mobilnej, albo właśnie SMSów. Dodajmy do tego jeszcze sejfy z hasłami, które przecież nie wszyscy synchronizują z jakąkolwiek chmurą. Śmiem nawet wątpić, że wszyscy mają kopię ich zawartości na jakimkolwiek dysku — ups, kolejny kłopot przed nami.
Co dalej?
Szczerze mówiąc — nie bardzo wiem co dalej. Wiem, że niektóre z przytoczonych wyżej problemów można rozwiązać w bardzo prosty sposób — na przykład podając jeszcze jeden zaufany numer telefonu, na który otrzymamy wiadomość weryfikacyjną. A kiedy będziemy już "u siebie" łatwiej będzie cokolwiek zdziałać. Ale mając na uwadze proces odblokowywania karty płatniczej zablokowanej po podejrzanej z punktu widzenia banku transakcji (waluta, dziwny czas, większa niż zazwyczaj suma) — nawet nie chcę myśleć ile problemów czekałoby na mnie tym razem. Bo mimo że kroki ku wyrobieniu karty SIM na stronach operatorów wydają się banalnie proste, to już wyobrażam sobie ile czasu zajęłoby to z moim szczęściem. Kiedyś kilka godzin spędziłem jeżdżąc od punktu do punktu operatora, by na końcu okazało się, że tylko jeden w całym mieście (!) oferował karty Nano Sim.
Jak od tego uciec?
Postrzegam to jako pewnego rodzaju uzależnienie. Ale tak naprawdę w którą stronę się nie obejrzę, nie widzę żadnego dobrego rozwiązania. O ile w kwestii weryfikacji w banku faktycznie można zawsze skorzystać z klasycznych kart, o tyle w przypadku logowania do naszych prywatnych terminarzy czy kont Apple ID gdzie mamy cały zastęp danych alternatyw właściwie nie ma. Ryzykujemy, albo wracamy do czasów analogowych.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu