Felietony

Czy potrafisz zrezygnować z jazdy samochodem, kiedy widoczność jest naprawdę tragiczna?

Kamil Świtalski
Czy potrafisz zrezygnować z jazdy samochodem, kiedy widoczność jest naprawdę tragiczna?
98

Dyskusje na temat bezpieczeństwa na drogach trwają od lat. Po każdej tragedii powracają jak bumerang, a przekrzykiwanie się na argumenty trwa w najlepsze. Zarówno miłośnicy jak i przeciwnicy samochodów mają swoje argumenty którymi się non-stop przerzucają. Kilka dni temu natknąłem się na Twitterze na wpis Jakuba Dybalskiego. A wczorajsze przygody z fatalnymi warunkami na drodze sprawiły, że do tematu powracam.

 

Pierwsza myśl: kierowcy zespawani z samochodami, którzy nie ważne jak bardzo jest źle — do autobusu, tramwaju czy metra nie wsiądą. Po to mają samochód, by nim jeździć — nawet najgorsze warunki pogodowe są im niestraszne. I mimo różnych alternatyw, nie zrezygnują ze swojej strefy komfortu, co z tego że umęczą się w korkach, a fatalne warunki pogodowe przy odrobinie nieuwagi mogą doprowadzić do tragedii. Nie i koniec, a na to dlaczego — mają dziesiątki argumentów.

Po wczorajszych przygodach jestem przekonany, że takich kierowców nie brakuje — i nawet okrutna mgła i fatalna widoczność na autostradzie nie odbiorą im odznaki szeryfa na drogach. Bo inaczej nie potrafię usprawiedliwić jazdy na zderzaku przy gęstej mgle, ani waleniu światłami po lusterkach mimo że wszyscy jedziemy za wolniejszym samochodem i mój zjazd na drugi pas nie da im nic poza tym, że będą jeden samochód bliżej. Doskonale znane sceny, ale od wczoraj w nowej odsłonie — jeszcze bardziej niebezpiecznej.

Halo, szanowny kierowco! To ścieżka rowerowa, a nie jezdnia

Wieczorem sytuacja na ulicach była jeszcze gorsza. Okrutna mgła w połączeniu z deszczem i odbijającymi się wszędzie światłami zaskutkowała niemalże zerową widocznością. Z niedowierzaniem patrzyłem na kierowcę, który skręcając z osiedlowej uliczki wjechał na... ścieżkę rowerową, zamiast jezdnię — a kiedy kilkadziesiąt metrów później zorientował się że coś tu nie gra, zastanawiał się jak wybrnąć z sytuacji. Na szczęście tym razem nic złego się nie stało, ale uznałem to za pretekst, by raz jeszcze powrócić do wpisu Jakuba.

Czasami nie ma wyjścia, ale bądźmy poważni. Niektórzy nie wyobrażają sobie innego stylu życia

Prawdopodobnie każdy zna takiego kierowcę, który nie wyobraża sobie porzucić swojego samochodu. Nie boi się śniegu, nie boi się lodu, nie boi się mgły ani ciemności — nawet w najbardziej hardkorowym wydaniu. Czuje się pewnie w każdej sytuacji — i nawet w przypadkach tak fatalnej widoczności jak ta z wczorajszego wieczoru, nie zrezygnują z wygodnego auta. Takich kierowców są setki — w miastach i poza nimi. I tak, zdaję sobie sprawę z tego, że niektórzy alternatyw po prostu nie mają (przedmieścia czy miejscowości bez odpowiedniej infrastruktury nie pozostawiają innych opcji, by dostać się do celu). Ale przecież w większości miast to żaden problem. Jasne: jest mniej wygodnie (bo trzeba coś więcej, niż zjechać windą do auta, którym przetransportujemy się bezpośrednio na firmowy czy sklepowy parking).

Ale już pomijając wszystkie te argumenty które przytaczano po stokroć (z ekologicznymi na czele) — dziś typowo o warunkach pogodowych. Zdarzyło Wam się nie wsiąść do samochodu ze względu na to co działo się za oknem? Bo warunki były tak fatalne, że baliście się o zdrowie wasze i tych, których spotkacie na drodze? Bo ja, przyznaję bez bicia, zrobiłem to już co najmniej kilka razy (wystarczył szybki rzut okiem na nawigację i bez niespodzianek - pierwszy śnieg = zakorkowane całe miasto, tramwaj i metro okazały się znacznie szybszą kombinacją). Ale nawet wczoraj, przy tej fatalnej mgle i wszędobylskich światłach, mimo padającego deszczu wolałem wybrać się na kilkudziesięciominutowy spacer. Był zdecydowanie mniej obciążający psychicznie. No i na kilku przejściach dla pieszych bez świateł mogłem sprawdzić który kierowca się zatrzyma. Ze smutkiem muszę powiedzieć, że zdarzyło się kilka takich, że nikt z ciągu aut nie postanowił wcisnąć hamulca. Ale żeby nie było tylko gorzko — to zdarzyły się i takie, gdzie już za pierwszym razem ustąpiono mi pierwszeństwa :).

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu