Autor prowadzi blog - ProductLabs.co Groupona znają prawie wszyscy. Temat został przemaglowany wiele razy. Jedni się nacięli, inni skorzystali. Najwi...
Groupona znają prawie wszyscy. Temat został przemaglowany wiele razy. Jedni się nacięli, inni skorzystali. Najwięcej zarobili właściciele serwisu pośredniczącego. Czy na tym kończy się siła grupowego klienta w e-commerce? Wadą Groupona jest to, że zamawiamy to co dają (bo tanio) oraz to że często kupujemy coś czego nie potrzebujemy. To jak z wycieczką do supermarketu gdzie do planu zakupów z karteczki wrzucamy bezwiednie inne ładnie opakowane "nie wiadomo co". Ślepa konsumpcja pełną gębą. Inna sprawa ile z tych nierozpakowanych rzeczy trafia do kosza. Czy to jedyny wizerunek detalicznego klienta, gdzie Kowalski płynie w tę stronę gdzie zawiosłują oferenci?
Firmy mają to do siebie, że współpracują, robią przejęcia, holdingi, zmowy, generalnie działają w grupie i robią to zazwyczaj skutecznie. Z założenia odpowiadają na popyt ale bardzo często go kreują, bo to jedynie droga kiedy właściciel mówi prezesowi - "to w roku 2012 proszę o 120% przychodu z roku 2011". Więc biedni handlowcy w bankach dzwonią z kolejnymi ofertami kredytów gotówkowych do ludzi którzy mają ich już pięć. Przynajmniej ekipa "Uwaga" i "Sprawa dla reportera" mają o czym kręcić.
B2C - czy obecna formuła to wszystko? Działa tu niby popyt który jest bodźcem od konsumenta, ale częściej to sytuacja gdzie konsument to takie ciele gdzie sprzedawcy pchają je do swojej zagrody i dają owsa z domieszką E123 koloru różowego. Klient żuje, bo reszta żuje, bo różowe na fali. Czy to wszystko na co stać klientów? Czy są oni w stanie kreować zbiorową inteligencję i korzystniej wyciskać z podaży co się da? Na szczęście powstają serwisy gdzie B2C ewoluuje do C2B w sensie definiowania najpierw przez grupę konsumentów potrzeb, wymagań, a idąc dalej konkretnych żądań. Na przykład polski serwis Rabbid.pl pozwala chętnym na zakup nowego samochodu zgłaszać zapotrzebowanie na "paczkę" konkretnych aut i tym samym uzyskować większy upust.
A co by było gdyby taki sposób dużych zakupów przenosić na kolejne branże. Na przykład budowlanka? A czemu nie? Serwis grupowego kupowania mieszkań. 200 nowych apartamentów (wg nowej nomenklatury developerów) na osiedlu, a serwis grupuje 100 chętnych. Prawnik bierze 0,2%. Handlowiec bierze 0,1% za każde 1% wytargowane od developera. Portal bierze 0,2%. Mieszkanie kosztuje 400.000 PLN. Do końca negocjacji przetrwa 50% zainteresowanych. Więc 50x400K. Mamy transakcję 20 mln. Nasz handlowiec targuje załóżmy upust 7%. Wszyscy zarabiają. Także developer, który zamiast bawić się kilka lat w sprzedaż, puszcza wszystko i inwestuje dalej w nowe. Tyle o mrzonkach.Jakie są przeciwności? Ano oferenci zarabiają na dywersyfikacji. Mam tu na myśli cały łańcuch dostawców... Im klient jest głupszy i mniej świadomy tym więcej można mu wcisnąć a przynajmniej udowadniać, że skoro inni tak robią to on tez powinien. Dlatego na przykład biura nieruchomości będą próbować paraliżować działanie takich przedsięwzięć. No w sumie to też ludzie i muszą na czymś zarabiać. Tyle, że nie chcę dążyć do unicestwiania kogokolwiek ale do traktowania go choć trochę jak partnera.
CrowdOrdering (nie wiem czy taki termin istnieje) to zmiana mentalności i budowanie obywatelskości. Udupianie hochsztaplerów i promowanie w miarę uczciwych oraz mniej pazernych. Wiem, że budowanie takich platform, to duże i ryzykowne wyzwanie. Może ktoś się kiedyś podejmie? Może istnieje już wiele takich serwisów. Jeśli tak to znaczy, że na razie się nie udają bo nie przebijają się do szerszej świadomości. Na razie co zauważyłem to Groupony z lepszą obsługą i kontrolą, ale to nie to samo.
Autor prowadzi blog - ProductLabs.co
Maciej Oleksy
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu