Recenzja

Corsair Virtuoso RGB Wireless – recenzja. Dobre pierwsze wrażenie to nie wszystko

Tomasz Popielarczyk
Corsair Virtuoso RGB Wireless – recenzja. Dobre pierwsze wrażenie to nie wszystko
1

Najlepsze słuchawki dla graczy? Dla mnie to taki sprzęt, który doskonale sprawdza się podczas grania, ma soczysty i głęboki bas do odzwierciedlania eksplozji oraz wystrzałów, ale przede wszystkim jest wszechstronny i brzmi co najmniej przyzwoicie podczas odtwarzania muzyki i oglądania filmów. Czy takie są Corsair Virtuoso RGB Wireless?

Słuchawki dla graczy to drażliwy temat. Praktycznie każdy headset tego typu, który miałem na głowie, absolutnie nie nadawał się do niczego innego. Jasne, eksplozje i wystrzały w grach brzmiały na ogół fajnie, ale co mi po tym, skoro po przełączeniu na Spotify moje uszy krwawiły? Mam kupować drugie słuchawki do muzyki, wydając kilkaset złotych (coraz częściej bliżej tysiąca) na headset gamingowy? Niedoczekanie.

Wyjątkiem od tej reguły były HyperX Cloud – pierwszy model, który naprawdę okazał się wszechstronny. Od tamtej pory nie znalazłem drugiego tak dobrze grającego headsetu, który byt doskonale sprawdzał się zarówno w grach jak i podczas innych aktywności. Aż do moment, kiedy rozpakowałem te słuchawki Corsaira - Virtuoso RGB Wireless. Jak się jednak szybko okazało, nie wszystko złoto, co się świeci.

Corsair Virtuoso RGB Wireless – specyfikacja

  • Charakterystyka częstotliwościowa słuchawek: 20–40 000 Hz
  • Impedancja słuchawek: 32 Ω/2,5 kHz
  • Czułość słuchawek: 109 dB (± 3 dB)
  • Przetworniki słuchawek: Niestandardowe, 50-milimetrowe, neodymowe, dopasowane pary
  • Typ mikrofonu: Wszechkierunkowy
  • Impedancja mikrofonu: 2000 Ω
  • Charakterystyka częstotliwościowa mikrofonu: 100–10 000 Hz
  • Czułość mikrofonu: 42 dB (± 2 dB)
  • Łączność bezprzewodowa: SLIPSTREAM CORSAIR WIRELESS TECHNOLOGY 2,4 GHz
  • Adapter bezprzewodowy: USB Typ A
  • Zasięg łączności bezprzewodowej: Do 18 m
  • Czas działania baterii: Do 20 godzin
  • Przewód USB-C do ładowania: 1,5 m
  • Przewód stereo 3,5 mm: 1,5 m
  • Wymiary: 70 mm x 100 mm x 195 mm
  • Masa (bez przewodu i akcesoriów): 360 g
  • Gwarancja: Dwa lata

Zawartość pudełka

Zestaw akcesoriów znajdujący się w pudełku prezentuje się obiecująco. Znajdziemy tutaj dwa kable - jeden USB-A - USB-C i drugi 3,5-milimetrowy. To solidne oplatane przewody, ale niestety bardzo sztywne, co mocno wpływa na komfort ich używania – oczywiście w negatywnym tego słowa znaczeniu. Oprócz tego producent załączył oczywiście dongle USB służący do komunikacji bezprzewodowej. Osobno zapakowano też mikrofon, który jest podłączany za pomocą złącza mini-USB (aż trudno uwierzyć – myślałem, że już ono dawno umarło). Wszystko to dopełnia estetyczny materiałowy pokrowiec do przechowywania headsetu.

Wygląd i wykonanie

Na rynek trafiły trzy wersje kolorystyczne słuchawek: Carbon, White i SE Gunmetal. Do mnie przyjechał ten ostatni wariant, który jest o 100 zł droższy od dwóch pozostałych (799 zł vs 699 zł). Jej charakterystyczną cechą jest aluminiowe wykończenie, większy 9,5-milimetrowy mikrofon oraz delikatna mikroperforacja aluminiowych nauszników, która sprawia, że podświetlane logo Corsaira wygląda stylowo i estetycznie. Warto podkreślić, że tylko ta wersja jest sprzedawana ze wspomnianym wyżej pokrowcem.

Corsair Virtuoso RGB Wireless to bardzo solidnie wykonany headset. Często w przypadku gamingowych słuchawek ma się wrażenie obcowania z plastikową zabawką, ale nie tym razem. Tutaj wykonanie aspiruje do segmentu premium. Dużą rolę z pewnością odgrywa tutaj zastosowanie aluminium, które nie trzeszczy, nie wygina się nienaturalnie i czyni całość bardziej masywną. Ale nie jest znowu tak, że słuchawki są ciężkie – 360 gramów to wcale nie tak dużo.

Gruby pałąk pokryto ekologiczną skórą, która jest bardzo przyjemna w dotyku. Wewnątrz oczywiście zastosowanie znalazła pamięciowa pianka. Przy obu krańcach pałąka mamy aluminiowe szyny to regulacji – zastosowano tutaj bardzo schodkowy mechanizm z wyraźnymi oznaczeniami.

Niżej metalowa konstrukcja się rozchodzi na boki przyjmując kształt odwróconej litery Y, pomiędzy której ramionami umieszczono muszlę. Od strony zewnętrznej mamy do czynienia ze szczotkowanym aluminium, za którego nieśmiało prześwituje podświetlane logo Corsaira. Od wewnątrz zastosowanie znalazło gumowane tworzywo, na którym umieszczono złącza i przyciski.

Prawa muszla zawiera pokrętło regulacji głośności oraz suwak przełączania między trybem USB oraz bezprzewodowym (tryb USB bez podłączonego kabla oznacza oczywiście wyłączenie słuchawek). Na lewej umieszczono złącze USB-C, diodę informującą o stanie słuchawek, port 3,5 mm minijack oraz port miniUSB służący tylko i wyłącznie do podłączenia mikrofonu.

Nauszniki są idealnie okrągłe, bardzo grube i miękkie. Wypełniono je bardzo delikatną pianką. Wnętrze zabezpieczono materiałową siateczka. Ogólne wrażenie jest bardzo dobre, ale jak z ergonomią? Tutaj mam pewne wątpliwości, bo po kilku godzinach słuchawki czasem u mnie wywoływały lekki ból uszu. Nie miałem tego problemu w Logitechu G935, gdzie nauszniki są bardziej podłużne i przypominają literę D (w końcu nasze uszy też nie są okrągłe). Słuchawki są tez zamknięte co przy dłuższym użytkowaniu skutkuje potliwością uszu i idącym za tym dyskomfortem. Niemniej podejrzewam, że jest to też kwestią osobistych preferencji.

Warto tutaj odnieść się też do designu, który jest naprawdę elegancki i stylowy. Dawno nie widziałem tak fajnie prezentujących się słuchawek dla graczy.

Możliwości i brzmienie

Słuchawki możemy podłączyć na kilka sposobów do naszego urządzenia. Ja najczęściej korzystałem z trybu bezprzewodowego, do którego potrzebujemy dongle’a USB. I tutaj pojawia się pierwszy zgrzyt. Producent chwali się, że autorska technologia CORSAIR SLIPSTREAM WIRELESS 2.4Ghz ma pozwalać na nawet 18 metrów zasięgu. Ja podłączyłem dongle z tyłu obudowy mojego desktopa i regularnie doskwierały mi trzaski oraz zakłócenia. Po odejściu na 5 metrów od komputera sygnału nie było wcale. Ktoś tu zatem delikatnie mija się z prawdą.

W trybie USB takie problemy nie doskwierają (nie wspomnę jednak już drugi raz o sztywnym i niewygodnym kabelku, z którym trzeba wówczas się borykać). Co więcej, słuchawki wtedy grają znacznie lepiej – możemy bowiem je przestawić w tryb 24bit/96KHz. I teraz pytanie – czy delikatna poprawa jakości brzmienia, czystsze dźwięki i ogólny skok jakości były w moim przypadku prawdziwe czy wynikały jedynie z efektu placebo. Tego nie jestem w stanie stwierdzić jednoznacznie, ale mało słuchawek gamingowych potrafi grać w takiej jakości, za co niewątpliwie należą się Corsairowi brawa.

Ostatni tryb to oczywiście stary dobry minijack, za pomocą którego podłączymy słuchawki również do konsoli i urządzeń mobilnych. W przypadku Windowsa jest to jedyny sposób na aktywowanie software’owego dźwięku przestrzennego (Windows Sonic, Dolby Atmos lub dostępnego od niedawna DTS.X). Dla mnie to jakieś nieporozumienie – płacę za licencję na Dolby Atmos (ok 70 zł) oraz DTS.X (ok. 90 zł), a więc dlaczego nie mogę aktywować tych ulepszeń na sterownikach Corsaira?

Przyczyną takiego stanu rzeczy może być własna wirtualizacja 7.1 Surround, którą Corsair zaimplementował w swojej aplikacji iCUE do obsługi headsetu. Jednak nie dorasta ona nawet do pięt rozwiązaniom do Dolby czy DTS. Jedynym obejściem jest usunięcie sterowników audio Corsair i używanie tych windowsowych. Wówczas jednak tracimy dostęp do funkcji z programu iCUE (equalizera, ikonki informującej o stanie baterii, sterowania podświetleniem). Nie tego oczekuje się po headsecie za 799 złotych.

Mimo wszystko trudno dyskutować z tym, że Corsair Virtuoso RGB Wireless grają naprawdę dobrze. Duża w tym zasługa zastosowanych komponentów – 50-milimetrowych przetworników neodymowych, które zostały od podstaw zaprojektowane z myślą o tym modelu. Każda para ma być ręcznie sprawdzana z tolerancją +/- 1db. Producent chwali się, że ta precyzja podczas wytwarzania słuchawek jest na identycznym poziomie jak w przypadku topowych high-endowych słuchawek. Idzie to w parze z wysoką częstotliwością 20–40 000 Hz.

Wszystko przekłada się na naprawdę fajne brzmienie zarówno w grach jak i podczas oglądania filmów. Do pełni szczęścia brakowało mi wyraźniej podkreślonych tonów niskich. To oczywiście mocno subiektywne odczucie, bo lubię ciepłe, soczyste basy w każdych słuchawkach. W tym headsecie Corsaira natomiast dominuje środek i wyraźnie zarysowana góra. W tym wszystkich bas nieco ginie. Można go wyciągnąć za pomocą equalizera, ale pada to cieniem wówczas na ogólną jakość dźwięku. Co ciekawe, zupełnie inaczej było po odinstalowaniu sterowników Corsaira i włączeniu DTS.X. Wychodzi na to, co dość zabawne, że słuchawki lepiej grają na sterownikach domyślnych Windowsa.

Jeżeli natomiast chodzi o muzykę… Cóż – nie są to słuchawki, które mogą nam tutaj zaoferować zbyt wiele. Instrumenty się zlewają i trudno rozpoznać pojedyncze dźwięki. Brakuje też sceny i idącej za tym głębi. Niestety trudno nazwać ten headset Corsaira uniwersalnym.

Wiele dobrego można też powiedzieć na temat mikrofonu. I tutaj znowu mogę odnieść się tylko do 9,5-milimetrowego mikrofonu z droższej wersji Gunmetal. Corsair chwali się, że to najlepszy mikrofon, jaki kiedykolwiek zastosował w swoich słuchawkach. I rzeczywiście nagrywa bardzo przyjemny, wyrazisty oraz czysty dźwięk.

Zastosowana bateria ma nam wystarczyć na 20 godzin słuchania i mogę potwierdzić, że jest to w pełni osiągalne – wystarczy zrezygnować z podświetlenia. Słuchawki po określonym przez nas w ustawieniach czasie przechodzą w stan uśpienia. Mają jednak wbudowany akcelerometr, co sprawia, że podniesienie ich skutkuje natychmiastowym wybudzeniem. To bardzo ciekawe i wygodne udogodnienie.

Jak wspomniałem wcześniej do sterowania słuchawkami służy nam aplikacja Corsair iCUE, w której znajdziemy m.in. equalizer, panel sterowania podświetleniem oraz szereg innych funkcji, z modułem aktualizacji firmware’u na czele. Warto z niego korzystać regularnie, bo od momentu rozpoczęcia testów słuchawek pojawiły się już dwie aktualizacje. Użytkownicy na forum Corsaira mocno narzekają na problemy ze stabilnością i brakiem wsparcia dla dźwięku przestrzennego Dolby Atmos i DTS – niewykluczone zatem, że wkrótce te brakujące funkcje się pojawią.

Fenomenalne pierwsze wrażenie i… co dalej?

Wierzę, że to najlepsze słuchawki, jakie do tej pory wyszły z fabryki Corsaira. Jakość wykonania i design (przynajmniej w przypadku wersji Gunmetal) stoją na fantastycznym poziomie. Z tego też powodu, moje pierwsze wrażenie było naprawdę pozytywne. Im dłużej jednak z Corsair Virtuoso RGB Wireless korzystałem, tym więcej skaz się pojawiało na tym pięknym obrazie. Brak wsparcia dla Dolby Atmos i DTS.X jest dla mnie niezrozumiały. Frustrują też problemy z łącznością bezprzewodową – ale to może też wynikać po prostu z zakłóceń powodowanych przez mój komputer (ale hej – nie mam przecież żadnej nietypowej maszyny!). Czarę goryczy przelewa niezbyt zadowalający, mało wyraźny bas, którego braki nieustannie mi doskwierały.

Z drugiej strony headset oferuje naprawdę przyzwoite brzmienie i jeżeli nie jesteście fanami „łubudubu”, jak ja, to z pewnością poczujecie się usatysfakcjonowani – szczególnie w trybie przewodowym, gdzie mamy 24bit/96KHz (tylko czy ktoś, mając tryb bezprzewodowy, będzie często używał kabelka?). Dużym plusem jest też zastosowany mikrofon, który zaskakuje czystym, wyraźnym i naturalnym dźwiękiem. A miłym akcentem dołączone do zestawu materiałowe etui. Tylko czy to jest warte 799 złotych?

Plusy:

+ Fantastyczna jakość wykonania, świetny design

+ Pokrowiec w zestawie

+ USB-C

+ Bardzo dobry mikrofon

+ Wbudowany akcelerometr

+ Dźwięk 24bit/96KHz...

Minusy:

- ...ale tylko po kablu

- Brak obsługi Dolby Atmos, DTS.X, a nawet "Windows Sonic dla Słuchawek"

- W trybie bezprzewodowym lubią harczeć

- Za mało basu

- I generalnie na domyślnych sterownikach Windows grają lepiej niż na tych od producenta

- Ktoś zwariował z tą ceną

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu