Choć wygląda to odrobinę jak walka Dawida z Goliatem (dziwna zbieżność pierwszych liter bohaterów, co nie?), DuckDuckGo zaczyna mi nieco imponować pewnością siebie w trakcie prowadzenia własnej krucjaty przeciw Google. Nie dość, że twórca alternatywy dla największej na świecie wyszukiwarki tworzy bolesne dla Mountain View raporty, to w dodatku prowadzi kampanie reklamowe, które większego przeciwnika mogą irytować.
Ale prawda jest taka, że o DuckDuckGo wiedzą obecnie głównie zaangażowani internauci, nieco bardziej zaawansowani od reszty. Owa reszta natomiast nie widzi świata poza Google. I może właśnie dlatego gigant nie robi w tym momencie nic, co by mogło zaszkodzić DuckDuckGo.
DuckDuckGo wsławił się raportami, w którymi tyra Google naprawdę mocno, a także eksperymentem, który jasno pokazał, że tryb incognito w niczym nie pomaga, a wyszukiwarka giganta i tak nas profiluje. Przy okazji, rewelacje twórcy alternatywy miały wymiar marketingowy. DuckDuckGo to poważny przeciwnik dla Mountain View, jeżeli chodzi o szeroko rozumianą prywatność. I to jest fakt. Nie śledzi, nie tworzy spersonalizowanych wyników wyszukiwania, nie irytuje "dziwnie dopasowanymi" reklamami. Nie zamyka w obrębie własnego ekosystemu i nie działa na szkodę użytkownika - przynajmniej to wynika z retoryki DuckDuckGo.
A przecież Google wykazał się dobrą wolą w stosunku do DuckDuckGo
Opisywaliśmy dla Was sprawę domeny Duck.com, która przez bardzo długi czas była w posiadaniu Google. Gigant nie chciał do pewnego momentu słyszeć o tym, by odstąpić swojemu konkurentowi ten adres, ale ostatecznie do tego doszło. Nie wiadomo dokładnie na jakich warunkach, ale dzisiaj wchodząc na stronę Duck.com, przenosimy się na DuckDuckGo. Długa wojna "o kaczkę" zakończyła się, kończąc pewien etap w historii internetu.
Ale DuckDuckGo ten akt dobrej woli widocznie nie wystarcza. Twórca alternatywnej wyszukiwarki cały czas tworzy bolesne dla Google treści, m. in. we własnej platformie blogowej i bardzo mocno promuje je w mediach społecznościowych. W promowanych na Twitterze pojawił się ostatnio wpis, w którym DuckDuckGo porównuje się do Google, oczywiście na korzyść własnego rozwiązania. I uderza tym samym w najpoważniejsze zarzuty, które stawia się kalifornijskiemu gigantowi.
Kacza alternatywa otwarcie krytykuje Google za to, że zamyka użytkowników w obrębie własnego ekosystemu i uprawia ich jak ziemię, zbierając niepostrzeżenie plony. Chodzi tutaj rzecz jasna o działania reklamowe, z których - bądźmy szczerzy - większość internautów nie zdaje sobie sprawy. Dla nich usługi mają działać, być darmowe (albo akceptowalne pod względem płatności) i być dostępne wszędzie. Reszta ich absolutnie nie obchodzi.
DuckDuckGo jednocześnie próbuje uświadomić użytkowników, w czym tkwi problem i dlaczego ich alternatywa jest lepsza. Oczywiście, nie do wszystkich ten tekst trafi i aby zrozumieć jego istotę, trzeba mieć przynajmniej szczątkową wiedzę na temat tego jak w ogóle działa internet i na czym zarabiają tacy giganci jak Google czy Facebook. Przekaz jest jednak mocny, prosty i mocno promowany. Dystrybucja kanałami sponsorowanymi tych treści nie jest przypadkowa i widać, że DuckDuckGo doskonale czuje się w roli "rewolucjonisty". I zastanawiam się, czy nie irytuje tym Google - szczególnie, że w ostatnim czasie zaproponował projekt ustawy, wedle której usługodawcy, wydawcy musieliby honorować ustawienie "Do Not Track". W tym momencie jest z tym... różnie.
Czy Google się odgryzie?
Myślę, że jeszcze nie. Ale może okazać się, że DuckDuckGo stanie się podmiotem tak potężnym, że gigant będzie musiał w jakiś sposób zareagować. Pytanie tylko - jak to zrobi? A może ogromny sukces alternatywnej platformy wyszukiwania będzie wiązał się z wymuszoną komercjalizacją tego przedsięwzięcia i porzuceniem starych ideałów? Nie jest to wykluczone - szczególnie, że DuckDuckGo cały czas rośnie. I niektórzy upatrują w tym poważne zagrożenie dla obecnego stanu rzeczy.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu