Kiedyś wielkie święto graczy, na które wyczekiwało się tygodniami. Co nowego pokażą? Jakie gry zapowiedzą? Czy będzie kontynuacja mojej ulubionej seri...

Kiedyś wielkie święto graczy, na które wyczekiwało się tygodniami. Co nowego pokażą? Jakie gry zapowiedzą? Czy będzie kontynuacja mojej ulubionej serii? A może ulubiony twórca ogłosi zupełnie nowy projekt? Teraz o nadchodzących produkcjach dowiadujemy się jeszcze przed samymi targami.
Lata temu, kiedy internet brzmiał modemem, albo jeszcze wcześniej, relacje z targów były jednymi z najbardziej wyczekiwanych tekstów w magazynach o grach. Dzięki tym publikacjom orientowaliśmy się w najbliższej przyszłości, poznawaliśmy plany deweloperów i wydawców. Mało kogo było stać na samodzielny wyjazd na ECTS, czy Electronic Entertainment Expo, dlatego też spijaliśmy każde słowo z podsumowań tworzonych przez grupki szczęśliwców, zwanych też redaktorami pism o grach.
Czasy się jednak zmieniły. Technologia poszła do przodu, pikające modemy zastąpiły stałe łącza oferujące przepustowości, o jakich nam się nie śniło. Zwiastuny gier w kilka chwil lądują na YouTube, a transmisje online z konferencji gigantów branżowych pozwalają być nam na bieżąco. Najważniejsze wydarzenia śledzimy dosłownie na żywo i to bez ruszania się z domowego fotela.
Zmieniła się też sama branża gier. Z małych firm potworzyły się istne wydawnicze molochy, które na tworzenie swoich produkcji wydają ogromne sumy pieniędzy i liczą na równie wielkie zyski ze sprzedaży. Każdy kombinuje jak tu zostać zauważonym, jak sprawić, że to właśnie ich gra będzie szeroko omawiana w mediach społecznościowych. I tak dochodzimy do absurdalnej sytuacji, w której na kilka tygodni przed targami do sieci trafiają kolejne zwiastuny, zapowiedzi i „wycieknięte” nagrania z gier, o których nikt nie powinien nic wiedzieć.
Za niespełna tydzień targi E3 w Los Angeles. Kiedy jednak spojrzę na serwisy o grach wideo to odnoszę wrażenie, że trwają one w najlepsze od wielu dni. Co rusz pojawiają się informacje o nowościach. Poniżej mały przegląd z ostatnich kilku tygodni:
Mortal Kombat X – tej serii chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Sub Zero, Scorpion i reszta ekipy znów będzie łamać sobie ręce, szczęki oraz wyrywać głowy z kręgosłupem.
Homefront: The Revolution – kontynuacja dość chłodno przyjętej strzelanki opowiadającej o tym, jak to Korea Północna urosła w siłę i zaatakowała USA.
Metro: Redux – remake dwóch części serii Metro opartych na powieściach Dmitrija Głuchowskiego. Do poprawki poszła oprawa graficzna.
Oprócz tego dowiedzieliśmy się już m.in. o pracach nad Far Cry 4, Forza Horizon 2, czy Battlefield Hardline. Z pewnością pominąłem kilka pozycji, które także miały swoje mniej lub bardziej oficjalne ogłoszenia przed E3. Żeby było weselej, niektórzy zdążyli też poinformować graczy, że tym razem w Los Angeles niczego konkretnego nie pokażą, ale zapraszają na prezentację swojego tytułu w sierpniu podczas targów GamesCom.
Oczywiście każdy z wydawców zostawił jakiegoś asa w rękawie na swoją konferencję. Problem w tym, że tak wczesne pokazywanie części swojej oferty powoduje, że emocje związane z targami nie są tak duże jak jeszcze kilka lat temu.
To może zamiast wywalać kasę na tego typu wydarzenie lepiej jest np. ogłosić czerwiec miesiącem trailerów i zapowiedzi? Każdy z wydawców zrobiłby sobie transmisję z prezentacji (coś na wzór Nintendo Direct), a resztę materiałów rozpuścił w sieci. Ludzie na całym świecie i tak by się tym interesowali, a zaoszczędzone w ten sposób środki można przeznaczyć na robienie lepszych gier?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu