Nauka

Wystarczy prosty test z krwi. Koniec z inwazyjnymi badaniami

Jakub Szczęsny
Wystarczy prosty test z krwi. Koniec z inwazyjnymi badaniami
Reklama

Istnieją choroby, których nie da się potwierdzić w prosty sposób. Często potrzebne są badania, które ani nie są przyjemne, ani obojętne dla organizmu. Pobranie krwi wydaje się niektórym dosyć bolesną i inwazyjną procedurą - ale są zdecydowanie te gorsze. Mieliście nakłucie lędźwiowe? Ja miałem i nie polecam. Boli jak jasna cholera, a głowa po zabiegu pęka straszliwie.

U mnie szukano czegoś innego, ale tutaj mówimy o chorobie Alzheimera - bardzo smutnej, zawsze śmiertelnej i niepoddającej się żadnej terapii przypadłości związanej wprost ze starzeniem się. Jak diagnozuje się pacjenta, u którego podejrzewa się chorobę Alzheimera? Zazwyczaj są to badania obrazowe, których wyniki potwierdza się za pomocą nakłucia lędźwiowego. Istotny jest także obraz kliniczny danego pacjenta. Jeżeli neurolog widzi w rezonansie cechy utraty komórek nerwowych; w płynie mózgowo rdzeniowym: złogi amyloidu i białek tau; zauważa u pacjenta zaniki pamięci - sprawa jest prosta.

Reklama

Polecamy na Geekweek: Test combo na grypę, RSV i COVID-19. Jak sprawdzić na co chorujesz?

Niestety, taka procedura trwa, jest kosztowna i uciążliwa dla pacjenta. Jak wspomniałem wyżej: nakłucie lędźwiowe po prostu boli i zdarzają się powikłania, które u osób starszych występują częściej. Próbowano stosować proste testy z krwi, aby wykryć niewielkie ilości białek tau we krwi, ale dotychczas były to procedury mniej dokładne i przez to wybierane rzadziej. Natomiast jest nadzieja na to, aby się to zmieniło: w czasopiśmie Brain, międzynarodowy zespół złożony z badaczy ze Szwecji, Włoch, Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych opisał nowy test krwi oparty na przeciwciałach, który niedawno opracowali. W taki sposób możliwe jest udowodnienie z całą pewnością, że w organizmie pacjenta znajdują się charakterystyczne białka tau różnicujące chorobę Alzheimera chociażby od Parkinsona, MSA i wielu innych chorób związanych z degeneracją układu nerwowego. Jak wynika z publikacji, po przeprowadzeniu potrzebnych badań na 600 pacjentach, zespół stwierdził, że ich test może wiarygodnie odróżnić chorobę od innych chorób neurodegeneracyjnych.

Społeczeństwa się starzeją. Nie tylko te w krajach rozwiniętych

Narzekamy na NFZ i polskie szpitale, ale nie jest u nas tak źle jak w krajach Bliskiego czy Dalekiego Wschodu, gdzie dostęp do kosztownych procedur medycznych jest bardzo trudny. Uzyskanie dostępu do rezonansu magnetycznego albo kosztuje niebotyczne pieniądze, albo jest po prostu niemożliwe. Prosty, tani test z krwi mógłby okazać się błogosławieństwem dla ludzi mieszkających w regionach, gdzie ochrona zdrowia jest mniej dofinansowana i rozwinięta.

Nie bez znaczenia jest niska inwazyjność takiego badania: pacjenci, u których podejrzewa się choroby neurodegeneracyjne są zazwyczaj słabsi fizycznie, nierzadko już wyniszczeni, a w krajach mniej rozwiniętych: z wieloma "towarzyszącymi" przypadłościami. Każda taka zmienna powoduje, że ilość powikłań związanych chociażby z badaniem płynu mózgowo-rdzeniowego zwiększa się w takiej populacji. Lepsza diagnozowalność tego typu przypadłości to zasadniczo gwarancja lepszej opieki dla osób, którym nie jesteśmy na razie w stanie pomóc. Praktycznie wszystkie choroby związane z degeneracją układu nerwowego są zawsze śmiertelne i nie do powstrzymania.

Mam nadzieję, że już niedługo i pod tym kątem ogłosimy przełom.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama