Felietony

Czy warto kupić telefon Samsung AMOLED?

Maciej Sikorski

Fan nowych technologii, ale nie gadżeciarz. Zainte...

Reklama

Zmiany, zmiany, wielkie zmiany widzę. Wy pewnie też je dostrzegacie - rozwój technologiczny przyspiesza, nie ma tygodnia, w którym nie pojawiłaby się ...

Zmiany, zmiany, wielkie zmiany widzę. Wy pewnie też je dostrzegacie - rozwój technologiczny przyspiesza, nie ma tygodnia, w którym nie pojawiłaby się ciekawa informacja na temat nowych produktów czy usług, odważnych projektów, badań dotyczących technologii przyszłości. Rynek będzie ewoluował w coraz szybszym tempie, na dobrą sprawę można to już chyba uznać za ciągłą rewolucję. Jakkolwiek to brzmi. W tym wszystkim są oczywiście ludzie, którzy odnajdują się w temacie. Ale stanowią zdecydowaną mniejszość.

Reklama

Mam starszego znajomego, który lubi pytać o zmiany w świecie technologii. Z przekąsem dopytuje, kiedy będzie mógł kupić latający samochód. Niedawno dostał ode mnie kolejną porcję informacji, a zdecydowanie było o czym opowiadać, przecież właśnie zakończyły się targi CES. Znajomy wysłuchał, pokiwał głową, stwierdził, że "dzieje się", a na koniec zapytał czy polecam telefon Samsung AMOLED. Przyznam, że nie wiedziałem co odpowiedzieć. Musiałem dopytać czy dobrze usłyszałem i zrozumiałem. Ale tak: pytanie dotyczyły telefonu Samsung AMOLED.


Taki model reklamowano ponoć ostatnio w telewizji. Albo w gazecie - rozmówca już do końca nie pamiętał. Ale zapamiętał tę firmę i słowo AMOLED. A że właśnie szuka nowego telefonu, to chciał się skonsultować w tej kwestii. Był zdziwiony, gdy dowiedział się, że to nie jest model telefonu, że AMOLED odnosi się do ekranu i mogło się pojawić w reklamie jako coś wow, motyw, który ma zachęcać do wyciągnięcia portfela. Nie wiem, jakie były inne mocne strony sprzętu, ale podejrzewam, że i one zostały niewłaściwie odebrane podczas reklamy. Czy to problem kolegi? Czy ten przekaz był niezrozumiały tylko dla tej jednej osoby. Dodam, że na innych polach człowiek ten odnajduje się naprawdę dobrze, nierzadko potrafi zaimponować wiedzą. Ale w przypadku nowych technologii jest słabo.

Szybko pojawia się pytanie: ile osób podobnie zrozumiało reklamę telefonu i szuka teraz modelu Samsung AMOLED? Albo telewizorów, komputerów, tabletów, w których jakąś funkcję czy technologię uznali za nazwę produktu? Podejrzewam, że może ich być sporo. Ta liczba będzie pewnie rosnąć, a nie maleć, ponieważ nowe technologie będą się rozkręcać i wpływać na inne sektory gospodarki. Przykład pierwszy z brzegu to AGD i lodówka, o której pisałem kilka dni temu. Na dobrą sprawę to hybryda lodówki i dużego tabletu. Gdy producent zacznie mówić o nowoczesnych funkcjach tego urządzenia, niezwiązanych z samym chłodzeniem, część klientów może jedynie drapać się w głowę i stwierdzić, że nie rozumie co to za sprzęt i jakie są jego atuty.


Wspomniałem o pytaniu dotyczącym latających samochodów. To na razie żart, przez długie lata będzie to żart, ale prawda jest taka, że biznes motoryzacyjny poważnie się zmienia. Tydzień temu pisząc o sojuszu Lyft i GM przytoczyłem słowa jednego z decydentów koncernu motoryzacyjnego - stwierdził, że ta branża w ciągu ostatnich pięciu lat zmieniła się bardziej niż przez wcześniejsze pięć dekad. Ma rację. A to prawdopodobnie początek większych przemian. Wystarczy spojrzeć na to, co firmy prezentowały podczas tagów w Las Vegas, przeczytać doniesienia dotyczące ich inwestycji i planów. Samochody nie będą latać, ale staną się elektryczne, autonomiczne, w jakimś stopniu nawet inteligentne. A my nie będziemy ich kupować, lecz zmawiać, gdy zajdzie taka potrzeba. Brzmi jak SF? Możliwe, ale czy ktoś założy się o duże pieniądze, że ten scenariusz się nie spełni?

Przez długie dekady samochody mogły być reklamowane w podobny sposób: podawano spalanie, pojemność bagażnika, przyspieszenie od 0 do 100 km/h czy wymieniano systemy, które można było łatwo przyswoić, nie bombardowano ich liczbą i stopniem skomplikowani. Teraz mamy natomiast do czynienia z coraz bardziej rozwiniętymi pojazdami. Reklama Tesli, gdyby firma postanowiła opowiedzieć o niektórych istotnych rzeczach, byłaby czarną magią dla sporej części potencjalnych klientów. Mogłoby się skoczyć na tym, że ktoś chciałby się dowiedzieć, ile kosztuje model Tesla supercharger.

Reklama


Zmierzam do tego, że zmiany uciekają sporej części społeczeństwa. Rozwój technologiczny, który ich także będzie dotyczył, uznają jedynie za ciekawostkę, może w ogóle go nie zauważają, nie widzą w tym tematu, który warto poznać. Wystarczy przykład targów CES: to wielkie wydarzenie, ale dla ludzi z branży oraz tych, którzy się nią interesują. Spytajmy przeciętnego Polaka (ale też Francuza czy Niemca) o tę imprezę i pewnie zrobi on jedynie duże oczy, wzruszy ramionami. Dla tych ludzi samojezdne samochody, gogle VR albo druk 3D to nadal terra incognita. Czy to jest problem?

Reklama

Ktoś stwierdzi, że nie. Przecież nie można być specem od wszystkiego. Po co komu ta wiedza, po co miałby śledzić wiadomości akurat z tej branży? Z jednej strony ma rację - sam gubię się w wielu dziedzinach życia. Ale odpuszczenie zmian technologicznych może mieć niebezpieczne konsekwencje: jeżeli one nagle zwalą się na czyjąś głowę, to człowiek będzie miał problem z odnalezieniem się we współczesnym świecie. Jeżeli przez lata będzie unikał tematu, ten i tak go dopadnie i to ze zdwojoną siłą. Skończy się na tym, że problemem stanie się zrobienie zakupów, opłacenie rachunków czy wykonanie telefonu.


Z czasem każdy z nas może się zderzyć z tym problemem - skoro rozwój będzie przyspieszał, to i osoby zainteresowane tematem, odnajdujące się w nim, w pewnym momencie nie nadążą. Chyba, że specyfika zmian sprawi, iż wszystko stanie się bajecznie proste. Asystent głosowy wybierze nam telefon, więc nie będziemy musieli wiedzieć, co to jest AMOLED...

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama