Technologie

Byłem na premierze... golarki

Tomasz Popielarczyk
Byłem na premierze... golarki
16

Golarka przyszłości? Przyznam szczerze, że bywam dość sceptyczny, widząc takie slogany. Dziś każda firma chce być innowacyjna, nowoczesna i "technologiczna". Na ogół kończy się na teorii. Czy w tym przypadku było inaczej?

Braun zorganizował dziś w Warszawie premierę golarki Series 9. To najwyższy model w ofercie tego producenta - jak metaforycznie ujęto to podczas samej prezentacji, Bentley wśród golarek. Przyznaję szczerze, że jako posiadacz twardego zarostu poszedłem tam nie tylko ze względu na potencjalne technologiczne innowacje, o których wspominano w zaproszeniu. Byłem po prostu ciekawy, czy od czasu kiedy zmagałem się z poszukiwaniem idealnego narzędzia do golenia, cokolwiek uległo zmianie.

Braun Series 9 ma być produktem przeznaczonym dla wymagających użytkowników. Z jednej strony pozwala na golenie zarówno na mokro jak i sucho, a z drugiej posiada rozbudowaną, składającą się z kilku elementów głowicę. Znajdziemy tutaj kilka elementów: dwie folie, dwa trymery (z czego jeden pokryty tytanem) oraz nakładkę wygładzającą, która ma chronić skórę przed podrażnieniami. Braun nazywa to systemem 10.D, co wywołało u mnie jedynie pobłażliwy uśmiech na twarzy. W praktyce oznacza to tyle, że elementy tnące poruszają się w aż dziesięciu kierunkach - wszystko, by dobrze dopasować się do kształtu twarzy.

Tyle marketingowych haseł, ale gdzie tu technologia?! Kluczowym elementem całej konstrukcji ma być opatentowany przez Brauna system SyncroSonic. Jest to mechanizm emitujący fale dźwiękowe, na podstawie których analizowana jest gęstość naszego zarostu. W rezultacie maszynka ma w inteligentny sposób dostosowywać swoją pracę. Co ciekawe, proces ten ma zachodzić nawet 160 razy w ciągu minuty. W ten sposób golarka gromadzi szereg wartościowych danych. Aż chciałoby się pójść o krok dalej i wykorzystać mechanizm nauczania maszynowego. Urządzenie mogłoby się uczyć naszego zarostu - kierunku, w którym rosną włosy, kształtu twarzy i wielu, wielu innych. W rezultacie w miarę użytkowania stawałoby się skuteczniejsze, bardziej spersonalizowane i dokładne.

To wszystko mogłaby dopełniać aplikacja mobilna, w której część danych moglibyśmy wprowadzić ręcznie, a pozostałymi (tymi zgromadzonymi automatycznie) sprawnie zarządzać. Z jej poziomu możliwe mogłoby być też np. szybkie zamawianie materiałów eksploatacyjnych czy uzyskiwanie pomocy technicznej bez potrzeby informowania o problemie (urządzenie powinno samo to zrobić).

Poniosła mnie wyobraźnia.

Czy takie urządzenie faktycznie byłoby lepsze? Tego nie wiem - na pewno zainteresowałoby gadżeciarzy i przyczyniło się do szybszego rozładowywania baterii w naszym smartfonie. Chcę jednak przez to powiedzieć, że nasycenie nowymi technologiami w segmencie drobnego AGD nie jest jeszcze wysokie. Owszem, producenci starają się zawrzeć w swoich produktach pierwiastek innowacyjności, co często przejawia się poprzez używanie trudnych do zrozumienia, futurystycznych nazw poszczególnych funkcji i elementów konstrukcji. Czasem na siłę dorzucają do tego wszystkiego aplikację mobilną, która w gruncie rzeczy niczemu nie służy. Ale czy to źle? Przecież na samym końcu znajduje się użytkownik, który chce po prostu wejść do łazienki i wygodnie oraz komfortowo się ogolić - niekoniecznie ze smartfonem w dłoni.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

gadżetyAGDBraun