Felietony

"Dżentelmeńskie umowy" i groźby Steve'a Jobsa. Apple, Google i inni mogą mieć kłopoty

Konrad Kozłowski
"Dżentelmeńskie umowy" i groźby Steve'a Jobsa. Apple, Google i inni mogą mieć kłopoty
Reklama

Wszystkie publiczne wypowiedzi najważniejszych osób w firmach są zazwyczaj wcześniej przygotowywane, wielokrotnie czytane i sprawdzane, by po ich wygł...


Wszystkie publiczne wypowiedzi najważniejszych osób w firmach są zazwyczaj wcześniej przygotowywane, wielokrotnie czytane i sprawdzane, by po ich wygłoszeniu, zgodnie z intencją, wszystko było jasne lub przeciwnie - interpretacja słów pozostała w gestii słuchaczy. Są jednak takie rozmowy i wiadomości o których istnieniu możemy się nigdy nie dowiedzieć. Gdy tak się jednak stanie, ich autorzy mogą mieć poważne problemy.

Reklama

Prowadzone aktualnie postępowanie sądowe odnośnie tak zwanych "umów dżentelmeńskich" stało się przyczyną do upublicznienia niezwykle ciekawych dokumentów, które zawierają między innymi wiadomości przesyłane przez Steve'a Jobsa między innymi do Erica Schmidta (w roku 2006, podczas gdy pełnił on funkcję CEO w Google) oraz Edwarda Colligana, byłego CEO Palma.


E-maile dotyczą tematu "podbierania" pracowników firmy z Cupertino. Steve Jobs zagroził nawet byłemu dyrektorowi Palma pozwami sądowymi, na wypadek gdyby Palm nie zaprzestał tego typu praktyk. Jak zawsze, Jobs wyraził się w sposób dosadny wskazując "asymetrię w możliwościach finansowych" obydwu firm w nawiązaniu do wypowiedzi Eda: "I tak skończy się na tym, że będziemy płacić ogromne pieniądze ogromnej ilości prawników".


W dostępnych publicznie dokumentach przewijają się także takie nazwy jak Google, Intel, Adobe czy Walt Disney. Co ważne w 2010 roku Departament Sprawiedliwości wymusił na tych firmach podpisanie ugody, która miała powstrzymać firmy przed tego typu porozumieniami. W przyszłym miesiącu do sądu ma także zawitać sam Schmidt, który będzie musiał wytłumaczyć się między innymi z powyższej wiadomości, przesłanej do działu kadr w Google. Nie zdziwiłbym się, gdyby w ciągu następnych kilku tygodni światło dzienne ujrzały kolejne podobne dokumenty, a wtedy może zrobić się jeszcze ciekawiej.

Z całą pewnością takie kontrolowanie rynku i grożenie pozwami sądowymi nie mogło przypaść do gustu nienależącym do "klubu" firmom. Czerpanie korzyści ze swojej pozycji i wymuszanie takiego, a nie innego zachowania musiało w końcu spotkać się z odmową. Oczywiście pozwane firmy do samego końca starały się zapobiec upublicznieniu tych dokumentów i nic dziwnego - "walka" w sądzie to jedno, a cierpiący na tym wizerunek to drugie. Nie sądzę jednak, by miało to za wiele zmienić - czy przestaniemy nagle wybierać produkty wspominanych firm? Zapewne większość klientów nie będzie miała zielonego pojęcia o całym zajściu. Pozostali, w tym ja, mogą jedynie pokręcić głową na znak dezaprobaty.

Źródło: Reuters via Gizmodo. Źródła grafik: Gizmodo.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama