Każdego dnia słucham muzyki. Wciąż pilnuję, by każdy możliwy odtwarzacz był podpięty do konta na last.fm. Przed zakupem Chromecasta audio miałem pewne obawy, czy rzeczywiście się przyda. Wcześniej używałem odbiornika Bluetooth i wszystko wydawało się w porządku. Jak bardzo się myliłem.
Chromecast audio przyleciał do mnie zza wielkiej wody ponad rok temu. Oczywiście po okresie testowym opublikowałem recenzję, w której wyraziłem swoją opinię na jego temat - nie jest to sprzęt idealny, czasem drażnią jego ograniczenia, ale ogólne wrażenie wywołuje naprawdę pozytywne.
Alternatywy brak
Dziś, 15 miesięcy od tamtej chwili, nie potrafię sobie wyobrazić domowego zestawu audio bez Chromecasta audio lub innego urządzenia obsługującego technologię Google Cast. Odbiornik zawsze czeka gotowy do współpracy, możliwe jest zdalne sterowanie głośnością odtwarzania i wspierany jest przez najważniejsze dla mnie usługi na wielu platformach.
Mowa przede wszystkim o Spotify, ale z Muzyki Google i Tidala korzystam równie często. Dwa tapnięcia w ekran wystarczą, by muzyka popłynęła z głośników mini-wieży. Tę pozostawiam włączoną przez większość czasu, więc cały proces jest naprawdę szybki i przyjemny.
W przypadku Spotify niezwykle istotną rolę odgrywa funkcja Connect, ponieważ pozwala pominąć brak kompatybilności aplikacji desktopowych z Chromecastem. Wystarczy bowiem zainicjować odtwarzanie z telefonu czy tabletu, a później sterować nim z aplikacji na komputerze. Webowa wersja Tidal w pełni wspiera Chromecast audio, dlatego nadawanie z okna przeglądarki możliwe jest bez większych kombinacji. Jeśli o Spotify chodzi, to nawet najnowsza odsłona webowego odtwarzacza nie obsługuje Chromecasta, dlatego pozostaje jedynie streamowanie dźwięku z karty po sieci lokalnej. Ale działa.
To po prostu działa
To co dla mnie najważniejsze, to bezproblemowa obsługa i święty spokój. Pierwszy punkt opisany jest powyżej: dwa kliknięcia - ikona nadawania, wybór Chromecasta - i gotowe. Co do drugiego punktu, to w pierwszej kolejności chodzą mi po głowie proces parowania urządzeń Bluetooth czy przełączanie wtyczki od kabla. Nie ma po prostu takiej potrzeby. Poza tym, po Bluetooth wyślemy wszystkie dźwięki - nawet te od powiadomień - więc albo pozostanie nam wyciszyć telefon, ale co jakiś czas usłyszymy w głośnikach wyciszające muzykę piknięcie. Nigdy więcej.
Od premiery Chromecast audio minęło około półtora roku. Nic nie wskazuje na to, by ukazać się miała jego nowsza wersja. Model od wideo doczekał się aktualizacji podczas jednego z zeszłorocznych wydarzeń - wtedy poznaliśmy Chromecasta Ultra wspierającego 4K i HDR.
Chromecast audio po prostu nie potrzebuje aktualizacji sprzętowej - od początku wspierał najważniejsze formaty, w tym bezstratne, ale oczywiście wszystko zależne jest od usługi i aplikacji, z której korzystamy. Sprzęt jest włączony niemalże non stop, delikatnie się nagrzewa, ale wciąż jest niezawodny. Jedyne, czego bym sobie życzył, to wsparcie dla Chromecasta aplikacji radiowych w Polsce - tych wciąż muszę słuchać z iPoda. Niestety, klasyczne analogowe radio ma pewne problemy z odbiorem.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu