Motoryzacja

Centrum stolicy bez samochodów? Na Północy już nad tym pracują

Maciej Sikorski
Centrum stolicy bez samochodów? Na Północy już nad tym pracują
Reklama

Niedawno pisałem o planach wprowadzenia do Wrocławia elektrycznych samochodów na wynajem. Ten zabieg ma zmniejszyć korki, ograniczyć smog, dać ludziom...

Niedawno pisałem o planach wprowadzenia do Wrocławia elektrycznych samochodów na wynajem. Ten zabieg ma zmniejszyć korki, ograniczyć smog, dać ludziom komunikacyjną alternatywę. Kilka czynników zbiega się w jednym miejscu, ale najważniejszy jest ten ekologiczny - pokazały to już podobne projekty wdrażane na Zachodzie Europy. Co ciekawe, podobne plany ma ponoć polska stolica. W tym samym czasie stolica Norwegii rozważa pójście krok dalej i... chce usunąć samochody ze swojej przestrzeni. Przynajmniej z centrum.

Reklama

Radykalne kroki jeszcze w tej dekadzie

Muszę przyznać, że nowe władze Oslo nie bawią się w półśrodki i wytaczają ciężką artylerię - jeszcze w tej dekadzie chcą uczynić centrum miasta przestrzenią wolną od samochodów. Jeśli dobrze zrozumiałem ich zamiary, dotyczy to wszystkich aut - także elektryków. A przypominam, że mowa o kraju, w którym sprzedaż samochodów marki Tesla prezentuje się naprawdę dobrze. Ich kierowcy będą jednak musieli zapomnieć o wjeździe do centrum stolicy. Ten przywilej zachowają samochody służb, dostawczaki obsługujące sklepy czy restauracje oraz pojazdy przewożące niepełnosprawnych. Oczywiście plan może się jeszcze zmienić - na razie nie ma tu sztywnych ram.


Miasto chce postawić na komunikację miejską, rozwinąć ją w takim stopniu, by mieszkańcy byli zadowoleni, zamierza też wybudować kilkadziesiąt kilometrów ścieżek rowerowych. Sprawa ciekawa o tyle, że nie mówimy o mieście ulokowanym w Kalifornii czy na Południu Europy - to Skandynawia, w której nie brakuje opadów, przez sporą część roku jest zimno i ciemno. Zakładam jednak, że mieszkańcy są zahartowani i jeżdżą rowerami nawet w niesprzyjających okolicznościach przyrody.

Pozbycie się samochodów z centrum ma wpłynąć pozytywnie na jakość powietrza, ograniczyć smog. Ale na tym nie koniec - chodzi też o podniesienie poziomu bezpieczeństwa pieszych i rowerzystów, o zyskanie dodatkowej przestrzeni (zaparkowane samochody zajmują pewnie sporą powierzchnię), a także o odkorkowanie miasta. Mniejsza liczba samochodów może się przełożyć na bardziej płynne funkcjonowanie komunikacji miejskiej. Ludzie oszczędzą czas, a jak wiadomo ten ostatni można przeliczyć na pieniądze.

Korzyści wydają się być oczywiste. A sam eksperyment bardzo ciekawy - będzie go pewnie obserwować sporo miast. Gdyby okazało się, że w Norwegii taki system sprawdza się, a ludzie są zadowoleni, to tym tropem poszliby pewnie inni. Zaczęłoby przybywać miast walczących z samochodami. Część specjalistów prognozowała taki rozwój wypadków, lecz od słów do czynów droga daleka. Nadchodzi czas praktyki...


Może to przesada?

Wspomniałem o korzyściach, trzeba też napisać o ewentualnych wadach. Niezadowolenie ze zmian mogą wyrażać m.in. właściciele sklepów ulokowanych w centrum - zmniejszy się ruch, spadną obroty, centra handlu stracą na rzecz tych ulokowanych na obrzeżach miasta. To po pierwsze. Po drugie pojawią się wątpliwość, czy rzeczywiście należy usuwać z centrum nawet elektryki. Rozumiem niechęć do starych aut, które potrafią uprzykrzyć życie otoczeniu, ale czy władze nie posuwają się za daleko?

Reklama

Obawy wzbudza wydolność oraz jakość komunikacji miejskiej. Czy będzie ona w stanie zaspokoić potrzeby mieszkańców? W relatywnie niedużym Oslo może się to udać, ale w większych miastach wyzwanie byłoby naprawdę duże. Prawdopodobnie towarzyszyłyby mu protesty. Bo czy np. prezes firmy powinien dojeżdżać do pracy rowerem albo autobusem? W Norwegii pewnie da się to ogarnąć. A w Polsce? Patrzę na sprawę z rodzimej perspektywy i chociaż pomysł kusi, chętnie przekonałbym się, jak by to wyglądało, to oczyma wyobraźni widzę już rzesze niezadowolonych...

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama