Moją przygodę ze smartphonami z Androidem zaczynałem od HTC G1. Na swoje czasy był to moim zdaniem bardzo dobry telefon, wyróżniający się fizyczną kla...
Później jednak przyszedł czas na iPhona - racjonalnie pewnie mógłbym się przed nim obronić, ale nie znam racjonalnego Geeka czy gadżeciarza. Tak więc wykosztowałem się na olbrzymią jak dla mnie kwotę i nabyłem pierwszego iPhona - na szczęście koszty szły w firmę także nie bolały w całości tak bardzo. iPhone w porównaniu do G1 z Androidem był dla mnie jak tygrys w Zoo.
Bardzo fajny, szybki, przejrzysty i sprytny telefon ale ciągle natrafiałem na jakieś ograniczenia i mogłem robić dokładnie tylko to co wymyślił sobie twórca aplikacji. Czułem się jak prowadzony po sznurku. Oczywiście warto pamiętać jaki był wtedy system iPhona - bez powiadomień, możliwości tworzenia folderów, z większymi ograniczeniami co do aplikacji itp.
Niestety mój pierwsza iPhone spotkał się z podłogą i to go wykończyło. Później korzystałem z kilku różnych dziwnych telefonów jak Nokia czy HTC żeby w końcu wrócić do iPhona.
Z przerażeniem stwierdziłem po dwóch dniach zabawy z telefonem wyposażony w system od Google, że to nie jest system dla mnie. Z przerażeniem dlatego, że pamiętam jak byłem zafascynowany możliwościami jakie dawał i daje bardzo elastyczny Android.
Niestety tak jak i większość użytkowników iPhona wpadłem w rutynę uproszczeń, narzuconego flow korzystania z telefonu i ładnych ikonek i aplikacji. Szczerze mówiąc czuję się lekko ogłupiony tym efektem niechęci do czegoś (Android) co jeszcze nie tak dawno bardzo mi się podobało.
Android po dłuższej przerwie (nie licząc paru pojedynczych testów) wydaje mi się systemem trudnym, mniej seksi i bardziej wymagającym. W pewnych elementach jest tak różny od iOS, że przyzwyczajenie podpowiada mi, że to jest złe i nie wygodne (mimo iż to nie prawda).
Zdaję sobie sprawę, że iOS nie jest lepszym systemem od Androida, zresztą nie o to który system jest lepszy tak naprawdę chodzi. Sztuką jest wciągnięcie użytkownika w swój "świat" w takim stopniu, żeby nie wyobrażał on sobie zmiany i przejścia na cokolwiek innego i wręcz odizolowanie go od alternatywy.
I nawet zakupione aplikacje nie są tutaj tak dużym problemem - ze stratą kilkudziesięciu czy nawet setki dolarów jest się pewnie w stanie każdy pogodzić. Bardziej chodzi o pytanie po co zmieniać skoro wszystko nam pasuje i jest wygodnie? Nikt nie lubi zmian (oprócz tych którzy je wprowadzają).
Z reklam czy też krótkich testów w salonie nie przekonamy się do innego systemu mobilnego - choć WP7 moim zdaniem ma świetny flow to jednak trzeba z nim spędzić kilka dni by naprawdę go docenić. Takiej szansy przeciętny klient telekomu mieć jednak nie będzie.
Wnioski? Biorąc pod uwagę niechęć do zmiany i przyzwyczajenia coraz bardziej zrozumiałe jest dlaczego tak bardzo firmy walczą o parametr jakim jest liczba aktywacji nowych telefonów. Ta baza to dla nich podstawa do wciągania użytkowników w "swój świat", z którego później bardzo trudno będzie im się wydostać. Nie zazdroszczę więc sytuacji Microsoftu, który swoim WP7 musi teraz walczyć z przyzwyczajeniami i celować w tych nowych i młodych klientów którzy jeszcze nie są w żadnej grupie i statystykach.
Mnie osobiście natomiast przeraziło jak bardzo dałem się "sformatować", jak niechętnie patrzę na zmiany jeśli chodzi o system mobilny. Nie lubię siebie takiego i dlatego czuję się "ogłupiony".
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu