Firma doradcza Deloitte opublikowała bardzo ciekawy raport dotyczące elektroniki stosowanej w branży motoryzacyjnej. Wynika z niego, że udział komponentów elektronicznych w kosztach produkcji samochodów stale rośnie, za 10 lat może to być połowa wartości auta.
40% kosztu produkcji samochodu to elektronika, a będzie jeszcze więcej (i drożej)
Bezpieczeństwo kosztuje (krocie)
Jeszcze kilkanaście lat temu można było zaryzykować stwierdzenie, że samochód to urządzenie typowo mechaniczne. Dzisiaj takie określenie już raczej nie ma racji bytu, bo w nowych samochodach mamy coraz więcej elektroniki, która odpowiada głównie za zwiększanie naszego bezpieczeństwa. Jak szacuje Deloitte, w 1970 roku komponenty elektroniczne stanowiły około 5% kosztu produkcji auta. Wtedy takie systemy jak chociażby ABS czy elektroniczny wtrysk paliwa dopiero raczkowały. Teraz ABS (system przeciwdziałania blokowaniu kół podczas hamowania) i ESP (system stabilizacji toru jazdy) ma niemal 100% nowych aut, ale to dopiero początek.
W roku 2000 elektronika stanowiła już ponad 20% kosztu produkcji samochodu, a wchodziły do niej kolejne systemu jak poduszki powietrzne, pierwsze systemy inforozrywki czy obecne od dawna już odbiorniki radiowe, elektrycznie sterowane szyby itp. W kolejnych latach trend ten tylko przyśpieszył, w 2010 roku szacuje się, że komponenty elektroniczne stanowiły 35% kosztu całego samochodu, a duży wpływ na to zaczynały mieć systemu typu ADAS - Advanced Driver Assistance System, czyli wszelkiego rodzaju kamery i czujniki wspomagające kierowce.
Z szacunków IHS wynika, że w 2020 roku elektronika stanowi już 40% kosztu samochodu, a do 2030 roku jej udział w kosztach może wzrosnąć nawet do 50%, wraz ze wzrostem popularności aut elektrycznych które siłą rzeczy eliminują części mechaniczne takie jak silnik spalinowy. Już dzisiaj zresztą nasze samochody są bardzo zaawansowane, mają duże ekrany systemu inforozrywki, który potrafi wyświetlać mapy GPS z dokładnymi informacjami o natężeniu ruchu, posiadają elektroniczne zegary, kamery rozpoznające znaki, czujniki parkowania i wykrywające samochody w martwej strefie czy nawet czujniki wykrywające zmęczenie kierowcy.
Wymagania stawiane samochodowej elektronice są znacznie większe
Ilość elektroniki w samochodach będzie rosła również w związku z rozwojem technologii jazdy autonomicznej. Świetnie pokazuje to poniższy wykres, na którym widać ile różnych czujników potrzebujemy aby zrealizować jazdę autonomiczną na każdym poziomie. Level 5 to praktycznie samodzielna jazda samochodu w każdej sytuacji, ale Deloitte szacuje, że takich rozwiązań stosowanych na masową skale doczekamy się dopiero w 2040 roku, czyli za 20 lat. Elon Musk pewnie się z tym nie zgodzi, ale wszyscy sobie chyba zdajemy sprawę, że technologia swoje, a prawodawstwo swoje i to wcale nie musi być szybki proces.
Warto też zwrócić uwagę na jeszcze jeden czynnik, jakim jest wytrzymałość elektroniki stosowanej w samochodach. Przeciętny czas życia samochodu to 15-20 lat, przez ten okres powinien on być jak najbardziej niezawodny, więc części stosowane do jego produkcji muszą być wysokiej jakości i muszą operować np. w szerokim zakresie temperatur. Podczas gdy nasze elektroniczne gadżety jak telefony wytrzymują po 5-7 lat użytkowania, poduszki powietrzne czy układy wtryskowe muszą działać 15 lat i więcej. To też jest czynnikiem, który winduje koszty w górę. Doskonale to widać zresztą w cennikach, taki chociażby VW Golf, od 2000 do 2020 roku podrożał o kilkadziesiąt procent. Cześć tych kosztów to inflacja, ale elektronika też dołożyła swoje 3 grosze.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu