Bez fajerwerków. Tak można chyba podsumować ostatni raport kwartalny Apple. Czy to oznacza, że było źle, zaliczono gorsze wyniki i na giełdzie zrobiło...
Bez fajerwerków. Tak można chyba podsumować ostatni raport kwartalny Apple. Czy to oznacza, że było źle, zaliczono gorsze wyniki i na giełdzie zrobiło się czerwono? Otóż nie: wyniki były dobre, nawet bardzo dobre. Tyle, że większość osób spodziewała się takiego obrotu sprawy - przez brak fajerwerków rozumiem po prostu nudę. W tej nudzie pojawia się jednak kilka ciekawych pytań, które niedługo podgrzeją atmosferę i znowu nakręcą kilka apple'owskich sprężyn.
Przyznam, że w trakcie przeglądania wyników Apple za drugi kwartał 2014 roku (kalendarzowy), miałem czasem wrażenie, że patrzę na raport z pierwszego kwartału. Sporo podobieństw, wzrosty lub spadki sprzedaży właściwe dla tych samych kategorii produktów (rozwinięcie wątku w dalszej części tekstu). I dalsze zasilanie kont miliardami dolarów. Warto zapoznać się z tymi danymi, ale nie ulega wątpliwości, iż nie znajdzie się w nich zbyt wielu niespodzianek - Apple nie zaliczyło w ostatnich miesiącach żadnej głośnej premiery i rynek nie czekał z zapartym tchem, by dowiedzieć się, w jakim tempie/nakładzie sprzęt znika z półek. Podobnie będzie w tym kwartale - to typowy sezon ogórkowy, ciekawie zrobi się dopiero pod jego koniec. Klienci wstrzymają się z zakupami i będą wyglądać nowych produktów - swoista cisza przed burzą.
Burza może tu być właściwym słowem - wystarczy przywołać wczorajszy wpis Filipa, w którym przywołał pogłoski na temat rozmiarów produkcji nowego iPhone'a (nowych iPhone'ów?). Podobno Apple szykuje się na naprawdę duży popyt, a to może oznaczać, że przygotowali konkret. Jeśli wierzyć przeciekom, jakie trafiają do mediów od dobrych kilku miesięcy (a trudno uznać, by wszystkie były wyssane z palca), to gigant z Cupertino zaprezentuje duży smartfon (tabfon/fablet) i spróbuje zarobić na tym, na czym od kilku kwartałów/lat z większym lub mniejszym sukcesem próbuje zarobić konkurencja. Skoro już o zarabianiu mowa...
W poprzednim kwartale korporacja osiągnęła przychody na poziomie 37,4 mld dolarów. W porównaniu do analogicznego okresu roku 2013 oznacza to wzrost o ponad dwa miliardy dolarów. Wzrósł także zysk: z 6,9 mld dolarów w II kwartale 2013 roku do 7,7 mld dolarów w ostatnim kwartale. Na ten ostatni wynik radzę zwrócić szczególną uwagę: grubo ponad siedem (właściwie bliżej już do ośmiu) miliardów dolarów zysku osiągniętego w trzy miesiące. I to nie w najlepszym okresie sprzedażowym, a w tym słabszym. To pokazuje potęgę Apple i tłumaczy miliardy dolarów zebranych na kontach (nierzadko w rajach podatkowych, ale jednak). Pod tym względem firma wyprzedza zarówno globalnego potentata sprzętowego, czyli Samsunga, jak i partnera Koreańczyków, czyli Google. Pod koniec ubiegłego tygodnia pisałem o wynikach korporacji z Mountain View i przypomnę krótko, że zysk internetowego giganta wyniósł niecałe 3,5 mld dolarów. Widać różnicę. Przejdźmy do szczegółów.
Apple sprzedało w poprzednim kwartale 35,2 mln iPhone'ów. Rok wcześniej zanotowano wynik gorszy o 4 mln sztuk. Firma nadal poprawia sprzedaż swojego topowego produktu i to zapewne cieszy inwestorów. Niepokoić może ich jednak fakt, że wzrosty sprzedaży nie są już tak dynamiczne, jak na początku dekady, gdy kolejne modele iPhone'a poprawiały wyniki poprzedników w sposób brawurowy. Teraz jest dobrze, ale poniżej średniej właściwej dla całego rynku. Powód? Mówi się o nim już od kilku kwartałów: rynek napędzają teraz modele ze średniej i niższej półki cenowej. Czy Apple ma tu swoich przedstawicieli? W najniższym segmencie nie, w segmencie średnim rolę tę spełnia stary już model 4S (relatywnie stary). Jeśli ktoś szuka świeżego i przystępnego cenowo telefonu Apple, to po prostu nie kupi takiego urządzenia. Chyba, że od kieszonkowca.
Wprowadzając do oferty wspomniany już tabfon (albo tabfony), Apple prawdopodobnie poprawi wyniki sprzedaży i to w zauważalny sposób. Wydaje się jednak mało prawdopodobne, by w dłuższej perspektywie ruch ten pozwolił im utrzymać im drugą pozycję wśród największych producentów smartfonów. Do tego byłby potrzebny tańszy model, a na taki Apple chyba się nie zdecyduje. Przynajmniej nic na to w chwili obecnej nie wskazuje. Firma nie ma noża na gardle, zapewne pogodzi się z faktem, że pod względem liczby sprzedanych urządzeń wyprzedzą ją inni producenci (najpierw Lenovo). Mimo zajmowania dalszych miejsc na tej liście, korporacja z Cupertino nadal będzie odgrywać bardzo silną rolę na polu zysków czerpanych ze sprzedaży smartfonów. A to w pierwszej kolejności interesuje inwestorów.
Na smartfonowym rynku Apple nadal ma dużo do ugrania. Po pierwsze, mogą podbić wyniki sprzedaży tabfonem, po drugie, firma nieźle radzi sobie na rynkach wschodzących - wzrosty sprzedaży ich inteligentnych telefonów w państwach z grupy BRIC są zauważalne, a na tym przecież nie koniec (warto mieć na uwadze, że duże smartfony cieszą się dużym powodzeniem właśnie na rynkach wschodzących). I znowu: Apple może sprzedawać w Chinach mniej smartfonów, niż Xiaomi, ale zarobi na tym biznesie zdecydowanie więcej. Ta część biznesu korporacji z Cupertino stała się w ostatnich latach jej fundamentem i nic nie wskazuje na to, by w najbliższym czasie miał on ulec uszkodzeniu. Inna sprawa, że ów jeden fundament nie zostanie zastąpiony przez dwa silne filary - pozostałe produkty Apple będą jedynie tłem i dobudówką dla iPhone'a.
Niektórzy za niespodziankę (niepokojącą) uznają zapewne dalsze spadki sprzedaży iPada. W I kwartale o 16%, w II o 9% (w II kwartale 2013 roku sprzedano 14,6 mln iPadów, a w ostatnich trzech miesiącach 13,3 mln). Sprzęt, który początkowo był kreowany jako wspomniany drugi filar, drugie płuco Apple, traci na znaczeniu w wykresach obrazujących rozkład przychodów firmy. Dzisiaj wiadomo już, że tablety nie mają przed sobą tak świetlanej przyszłości, jak niektórzy im wróżyli. Do tego doszła konkurencja i to na dwóch frontach: najpierw sprzęt z Androidem, teraz rozkręcający się segment urządzeń z platformami Microsoftu. Będzie tylko gorzej? Niekoniecznie.
Niedawno Apple i IBM ogłosiły, iż zamierzają współpracować na rynku biznesowym i to powinna być szansa dla iPada - tworzenie oprogramowania, które przypadnie do gustu firmom, może się okazać strzałem w dziesiątkę. Gra toczy się o naprawdę duże pieniądze i zdecydowanie nie można bagatelizować wspomnianego ruchu Tima Cooka. Warto przy tym dodać, że segment oprogramowania odgrywa coraz większą rolę w przychodach Apple i ta tendencja również nie powinna się zmieniać - wpływy będą rosnąć i w końcu mogą się stać drugim pod względem wielkości źródłem przychodów firmy.
Dwa kolejne segmenty to komputery oraz iPody. W przypadku pierwszego należy zawrócić uwagę na fakt, że sprzedaż wzrosła, a przychody nie były znacznie mniejsze od wyniku wygenerowanego przez iPada. To potwierdza, iż tablety nie zastąpią PC - obie grupy urządzeń będą się uzupełniać. W realizacji konkretnych zadań jeden produkt może być lepszy od drugiego, ale o pełnej dominacji mowy nie ma i raczej nie będzie. Tak zdecydowali użytkownicy. Nie zmieni tego nawet współpraca z IBM na polu biznesowym (mobilnym).
Swoistą ciekawostką jest los iPoda. To dzisiaj typowy outsider w raporcie Apple. Jego sprzedaż spada, podobnie jest z udziałem w ogólnych wynikach (margines). Cały czas jednak przynosi on Apple niezłe zyski (ostatnio sprzedano prawie 3 mln sztuk) i nie można wykluczać, że dostanie od Apple drugie życie. Przecież do dzisiaj nie zostało jasno określone, jakie zadanie stoi przed przejmowaną właśnie firmą Beats. Możliwe, że szykowany jest tu grubszy projekt, a jednym z elementów składowych będzie iPod. Lub coś na jego bazie.
Patrząc na te wyniki można odnieść wrażenie, że Apple skupi się na produkcie sztandarowym (iPhone) i obuduje go pakietem innych produktów i usług. Nawet jeśli firma zdecyduje się na wprowadzenie nowej gamy produktów, to nie będzie miała ona takiej siły rażenia, jak smartfony. iWatch, o którym branża mówi od lat, podzieli los iPada i stanie się jednym z kilku mniejszych silników Apple. Czy to duży problem? Niewiele wskazuje na to, by w najbliższym czasie taki rozkład sił miał się zakończyć katastrofą: iPhone nie przestanie schodzić ze sklepowych półek niczym ciepłe bułeczki, problemy któregoś z mniej ważnych produktów będą nadrabiane innymi segmentami. Tym samym należy oczekiwać, że Apple nadal będzie prezentować raporty z rekordowymi wynikami...
Źródła informacji oraz grafik: apple.com, macstories.net
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu