Recenzja

Elgato prezentuje swój pierwszy mikrofon dla YouTuberów. Jest świetny!

Tomasz Popielarczyk
Elgato prezentuje swój pierwszy mikrofon dla YouTuberów. Jest świetny!
1

Należąca do Corsaira marka Elgato ma już na swoim koncie całe portfolio akcesoriów chętnie wybieranych przez twórców internetowych – począwszy od oświetlenia, przez karty do streamowania, a na różnego rodzaju uchwytach i greenboksach skończywszy. Teraz do tego grona dołączają dwa mikrofony, które zostały zaprojektowane specjalnie pod kątem wykorzystania w internecie.

Mikrofony Wave:1 oraz Wave:3 zostały zaprojektowane we współpracy z austriacką firmą LEWITT, która specjalizuje się w tego typu urządzeniach adresowanych do profesjonalistów. Już samo to sugeruje, że mamy do czynienia ze sprzętem z wyższej półki.

To mikrofony o kardioidalnej charakterystyce. Oba wyposażono w kapsuły pojemnościowe i 24-bitowe przetworniki analogowo-cyfrowe. Dopełnieniem tego jest opatentowana technologia zniekształcania dźwięku Clipguard. Jej zadaniem jest ciągła analiza sygnału wejściowego i w sytuacji nagłych skoków przekierowywanie go na dodatkową ścieżkę o niższym poziomie głośności. W dużym skrócie – chodzi o wyeliminowanie tych wszystkich przesterowań wynikających ze zbyt głośnego mówienia, krzyku itp. O takie sytuacje nietrudno szczególnie podczas streamów na żywo. Dotąd twórcy byli zmuszeni do nieustannego pilnowania i regulowania poziomów sygnału. Mikrofony Elgato Wave mają teraz robić to automatycznie za nich.

Oba mikrofony ponadto wyposażono w filtry dolnoprzepustowe (można je wyłączyć w razie potrzeby) oraz wewnętrzne pop-filtry. Te ostatnie służą do tłumienia zbędnych dźwięków wytwarzanych podczas wymawiania głosek zwarto-wybuchowych. W rezultacie dźwięk jest po prostu bardziej czysty.

Wave:3 jest droższym modelem. Wyróżnia się wyższą częstotliwością próbkowania (96 KHz w porównaniu z 48 KHz), przyciskiem dotykowym służącym do szybkiego wyciszania oraz wielofunkcyjnym pokrętłem służącym do regulacji głośności, wzmocnienia sygnału czy przenikania dźwięków z mikrofonu i komputera. Jego cenę ustalono na 749 złotych. Tańszy Wave:1 pojawi się w sprzedaży nieco później i kosztować ma 599 złotych.

Z czasem do sprzedaży trafią też dodatkowe akcesoria – m.in. zewnętrzny pop-filtr oraz uchwyt zapobiegający drganiom. Same mikrofony są już sprzedawane z podstawką, ale też z przejściówką, która pozwala podłączyć je do praktycznie każdego ramienia.

Jak Elgato Wave:3 spisuje się w praktyce?

Miałem okazję używać nowego Elgato Wave:3 na kilka tygodni przed premierą. Mikrofon robi bardzo dobre pierwsze wrażenie już po rozpakowaniu. Solidna konstrukcja nie woła do nas z daleka – „hej, jestem sprzętem gamingowym” (bo przecież tutaj znajduje się rodowód Elgato). Wręcz przeciwnie matowy design dobrze komponuje się z każdą konfiguracją. Korpus wykonano z tworzywa sztucznego, ale podstawka i maskownica są już metalowe. Mikrofon swoim kształtem nawiązuje do klasycznej stylistyki i zdecydowanie jest ozdobą na biurku.

No ale przecież nie stawiamy go tam dla ozdoby. Konstrukcję wyposażono zatem w kilka praktycznych dodatków. Najważniejszym jest wspomniane pokrętło, którego rola zmienia się w zależności od konfiguracji. Tuż nad nim mamy rząd białych diod LED, które informują nas o poziomie sygnału. Na samej górze umieszczono natomiast dotykowy przycisk wyciszania – i jest to lokalizacja dość niefortunna bo łatwo go dotknąć przypadkiem, a sam fakt wyciszenia jest sygnalizowany tylko diodą LED – brakuje jakiegoś sygnału dźwiękowego.

Z tyłu mikrofonu umieszczono złącze USB-C (odpowiedni kabel otrzymujemy w zestawie) oraz port słuchawkowy. Ten drugi służy oczywiście do stałego odsłuchu, więc jest niezwykle praktycznym dodatkiem.

Możliwości oprogramowania Wave Link czynią Elgato Wave:3 potężnym

Charakterystyka kardioidalna ma swoje ograniczenia, co sprawia, że nie wykorzystamy tego mikrofonu do stworzenia mini-studia. Elgato Wave:3 zaprojektowano pod streamerów, podcasterów i w tych zastosowaniach mikrofon będzie się sprawdzał znakomicie.

Tutaj szczególnie doskonale spisują się dwa wspomniane wyżej rozwiązania – Clipguard i wbudowany pop-filtr. Ten pierwszy skutecznie chroni przed wszelkimi przesterowaniami, co próbowałem wywołać mówiąc najgłośniej jak tylko potrafię mówić bez krzyczenia. W rezultacie dźwięk nie był idealny, ale zdecydowanie do odratowania w postprodukcji. Mechanizm dobrze spełnia swoją rolę i pozwala, szczególnie podczas nagrań na żywo, skupić się na swoich odbiorcach, a nie regulowaniu pokrętła. Wbudowany pop-filtr mile mnie zaskoczył, bo okazało się, że nie muszę do mikrofonu zakładać dodatkowej siateczki, co zawsze miałem w zwyczaju – bez niej Elgato Wave:3 działa równie dobrze i niestraszne mu wybuchowe głoski.

Mikrofon doskonale rejestruje dźwięk już po wyjęciu z pudełka, ale pełnię możliwości osiąga dopiero po zainstalowaniu dedykowanego oprogramowania Wave Link. Jest to rozbudowany mikser, za pomocą którego możemy sterować przenikaniem się dźwięków z różnych źródeł. Możemy tutaj umieścić łącznie aż do 8 kanałów (w tym również inne mikrofony czy czat z gry). Nie ukrywam, że w kwestii obsługi tego typu oprogramowania brakuje mi nieco doświadczenia, więc zaledwie liznąłem jego możliwości, które zakładam, że są stosunkowo duże.

Szczególnie, jeżeli posiadamy takie akcesorium jak Elgato StreamDeck – czyli dedykowaną stację z przyciskami. Mikrofon doskonale się z nim komunikuje, co pozwala nam stworzyć spersonalizowany zestaw guziczków służących do miksowania dźwięku w czasie rzeczywistym bez potrzeby przełączania się do dedykowanej aplikacji. I to jest naprawdę świetne.

Elgato Wave:3 - czy warto?

Elgato Wave:3 to świetny mikrofon o wielu atutach. Szczególne wrażenie robi jakość i szczegółowość rejestrowanego dźwięku wsparte technologią Clipguard i wbudowanym pop-filtrem. Po dodaniu do tego rozbudowanego oprogramowania otrzymujemy świetną mieszankę, którą z pewnością docenią streamierzy, youtuberzy, podcasterzy i inni twórcy internetowi.

Problem polega na tym, że Elgato Wave:3 atakuje segment cenowy, w którym dotąd królem był Blue Yeti X, który zapracował już sobie (i nie bez powodu) na status topowego. Będzie niezwykle trudno nowej marce nawiązać rywalizację na tym gruncie.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu