VOD

Co najbardziej denerwuje w polskim* VoD?

Maciej Sikorski
Co najbardziej denerwuje w polskim* VoD?
Reklama

Co robić, gdy ma się ochotę na film, a w domu brak telewizora, do kina iść się nie chce (lub gdy nie jest to możliwe) i jednocześnie rezygnuje się z n...

Co robić, gdy ma się ochotę na film, a w domu brak telewizora, do kina iść się nie chce (lub gdy nie jest to możliwe) i jednocześnie rezygnuje się z nielegalnych źródeł? Pozostają płyty (o ile ma się komputer z napędem) lub VoD. Wbrew temu, co powtarza się w Sieci, uważam, że na polskich stronach można znaleźć sporo filmów godnych uwagi. Ich oglądanie w wersji darmowej nie jest jednak niczym przyjemnym i potrafi doprowadzić do irytacji.

Reklama

Niejednokrotnie na AW poruszany był temat dostępu do treści w wersji cyfrowej. Wpisy zazwyczaj sprowadzały się do prostego wniosku: w Polsce mamy problem, ponieważ legalnie nie można konsumować całego contentu dostępnego w "cywilizowanych państwach". Co prawda przestajemy być krajem trzeciego świata w zakresie dostępu do muzyki czy gier, ale z filmami i serialami nadal jest ciężko. Nie będę przekonywał, że to bzdury i amator kinematografii może w Sieci obejrzeć każdy film (legalnie), gdy tylko najdzie go ochota – ten, kto zetknął się z tematem, wie, jak jest.

Jednocześnie jednak, warto napisać, że w polskiej części Sieci można już znaleźć sensowne filmy. Zazwyczaj nie są to blockbustery, ale niektórych widzów to nawet cieszy. Pomijam horrory klasy C i stare westerny (w obu gatunkach też są perełki godne uwagi), ale nierzadko można trafić na niszowe kino, którego nie znajdzie się w kinach (nawet tych studyjnych), czy w telewizji (szczególnie w godzinach uznawanych przez większość społeczeństwa za dobry czas na oglądanie filmów). Czy zamierzam przekonywać Was do oglądania niszowego kina skandynawskiego? Nie. Skupię się na pewnej dziwnej rzeczy, która rzuca się w oczy podczas projekcji filmów.

Parę dni temu odwiedziłem jedną z polskich platform VoD (iplex.pl) i po krótkim namyśle postanowiłem odświeżyć sobie filmy Woody’ego Allena. A właściwie jedne odświeżyć, inne zobaczyć po raz pierwszy. Zdecydowałem się na oglądanie za darmo – w poprzednim kwartale wykupiłem miesięczny dostęp i nie skorzystałem z niego ani razu, więc tym razem postanowiłem bazować na bezpłatnej opcji oglądania. Ta oczywiście jest obarczona reklamami, ale stwierdziłem, że to nie stanowi problemu. Szybko zmieniłem zdanie.

Bloki reklamowe serwowane podczas oglądania są długie i częste – trafiło się ich kilka i każdy trwał powyżej pięciu minut. To jednak nie było największym problemem. Koszmarem okazała się powtarzalność – za każdym razem pojawiał się ten sam blok: jakiś samochód, inteligentna obroża dla zwierzaków (taka przeciw insektom – kolejny raz przekonałem się, że dzisiaj wszystko musi być „smart”), napój dla dzieci, jakaś akcja promocyjna kosmetyków do twarzy, której bohaterem jest Dawid Kwiatkowski – pierwszy raz widziałem człowieka, ale po riserczu okazało się, że oglądam polskiego Justina Biebera.

Jeden z bloków reklamowych uległ zawieszeniu i musiałem oglądać film od początku (wraz z reklamami), drugi raz zaczynałem od zera, gdy zatrzymałem oglądanie na kilka godzin – po ponownym włączeniu odzewu brak. Wszystko to sprawiło, że reklamy trwały dłużej, niż sam film. I naprawdę irytujące było to, że cały czas oglądałem te same produkty. Trochę bawi mnie fakt, że nie jestem odbiorcą tych reklam (nie mam psa, dziecka, problemów z cerą właściwych dla nastolatka). Nie wiem na jakiej zasadzie są one dobierane (o ile są dobierane), ale zadziałało to kiepsko. Części reklam nawet nie zapamiętałem, a to już chyba totalna klapa ich twórców i serwisu.

Patrząc dziesiąty raz na małpę, żyrafę i lwa, które promowały napój w zakręcanym kartoniku, przypomniałem sobie o reklamie pewnego sklepu z militariami. Swego czasu zrobiło się o nim głośno, ponieważ podczas walki bokserskiej stulecia (pewnie jednej z trzech w tamtym roku) znokautował widza swoją nazwą. Ta walka długo jeszcze będzie mi się kojarzyć z domeną sklepu z wiatrówkami i nie powiem, by były to jakieś pozytywne skojarzenia. Z reklamami serwowanymi na VoD jest podobnie: widzę ją raz, jest ok, za drugim razem, pewnie jakoś zdzierżę, za trzecim razem mam dość. Tymczasem, można to zobaczyć więcej niż trzy razy. Uzyskiwany efekt chyba nie do końca jest taki, jakiego życzył sobie reklamodawca.

Reklamy serwowane przez serwis sprawiły, że gdy skończyłem oglądać jeden film, zabrałem się za kolejny, ale tym razem zapłaciłem, by pozbyć się reklam. Zastanawiam się teraz, czy serwis celowo stosuje taką politykę, by "zachęcić" widzów do płacenia? Nie będę narzekał na iplex.pl i mieszał ich z błotem, bo abonament drogi nie jest i po dwóch filmach stwierdzę, że się opłacało. Jednocześnie jednak zastanawia mnie, czy naprawdę mają takie problemy ze zmontowaniem kilku bloków reklamowych, które byłyby puszczane w trakcie trwania jednego filmu?

Reklama

Warto także zauważyć, że nie jest to problem tego jednego serwisu - inne również potrafią serwować tę samą reklamę kilka razy pod rząd: kiedyś przez pół nocy oglądałem co kwadrans reklamę któregoś operatora i słuchałem, że "Oba ma". Przez taką promocję, omijałbym tę usługę/produkt szerokim łukiem. Skoro jednak ciągle stosuje się ten mechanizm, to wnoszę, że nikomu to nie przeszkadza i efekty są pozytywne. Nadal trudno mi w to uwierzyć, ale z drugiej strony mogę na to machnąć ręką, bo już pozbyłem się bloków reklamowych...

*Napisałem w polskim VoD, bo nie wiem, jak sprawa wygląda w innych krajach. Może jest lepiej, może gorzej.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama