Stało się i w Polsce dostępny stał się abonament Twitter Blue. Po przejęciu sterów przez Elona Muska, wreszcie w tym social medium zaczęło się dziać cokolwiek. Wcześniej bowiem, miałem wrażenie, że Twitter - o ile się rozwija - to robi to w bardzo powolnym tempie. Zmiana kierownictwa, zmiana podejścia biznesowego i chęć monetyzacji mocno zweryfikowała to, co dzieje się teraz.
Sam za Twitter Blue jeszcze nie zapłaciłem. Dlaczego? Bo w ostatnim czasie miałem trochę innych rzeczy na głowie i nie było mi to potrzebne do szczęścia. Subskrybenci Blue mogą liczyć na pakiet istotnych przywilejów: między innymi ich tweety mają priorytet, jak chodzi o odpowiedzi. Wpierw widzimy to, co napisali płacący Muskowi, a następnie całą resztę. Można więc powiedzieć, że "twitterowa burżuazja" może liczyć na pewne honory wynoszące ją ponad całą resztę, której Blue nie interesuje. Całe szczęście, że nie jest to jakoś szczególnie nachalne. Nie może być, bo straciło by swój sens.
Ponadto, subskrybenci Blue mogą cieszyć się statusem zweryfikowanego konta. System oznaczeń przewiduje różne kolory dla określonych grup: inaczej prezentowane są ośrodki należące do instytucji rządowych, inaczej media, a jeszcze inaczej ludzie, którzy płaca za Blue. Niebieski "znaczek" oznacza, że masz do czynienia z człowiekiem, który wydaje miesięcznie niecałe pięć dyszek za rozszerzone funkcje Twittera.
Ale nie tylko. Twitter Blue to również inne korzyści
Chociażby o połowę mniej reklam. Trzeba powiedzieć sobie wprost: zbyt zróżnicowanych formatów reklamowych na Twitterze nie ma: zazwyczaj są to polecane konta do obserwowania, tweety sponsorowane ze zdefiniowanym CTA (call to action, tzw. "wezwanie do działania": np. "Kup teraz"). Zdjęcie profilowe konta płacącego za Blue może być zasadniczo również tokenem NFT definiującym własność grafiki.
Pisząc tweety, w ramach Blue możesz użyć aż 4000 znaków. Jest więc opcja, aby zbudować swego rodzaju "longform" i zamiast opisywać rzecz w nie zawsze optymalnych wątkach po 260 znaków, wszystko możesz skondensować w jednym komunikacie. W pewnych sytuacjach może być to przydatne, aczkolwiek nie warto z tym przesadzać. Idea Twittera jest taka, by w bardzo krótkim materiale, zmieścić jak najwięcej konkretów - i to jest bardzo dobre. Osoby, które lubią bardziej zróżnicowane materiały, mogą umieszczać w tweetach wideo w jakości Full HD, a niezdecydowani mogą edytować post 5 razy w ciągu 30 minut. Rzecz przydatna np. drowi Maciejowi Kawęckiemu, który nie ma ostatnio dobrej formy i wytykane mu są błędy dotyczące promowanych startupów lub technologii. Ale nie o to chodzi, tutaj jestem zwyczajnie złośliwy: Twitter Blue pozwala na to, co na Twitterze powinno być standardem od dawna.
Nie mówię również o dostępie do funkcji beta z kręgu Twitter Labs, gdzie testowane są wszelkie nowinki. Teraz taki program na sens, wcześniej - jak wspomniałem - Twitter był nudny Jedyną jego siłą byli użytkownicy, wśród których jest przecież wielu celebrytów, dziennikarzy, instytucji - jest to główny kanał komunikacyjny w kontekście spraw globalnych.
Twitter Blue sprzedaje się dzięki elitarności
Pierwszeństwo w dyskusjach, oznaczenia, możliwość edycji postów. Twitter nie sprzedaje Blue dzięki temu, że jest tam wiele ciekawych rzeczy. Jak na prawie 50 złotych, nie widzę tam zbyt wielu przekonujących mnie argumentów. Warto jednak zwrócić uwagę na jedną kwestię: poprzez faworyzowanie płacących, przedstawianie ich jako swego rodzaju "elitę", subskrypcja Blue się udaje.
Ludzie po prostu chcą należeć do grupy osób poważanych, profesjonalnych. Lubią stwarzać pozory bycia kimś ważniejszym, niż w rzeczywistości. Twitter Blue uderza w takie właśnie instynkty i nie niesie za sobą istotnych korzyści. Pakiet funkcji jest w moim odczuciu - mimo wszystko - ubogi. Daje jednak to, czego ludzie potrzebują - a czasami nie zdają sobie z tego sprawy. Musk sprzedaje pozory, które chcemy stwarzać. I co ciekawe - robi to umiejętnie.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu