Artykuł sponsorowany

David Cage tworzy niesamowite opowieści, Detroit: Become Human przypieczętuje tę śmiałą tezę

Paweł Winiarski
David Cage tworzy niesamowite opowieści, Detroit: Become Human przypieczętuje tę śmiałą tezę
Reklama

Z końcem maja na PlayStation 4 trafi jedna z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie gier tego roku. I choć dla niektórych Detroit: Become Human będzie pierwszą grą studia Quantic Dream, to muszą oni wiedzieć, że pomysł na ten niecodzienny sposób wirtualnego opowiadania historii powstał dużo wcześniej, a francuskie studio przez lata dopracowywało i doskonaliło gatunek, który samo stworzyło.

Twórczość Davida Cage’a poznałem dość późno, bo dopiero w 2010 roku gdy w napędzie konsoli PlayStation 3 wylądowała gra Heavy Rain. Początków specyficznego opowiadania historii i prowadzenia rozgrywki, z których słynie ekipa Quantic Dream trzeba jednak szukać dużo wcześniej, bo w 1999 roku kiedy to Cage wydał The Nomad Soul - później kontynuował swoje poszukiwania tworząc kultowe dla niektórych Fahrenheit. I to właśnie wspomniany wyżej Heavy Rain był dla studia przełomem oraz grą, która wyróżniała się na tle pozostałych produkcji pojawiających się wtedy na rynku.

Reklama

Gier Quantic Dream nie da się zaszufladkować, zaryzykowałbym raczej stwierdzeniem, że studio stworzyło własny gatunek, który sam nazywam filmowymi przygodówkami lub - dość odważnie - interaktywnym filmem. Nie są to może idealne określenia, natomiast trochę oddają to, czym są te produkcje. Grając w Heavy Rain, Beyond: Dwie Dusze, czy świetnie zapowiadające się Detroit: Become Human mam wrażenie, że oglądam film, na który mam bezpośredni wpływ. Z jednej strony uczestniczę w zaplanowanej historii, którą chcą mi opowiedzieć twórcy, z drugiej w dużej mierze to ja decyduję o tym, co wydarzy się na ekranie. Gry studia Quantic Dreams świetnie się ogląda i wielokrotnie spotkałem się z sytuacjami, w których znajomy siedział przy konsoli, a jego ładniejsza połowa - kompletnie nie interesująca się grami - towarzyszyła mu jako widz. To tylko potwierdza tezę, że gry Davida Cage’a skierowane są nie tylko do hardkorowych graczy, ale również to tak zwanych casuali, którzy chcą po prostu wziąć udział w ciekawej opowieści.

Cage zaciera granicę między grą, a filmem

Próby upodobnienia gier do filmów podejmowano już lata temu. Kreskówkowe Dragon’s Lair, wymagające refleksu Mad Dog McCree czy ponura Phantasmageria. Tu starano się kupić gracza filmową grafiką kojarzącą się z produkcjami znanymi z wypożyczalni kaset wideo. Albo Mortal Kombat, tam zwykło się mówić o digitalizowanych postaciach - takie zabiegi miały na celu upodobnienie gier do filmów. Chodziło jednak przede wszystkim o oprawę graficzną, a nie faktyczne uczestnictwo w oglądanym materiale. I tak naprawdę to właśnie Heavy Rain z 2010 roku pokazał, że można to zrobić inaczej. Zarówno swoboda rozgrywki, jak i immersja były zupełnie inne niż w klasycznych przygodówkach czy w zasadzie jakichkolwiek grach dostępnych wtedy na rynku. Nikt inny nie opowiedział historii w ten sposób, nikt inny nie wprowadził do niej gracza tak, jak Cage.

Studio Quantic Dream nie zwalnia tempa i 5 lat po wydaniu bardzo dobrego Beyond: Dwie Dusze, kontynuuje swoją misję w świecie gier wideo. A ta jest już jasna - zaserwować tak bardzo filmowe doświadczenie, jak to tylko możliwe. W produkcję gry znów zaangażowani są prawdziwi aktorzy, którzy poza twarzami użyczają emocji. Ponownie tygodnie, jeśli nie miesiące ekipa spędza nie tylko na klasycznych sesjach motion-capture, ale również na reżyserowaniu całych scen na tak zwanym green screenie. To mnóstwo pracy, ale efekt za każdym razem robi ogromne wrażenie - nie inaczej będzie i tym razem. Ja już miałem okazję pograć trochę w Detroit: Become Human i jako fan produkcji Davida Cage’a nie mogę doczekać się premiery. Również dlatego, że tematyka gry jest mi bardzo bliska - androidy i sztuczna inteligencja.

To jest nasza przyszłość

Kompletnie nie dziwię się temu, że ludzie oszaleli po zobaczeniu technologicznego demo o nazwie Kara. Teoretycznie miał być to tylko pokaz możliwości silnika, jak wspominają jednak sami twórcy Detroit: Become Human, zostali zasypani pytaniami o to, czy ta krótka opowieść przerodzi się w grę. Co Wy byście odpowiedzieli? Przecież to jasny sygnał, że gracze chcą poznać tę właśnie postać i tę historię oraz wejść do świata niedalekiej przyszłości.

Reklama

Zarówno po obejrzeniu zwiastunów jak i ograniu fragmentu przedpremierowego kodu Detroit: Become Human jestem więcej niż pewien, że to jest przyszłość mojego dziecka. Po części też moja, choć trochę obawiam się, że w tej dokładnie formie mogę jej już nie doczekać. Czytając i pisząc o nowych technologiach ciągle słyszę o robotach i sztucznej inteligencji. Te dwa aspekty są nierozerwalne i choć gdzieś w głowie pojawia się obraz Skynetu niszczącego ludzkość to szczerze wierzę, że będziemy w stanie lepiej zadbać o naszą przyszłość. A są nią androidy, które będą pomagać człowiekowi. Wyobraźcie sobie o ile łatwiej wyglądałaby Wasza codzienność gdyby mechaniczne postacie z Detroit pojawiły się w Waszych domach. U mnie żyje jeden robot, opisywany przeze mnie niedawno odkurzacz automatyczny. To oczywiście tylko namiastka tego, co robiła Kara u swojego właściciela, ale ja już nie potrafiłbym żyć bez tego gadżetu, jestem w stanie zrozumieć, że ludzie pokochają kiedyś androidy.

A te w Detroit: Become Human wykorzystywane są do różnych zadań. Podczas przedpremierowego pokazu miałem okazję wcielić się w sztuczną skórę trzech z nich - Karę, która jest typowym robotem do zadań domowych - niestety bardzo źle traktowanym. Zbierałem walające się po mieszkaniu brudne talerze, podawałem piwo i sprzątałem pokój dziecięcy. Przez jakiś czas kierowałem Connorem, który jest mechanicznym detektywem pomagającym rozwikłać trudne sprawy (i dość kiepskim negocjatorem). Markus natomiast opiekował się starym, schorowanym właścicielem, odbierał dla niego farby i pomagał w codziennych czynnościach.

Reklama

Jakie będą androidy naszej przyszłości? Może zyskają one prawdziwą świadomość i będą żyć obok nas jak chociażby w serii filmów Bladerunner? Oby tylko ta przyszłość była mniej ponura od obrazów pokazywanych na kinowych ekranach.

David Cage umie grać na emocjach i każda z jego gier utkwiła mi w pamięci na długo. Tym bardziej nie mogę doczekać się pełnej wersji Detroit: Become Human. Chcę poznać zarówno swoje wybory, to jak wpłyną na opowieść - ale również świat i historię opowiedzianą przez ekipę Quantic Dream. Takich gier jak oni, nie robi na rynku nikt. Tym bardziej podoba mi się ewolucja, jaką serwuje w swoich grach Cage. Jest mistrzem stworzonego przez siebie gatunku i ciekawi mnie czym zaskoczy w 2018 roku.

Tekst powstał we współpracy z PlayStation Polska

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama