Zanim zaczniemy rozpatrywać kwestię odpowiedzialności Facebooka za kradzież naszych danych, zastanówmy się. Przecież od zawsze było wiadomo, że ten gigant bardzo radośnie poczyna sobie z informacjami użytkowników. Dopiero teraz szambo się rozlało, zaczęło śmierdzieć, ale tak naprawdę tylko nielicznym to przeszkadza. Zdecydowana większość użytkowników dalej będzie podawać dalej "grażynomemy", "grażynocytaty" i pruć w Candy Crush Saga.
Nie będę roztrząsał szczegółów tej afery - o tym powiedziano już dostatecznie dużo. W skrócie - Cambridge Analytica uzyskała niepowołany dostęp do naszych danych, co oznacza, że Facebook nie zrobił wszystkiego, aby je chronić. Mało tego, okazuje się, że program do obsługi portalu społecznościowego na komputerze z systemem Android mimo braku uprawnień potrafi wyciągać dane o wykonywanych przez nas połączeniach telefonicznych oraz wysłanych / odebranych SMS-ach oraz MMS-ach. Już nie tyle ich bezpieczeństwo, ale i zakres pozyskiwanych informacji budzi ogromne wątpliwości: to właściwie pierwsza sytuacja, w której gigant przeżywa tak głęboki kryzys wizerunkowy.
Jak głęboki jest kryzys, tak daleko ogół ma tę aferę
To doskonały dowód na to, że żyjemy w informacyjnych bańkach. Dla Was, czytelników, Antyweb będzie elementem Waszej bańki. Wspólnym dla nas jest to, że temat Cambridge Analytica oraz nieszczęsnego ostatnio Facebooka nas interesuje, możemy o nim przeczytać. Ale, dla zdecydowanej większości konsumentów treści, również ludzi w miarę obeznanych z internetem jest to czarna magia. W najlepszym razie "coś tam słyszeli", ale zasadniczo ich to nie interesuje.
Przede wszystkim, ów fakt wynika z nieświadomości. Dla przeciętnego "zjadacza" internetu, Facebook to takie fajne darmowe "coś", co pozwala na pośmianie się z czerstwych memów, wysłania naklejki znajomemu w Messengerze oraz do pojechania po rajtach jakiemuś randomowi z sieci "bo tak". Mówię o absolutnie przeciętnym użytkowniku tej platformy, Wy, czytelnicy Antyweba nie powinniście stawiać siebie w tej roli. Wy jesteście znaczenia mediów społecznościowych absolutnie świadomi.
Mało kto z tej grupy zastanawia się nad tym, co tak naprawdę Facebookowi daje w zamian. Jeżeli już o tym myśli, to jego ścieżki myślowe zatrzymują się na: "reklamy!", ale nie zadaje sobie trudu w kierunku sprawdzenia zasad ich działania. Przeciętny facebookowicz o targetowaniu wie tyle co prosię o gwiazdach. Z tą różnicą, że takiego człowieka to zwyczajnie nie interesuje. Nie ogarnia sobie tego, że Facebook jest określić jego status majątkowy, zainteresowania i na tej podstawie dobrać mu najodpowiedniejsze reklamy.
Na pytanie o Cambridge Analytica, ogólnie o "aferę facebookową" tacy ludzie najczęściej odpowiadają: "nie, nie słyszałem", albo "nie interesuje mnie to". Uwierzcie mi, że pytałem o to swoich znajomych i ci, którzy cokolwiek o technologiach wiedzą, są w stanie mniej więcej wyjaśnić o co poszło. "Nietechnologiczni" są w tym temacie kompletnie zieloni i nawet po objaśnieniu im, ze szczegółami tego tematu ani myślą się tym przejąć. "Eeeee, bo co ja tego Facebooka używam", "Ja tam się niczego nie boję", "Ja nie jestem Popiełuszko żeby mnie inwigilowali (autentyk!)".
Również i media głównego nurtu są raczej oszczędne w wyjaśnieniach. O aferze piszą głównie media technologiczne oraz biznesowe, skierowane do bardziej świadomych czytelników, którzy o cyfrowej stronie naszego życia prawdopodobnie będą chcieć czytać. Reszta od tej wiedzy jest nie tyle odcięta, co nieco odgrodzona. Mają szanse na to, aby objaśnienia dotyczące afery skonsumować, ale ze względu na ich zainteresowania oraz specyfikę bańki, w której operują będzie to znacznie trudniejsze.
Czyli co? Afera wcale nie będzie taka dotkliwa dla Facebooka?
No, proszę Was. Nawet nie musiałem stawiać takiego pytania. Potraktujmy je więc jako to z kategorii tych retorycznych. Mój znajomy, który doskonale zna się na rozebraniu auta na czynniki pierwsze oraz motorach (jednocześnie mający w poważaniu to, co Facebook robi z jego danymi) potraktuje tę aferę jako coś niezrozumiałego, co go kompletnie nie interesuje. Podobnie zrobi mój tata, mama, siostra, ogromna część mojej rodziny. Ja nikogo nie zamierzam dyskryminować, nie uważam, że brak zainteresowania tą kwestią jest czymś godnym nagany - o tym pamiętajcie.
Ale jednocześnie, brak jednoznacznego, masowego sprzeciwu w stosunku do takich praktyk oraz incydentów spowoduje, że afera rozgrzeje do czerwoności tylko te media i ośrodki przekazu, które partycypują w bańkach informacyjnych pasujących do zagadnienia. Ludzie, którzy preferują Pudelka oraz podglądanie gwiazd będą obchodzić takie newsy szerokim łukiem.
To jest podobnie jak z klikaniem w co popadnie. Ogół wykazuje oznaki niskiej higieny życia cyfrowego
Czym według mnie jest "higiena życia cyfrowego"? Oprócz tego, że korzystamy z jego dobrodziejstw, warto by było wiedzieć jak działają jego elementy składowe. Dlaczego Facebook proponuje mi tak dobre reklamy? Skąd Google wie gdzie jestem? Dlaczego dostaję oferty najtańszych mechaników specjalizujących się w naprawie felernego 2.5 TDI VAG-a? Oni to wiedzą. Skądś muszą to wiedzieć. Skąd? I tu zaczynają się schody. Ogół nie zdaje sobie sprawy z tego jak to działa.
I dlatego właśnie Facebook będzie w stanie wykręcić się od odpowiedzialności za przechwycone zestawienia połączeń / wiadomości, bo "przecież zaakceptowaliśmy regulamin...". Między innymi dlatego cyberprzestępcy dalej tworzą scamowe kampanie, ransomware szaleją po sieci, a naiwni "inwestorzy" topią pieniądze w szemranych przedsiębiorstwach zajmujących się Foreksem. My może i nie, ale ogół jest kompletnie bezrefleksyjny. Będą klikać w co popadnie i płakać, że "komputer jest zepsuty" po zainstalowaniu szybernastego toolbara. Będą próbować wywalić peceta lub smartfona przez okno, bo "uciekła ta ikonka od internetu". Cieszmy się, że my takim sprawom jesteśmy bliżsi i... edukujmy. Często to my jesteśmy pomostem między światem technologii a osobami, które... niekoniecznie są z nimi odpowiednio zaznajomione.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu