A gdyby tak popuścić wodze fantazji i spróbować wyobrazić sobie jak będzie wyglądał świat za kilkadziesiąt lat? Odkąd pamiętam uwielbiałem filmy ...
Czy tak wyglądać będzie nasza przyszłość?
Pierwszy komputer, Atari 65 XE, dostał pod choinkę...
A gdyby tak popuścić wodze fantazji i spróbować wyobrazić sobie jak będzie wyglądał świat za kilkadziesiąt lat?
Odkąd pamiętam uwielbiałem filmy science-fiction. Oczywiście zawsze więcej w nich było fiction niż science, ale wyobrażałem sobie jak będzie wyglądać przyszłość. To były te czasy, kiedy dla młodego Polaka przejawem nowoczesności był kupiony przez rodziców mały telewizor zachodniej firmy. 14 cali szczęścia, dzięki którym można było oglądać świat w zaciszu własnego małego pokoju. Kiedy kilka tygodni temu widziałem takie urządzenie, poczułem łezkę nostalgii, ale jednocześnie dziwne uczucie niedowierzania, jak można było trzymać takie niezgrabne pudło na szafce. Duże (choć przecież małe), ciężkie, wyglądające dobrze tylko jeśli było schowane w meblościance. Dziwne, bo przecież płaskie telewizory i monitory zadomowiły się w naszych mieszkaniach stosunkowo niedawno. Płyta indukcyjna zamiast gazowego palnika, ekrany komputerowe w samochodach, tablety, komórki z dotykowymi ekranami. To wszystko jest dziś dla nas codziennością, a jeszcze kilkanaście lat temu kojarzyło się tylko i wyłącznie z filmową przyszłością, którą poznawaliśmy oglądając kasety z wypożyczalni. Tego skoku technologicznego nie jesteśmy w stanie odczuć będąc jego codziennymi odbiorcami, wyraźny zdaje się być natomiast kiedy sięgniemy pamięcią w przeszłość. Popatrzmy więc teraz w przyszłość.
Podniebne autostrady
Zmieniając opony w aucie przyjrzałem się przez chwilę swojemu samochodowi ze zdjętymi kołami. Pierwsze co przyszło mi do głowy, to pojazdy z filmu Powrót do Przyszłości 2. Marty McFly poleciał do 2015 roku, czyli do przyszłości, która jest dla nas na wyciągnięcie ręki. W wizji Roberta Zemeckisa wystarczyło, by kierowca włączył odpowiedni przycisk, a koła jego pojazdu zmieniały położenie z pionowego na poziomie, a samochód zaczynał unosić się nad ziemią. Jakby tego było mało, nie tylko lewitował, ale zwyczajnie potrafił latać. Tylko w taki sposób można było dostać do na podniebne autostrady. Dziś wydaje się to całkowicie niemożliwe, ale nie wierzę, że takie lub podobne rozwiązanie będzie kiedyś codziennością. Pomijając już techniczne możliwości, tempo w jakim zwiększa się ciasnota na drogach pozwala sądzić, że wykorzystanie przestrzeni powietrznej, chociażby tej pomiędzy ziemią a standardową wysokością na jakiej latają samoloty, jest więcej niż rozsądne. Z drugiej strony, przecież tam też pojawią się korki – no ale zawsze lepiej stać w sznurku pojazdów mając do dyspozycji fantastyczny widok z powietrza, a nie 30 poustawianych obok siebie billboardów i rowerzystę wymijającego nas prawą stroną jezdni. I autopilot, tak, autopilot. Nie zrozumcie mnie źle, uwielbiam prowadzić. Ale są momenty, kiedy chciałbym być po prostu pasażerem, poczytać książkę czy obejrzeć film, zamiast po raz sto pięćdziesiąty wrzucać jedynkę i zastanawiać się, czy ten wciskający się z lewej strony typ przytrze mi wreszcie bok, czy nie.
Telewizja przyszłości
Patrząc na to jak spada popularność telewizji względem chociażby YouTube, trudno wierzyć, aby stacje w klasycznej formie przetrwały próbę czasu. Z drugiej strony warto pamiętać o tym, że deklaracje typu „mam w domu telewizor, ale tylko do grania” nie pochodzą z ust statystycznego Kowalskiego (czy innego Smitha), ale wygłaszają je ludzie wkręceni w gry i technologie. Ci, którzy bardziej lub mniej świadomie bojkotują duże koncerny i stacje telewizyjne, opowiadając się za wolnością i niezależnością w Internecie. Jakkolwiek jednak nie poprawiałaby się jakość amatorskich produkcji, to ogromne budżety i koneksje potrzebne do przygotowania naprawdę wielkich materiałów, seriali czy filmów zawsze będą wiązać się ze wsparciem gigantów, a nie malutkich YouTuberów. A czy będzie mieć dla nas znaczenie w jakiej technologii dostarczana będzie telewizja? Tak jak teraz – cyfrowo w powietrzu, podziemnym kablem w bardziej klasycznym, telewizyjnym stylu, czy sieciowym streamem? Nie będzie. Gonienie za rozmiarem odbiornika i trzecim wymiarem ma tu moim zdaniem większe znaczenie. Filmy science-fiction pokazują wielkie ekrany, często z holograficznym trójwymiarem albo okulary, które pozwolą całkowicie wtopić się w pokazywany przez nadawcę świat. Na fajny pomysł wpadli twórcy filmu „Gamer” z Geraltem Butlerem, gdzie tytułowy gracz wcielał się w awatara, którym był prawdziwy człowiek. To może zbyt daleko idąca wizja, ale nowy wymiar kina i gier pojawi się wtedy, gdy będziemy mogli tak połączyć się z maszyną, by faktycznie poczuć wszystko to, czego doświadcza bohater. Nie mówię o bólu czy strachu, ale o wizji, fonii, zapachu, może smaku – i wszystkich emocjach, jakie się z tym wiążą. To dopiero byłaby jazda. A może handlowanie wspomnieniami, jak w filmie „Pamięć Absolutna”? Niebezpieczne, ale i kuszące. Coś jak kinowa historia, w którą bylibyśmy w stanie choć na jakiś czas uwierzyć, by zmienić swoją codzienność.
Drugie życie w sieci
Nadejdzie taki czas, gdzie nieposiadanie dostępu do serwisów społecznościowych będzie kojarzyć się jedynie z miejscami, gdzie dziś są problemy z żywnością i choćby minimalnym komfortem życia. Tak jak kiedyś nawet przez myśl mi nie przeszło, że mogę wkręcić się w Facebooka czy Twittera, tak dziś nie do końca jestem w stanie wyobrazić sobie codzienności bez dostępu do nich. Podobnie jak do tego, że ktoś mógłby mi zabrać dostęp do nieograniczonych zasobów informacji w sieci. Z każdym kolejnym rokiem będę się do tego przyzwyczajał jeszcze bardziej, a ze mną kolejni ludzie, dla których możliwość bezproblemowego porozmawiania ze znajomymi z drugiego końca świata, czy sprawdzenia ciekawostek odnośnie odwiedzanego właśnie miejsca (chociażby przez wskazówki czy notatki w aplikacjach typu Foursquare) stanie się chlebem powszednim. Dziś mówi się o nerdach/geekach i tych normalnych, którzy nie czują potrzeby posiadania „drugiego życia w sieci”. Chcemy tego czy nie, kiedyś to drugie życie będzie codziennością – a może w ogóle odwrócą się proporcje i dobry seks będzie wyglądał jak w filmie „Człowiek Demolka”? Tego bym nie chciał, ale jak to mówią – dostosuję się, albo przepadnę.
Nasza planeta umiera, my ją zabijamy
Kiedy miałem około 12-13 lat, siedzieliśmy z sąsiadami i dumaliśmy nad tym, kiedy nasza planeta skończy swój żywot. Zaczęto mówić wtedy jawnie o dziurze ozonowej, o tym jak nasze lodówki i dezodoranty powiększają ją z dnia na dzień i niedługo ta stanie się tak wielka, że promienie słoneczne nas usmażą. A przy okazji dotknie nas wielka powódź i epoka lodowcowa. Pamiętacie serię filmów „Nieśmiertelny”, gdzie ludzie musieli schować się pod wielką kopułą? Kiedyś skończą się surowce naturalne, zużywamy ich coraz więcej, emitując jednocześnie do atmosfery coraz większą ilość zanieczyszczeń. Bez wątpienia wpływa to na klimat i to, jak zachowuje się nasza planeta. Ekolodzy straszą – i mają rację, choć to nie nasze pokolenie doświadczy na własnej skórze tych destrukcyjnych działań. Nie wierzę w to, że Ziemia się zbuntuje i postanowi oczyścić powierzchnię z niszczącego ją człowieczeństwa, ale to więcej niż pewne, że kiedyś będziemy zmuszeni albo znaleźć takie źródła energii, które będą od naszej planety niezależne, albo zwyczajnie spakujemy manatki i zaczniemy kolonizować inne miejsca we Wszechświecie.
No i kosmici. Gdyby bardziej rozwinięta od nas cywilizacja chciała zaszczycić nas swoją obecnością, podejrzewam, że już by to zrobiła na tyle oficjalnie, że nie mielibyśmy wątpliwości. To nie jest tak, że ja nie wierzę w życie poza naszą planetą – wręcz przeciwnie. Wydaje mi się jednak, że prędzej to my jakąś spotkamy kiedy już będziemy w stanie wysłać załogową ekspedycję zdecydowanie dalej niż na Księżyc. No ale do tego potrzebne są fazer ze „Star Treka”.
Wszystko takie inteligentne
Smartfony, smartwatche, smart tv. Za jakiś czas smartlodówki, smartpralki i może smartbuty, które wzorem aplikacji do biegania będą mierzyć przebyty dystans, udostępniać w serwisach społecznościowych nasze fitnessowe osiągnięcia, a przy okazji mierzyć tętno gdzieś przy kostce. Kiedyś żartowało się, że w nowoczesnych lodówkach znajdziemy windowsy, które przy próbie wyciągnięcia parówek powitają nas niebieskim ekranem i każą iść spać z pustym żołądkiem. Ja chciałbym wstać teraz od komputera, iść do lodówki, która poinformowałaby mnie co akurat się kończy, pozwoliła połączyć się z ulubionym sklepem i złożyć zamówienie. A może zrobiłaby to za mnie, jeśli ustawiłbym wcześniej coś podobnego do bankowych przelewów stałych? Informatyzacja postępuje i raczej nic nie wskazuje na to, by ten postęp miał się zatrzymać. Inteligentne systemy montuje się w coraz większej ilości urządzeń. Skoro samochód potrafi sam zaparkować, to dlaczego inteligentne mieszkanie nie miałoby wypuścić małych dronów, które w kilkanaście minut posprzątałyby wszystkie pokoje za nas? Czemu po wejściu do domu komputer nie miałby mnie przywitać słowami „Dzień dobry Pawle, co chcesz dziś obejrzeć? Czy nalać Ci whisky i ciepłej wody do wanny?”. Cieszymy się z każdego kroku związanego z komputeryzacją, informatyzacją czy kolejnych udanych prób stworzenia robota przypominającego człowieka. To stanie się prędzej czy później, zmechanizowany pomocnik będzie za nas odkurzał, by przypominająca prawdziwą kobietę mechaniczna niewiasta spełniała wszystkie zachcianki seksualne swojego właściciela. Aż któregoś dnia w robotach ockną się duchy albo globalny system uzna człowieczeństwo za wroga i skończymy marnie niczym bohaterowie świata filmów „Terminator”. Wiecie – maszyna jest tylko narzędziem, a potem coś idzie nie tak...
Jakkolwiek potoczy się nasza przyszłość, jakiekolwiek auta czy gadżety staną się naszą codziennością, to jestem więcej niż pewien, że pojawi się grupa osób lubująca się w retro. Skoro mamy to dziś – zainteresowanie starymi grami, kickstarterowe produkcje czerpiące z dawnych czasów pełnymi garściami, miłośników starych samochodów czy motocykli, identycznie będzie w przyszłości. Może za 30 lat noszenie w kieszeni, pewnie nieprzystosowanego do nowych standardów wymiany danych, iPhona 5s będzie trendy i jazzy, podobnie jak noszenie ciuchów, które dziś mamy na sobie.
Też macie wrażenie, że moje pomysły nie są wcale takie nierealne? Różnica wieku między mną, a moją Mamą to ponad 30 lat. Widzę, że nie chce i nie potrzebuje większości urządzeń, które są dla mnie codziennością. Przed napisaniem tego tekstu zapytałem, jak wyglądało jej życie, gdy była w moim wieku, jak spędzała czas, jakich urządzeń używała. I nie muszę Wam chyba mówić, że to był zupełnie inny świat. Dlatego wiem, że kiedy ja będę w jej wieku, codzienność nie będzie wyglądać jak dziś. A może właśnie spełnią się wszystkie moje wizje? I – tak zupełnie w bonusie – dożyję chwili, by złapać w dłonie prawdziwy miecz świetlny. Machałbym.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu