Lotnictwo

Uziemione Boeingi 737 MAX szybko nie wrócą na swoje trasy

Piotr Kurek
Uziemione Boeingi 737 MAX szybko nie wrócą na swoje trasy
8

Uziemione od wielu miesięcy samoloty Boeing 737 MAX do pracy miały wrócić we wrześniu tego roku. Najnowsze informacje mówią, że maszyny te pozostaną na ziemi przynajmniej do końca tego roku.

Zobacz też: Boeing. Upadek samolotu. Upadek autorytetu?

Dwie katastrofy lotnicze i błąd w oprogramowaniu, który kosztował życie ponad 300 pasażerów linii Ethiopian oraz Lion Air uziemiły setki maszyn na całym świecie. Wykrycie w czerwcu kolejnej usterki w tych modelach sprawiło, że Amerykańska Administracja Lotnictwa (FAA) nakazała Boeingowi przyjrzenie się bliżej problemowi wadliwych elementów i zanim samoloty będą mogły wrócić na swoje trasy minie jeszcze sporo czasu. Boeing musi również współpracować z międzynarodowymi urzędami, które przeprowadzać będą ponowną certyfikację dopuszczającą 737 MAX do użytku. Jak donosi The Wall Street Journal, nie zapowiada się, by te maszyny trafiły do eksploatacji przed końcem 2019 r. Czas ten ma pozwolić firmie na przeprowadzenie wszystkich czynności gwarantujących bezpieczeństwo ich użytkowania — od aktualizacji oprogramowania, poprzez wymianę wadliwych części, czy przeprowadzenia dodatkowych szkoleń dla pilotów na całym świecie. Gdy spełnione zostaną wszystkie warunki FAA wtedy będzie można mówić o przywróceniu samolotów do służby — zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i innych krajach.


Zobacz też: Katastrofa Ethiopiana. “Sztuczna inteligencja” pokonała pilota?

Strach przed Boeing 737 MAX jest realny, a przewoźnicy szukają rozwiązań

Nie da się ukryć, żę Boeing 737 MAX nadal będzie się kojarzył z dwiema katastrofami lotniczymi, które uziemiły te maszyny na wiele miesięcy. Nawet po przywróceniu ich do służby, wyeliminowaniu wszystkich usterek, wprowadzeniu aktualizacji oprogramowania i przeprowadzaniu odpowiednich szkoleń, linie lotnicze mogą spotkać się ze strachem pasażerów, którzy nie będą chwili wchodzić na ich pokład. Kryzys wizerunkowy i obawy przed kolejnymi wypadkami spowodowały, że linie lotnicze muszą sięgać po różne rozwiązania. Jednym z nich jest zmiana nazwy samolotu. Z pomysłu, który już w kwietniu zasugerował Prezydent Stanów Zjednoczonych Donal Trump, korzysta właśnie irlandzki przewoźnik Ryanair, który uziemione maszyny przechrzcił na 737-8200. Taki zabieg ma sprawić, że pasażerowie widzący nowe oznakowania mogą poczuć się bezpieczniej.

Zobacz też: Boeing. Upadek samolotu. Upadek autorytetu?

Dwie katastrofy lotnicze i błąd w oprogramowaniu, który kosztował życie ponad 300 pasażerów linii Ethiopian oraz Lion Air uziemiły setki maszyn na całym świecie. Wykrycie w czerwcu kolejnej usterki w tych modelach sprawiło, że Amerykańska Administracja Lotnictwa (FAA) nakazała Boeingowi przyjrzenie się bliżej problemowi wadliwych elementów i zanim samoloty będą mogły wrócić na swoje trasy minie jeszcze sporo czasu. Boeing musi również współpracować z międzynarodowymi urzędami, które przeprowadzać będą ponowną certyfikację dopuszczającą 737 MAX do użytku. Jak donosi The Wall Street Journal, nie zapowiada się, by te maszyny trafiły do eksploatacji przed końcem 2019 r. Czas ten ma pozwolić firmie na przeprowadzenie wszystkich czynności gwarantujących bezpieczeństwo ich użytkowania — od aktualizacji oprogramowania, poprzez wymianę wadliwych części, czy przeprowadzenia dodatkowych szkoleń dla pilotów na całym świecie. Gdy spełnione zostaną wszystkie warunki FAA wtedy będzie można mówić o przywróceniu samolotów do służby — zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i innych krajach.

Zobacz też: Katastrofa Ethiopiana. “Sztuczna inteligencja” pokonała pilota?

Strach przed Boeing 737 MAX jest realny, a przewoźnicy szukają rozwiązań

Nie da się ukryć, żę Boeing 737 MAX nadal będzie się kojarzył z dwiema katastrofami lotniczymi, które uziemiły te maszyny na wiele miesięcy. Nawet po przywróceniu ich do służby, wyeliminowaniu wszystkich usterek, wprowadzeniu aktualizacji oprogramowania i przeprowadzaniu odpowiednich szkoleń, linie lotnicze mogą spotkać się ze strachem pasażerów, którzy nie będą chwili wchodzić na ich pokład. Kryzys wizerunkowy i obawy przed kolejnymi wypadkami spowodowały, że linie lotnicze muszą sięgać po różne rozwiązania. Jednym z nich jest zmiana nazwy samolotu. Z pomysłu, który już w kwietniu zasugerował Prezydent Stanów Zjednoczonych Donal Trump, korzysta właśnie irlandzki przewoźnik Ryanair, który uziemione maszyny przechrzcił na 737-8200. Taki zabieg ma sprawić, że pasażerowie widzący nowe oznakowania mogą poczuć się bezpieczniej.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu