Denerwuje mnie pojęcie "postprawda", używanie go w kontekście informacji po prostu nieprawdziwych, zmyślonych, bardzo nagiętych. Trzeba nazywać rzeczy po imieniu. Jeszcze gorsze jest to, że fałszywych wiadomości przybywa, coraz trudniej się przez nie dokopać do prawdziwych wydarzeń. Niebawem pomóc ma w tym Wikitribune - serwis uruchamiany przez współzałożyciela Wikipedii. Na papierze projekt wygląda naprawdę ciekawie. Oby tak wyszło w praktyce...
Darmowy serwis informacyjny, pozbawiony reklam i wyłącznie ze sprawdzonymi informacjami? Poznajcie Wikitrybunę
Wikitribune ma być poszukiwaniem nowej drogi w tworzeniu i dostarczaniu informacji. Niezależnym od inwestorów, pogoni za klikami, rynku reklamy, który jest pożerany przez dwóch największych graczy: Google i Facebooka. Czy serwis będzie zatem bazował na pracy wolontariuszy? Częściowo tak. Jednak to nie gwarantowałoby wysokiej jakości, czytelnik nie miałby pewności, z czasem nawet przekonania, że to, co czyta, jest prawdziwe. Jak rozwiązano sprawę?
Serwis ma być utrzymywany z wpłat społeczności - typowy crowdfunding, ale rozciągnięty w czasie, chętni mają regularnie przekazywać środki na rozwój portalu. Z tych pieniędzy ma być finansowana nie tylko infrastruktura, lecz także zawodowi dziennikarze. Ich zadaniem będzie tworzenie treści oraz korekta/sprawdzenie tekstów nadsyłanych przez wolontariuszy. Chociaż społeczność będzie mogła wprowadzać poprawki we wpisach, to nie będą one uwzględniane, jeśli nie zostaną zaakceptowane przez wspomniany zespół dziennikarski.
Taka forma finansowania ma sprawić, że Wikitribune nie będzie się rzucał na tanią sensację, nie będą popełniane clickbaity. Nie będzie też jednego dużego inwestora lub ich grupy, który będzie chciał uczynić z serwisu swoją tubę. Jednocześnie do treści mają mieć dostęp wszyscy - za darmo. Intryguje mnie to, ile pieniędzy uda się początkowo zebrać i jak rozwinie się projekt? Jimmy Wales wspomniał, że wstępnie chciałby stworzyć zespół 10-20 osób - trzeba przyznać, że to dość ambitne.
Współtwórca Wikipedii przekonuje, że ludzie chcą serwisów, co do ktorych mają pewność, że serwują prawdziwe informacje. Część społeczeństwa pewnie faktycznie na to czeka. Ale czy większość? Ludzie chcą czytać to, w co wierzą. Informacje z Wikitribune będą przez nich uznawane za nieprawdziwe, jeśli znajdą w nich coś niepasującego do światopoglądu. Serwis nie zmieni ani świata, ani nawet rynku mediów. Zastanawiam się przy tym, czy można gwarantować obiektywizm pisząc o tym, że zatrudni się fachowców, prawdziwych dziennikarzy - to też są ludzie z krwi i kości, jednostki niepozbawione wad. Na Zachodzie pewnie wygląda to inaczej, ale w Polsce profesja dziennikarza staje się ponurym żartem. Pokaźny ich odsetek nie poszukuje prawdy, lecz nagina ją do swoich doraźnych potrzeb. Rynek psują właśnie ci "profesjonaliści".
W zależności od tego, ile pieniędzy będzie wpływać do serwisu, powstawać mogą kolejne (po angielskiej) wersje językowe Wikitribune. Interesujące jest to, że zespół ma być rozbudowywany o speców z dziedzin, które wskaże społeczność: jeśli pokaźna część stwierdzi, że chce prawdziwych i sprawdzonych informacji o medycynie, to będzie poszukiwany dziennikarz specjalizujący się w tematyce medycznej. Ważne tematy nie trafią w ręce młokosa, który o danym zagadnieniu nie ma zielonego pojęcia.
Wszystko to brzmi pięknie, ale z opinią wstrzymam się do czasu startu serwisu, a nawet kilku miesięcy jego funkcjonowania. Kto wie, może w tym "szaleństwie" jest metoda? Nowych rozwiązań trzeba szukać, bo rzeczywiście robi się nieciekawie, Internet nie może być miejscem, w którym prym wiodą plotki, kłamstwa i celebryci walczący o chwilę uwagi. Chyba nie tego spodziewamy się po tak wielkim i nowoczesnym medium...
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu