Bloodstained: Ritual of the Night był jednym z tych projektów Kickstartera, któremu mocno kibicowałem. W ciągu 24 godzin udało się zebrać wymaganą kwotę. Wtedy była mowa o 500-tysiącach dolarów, a ostatecznie cała zbiórka zakończyła się wynikiem ponad pięciu milionów. Pozostało więc cierpliwie czekać na efekty prac i liczyć, że Koji Igarashi wraz z resztą zespołu dostarczy fanom metroidvanii kolejny wspaniały tytuł. W końcu na swym koncie ma tak spektakularne produkcje, jak: Castlevania: Symphony of the Night, Castlevania: Aria of Sorrow, Castlevania: Portrait of Ruin i wiele innych. Co mogło pójść nie tak?
Bloodstained i powrót do korzeni
Wspomniany we wstępie gatunek w ciągu ostatnich lat odszedł trochę w cień. Nie można powiedzieć, aby zniknął, gdyż wielu deweloperów indie starało się stworzyć coś równie dobrego, jak Symphony of the Night. Niektórzy nawet uważają, że takie gry jak: La-Mulana, Hollow Night, Dead Cells czy Axiom Verge tego dokonały i ciężko się z nimi nie zgodzić. To naprawdę jedne z tych produkcji, które prezentują wysoki poziom i na długo zapadają w pamięć. Rozumiem też jednak tych, którzy od lat czekali na coś nowego od człowieka, który tak mocno przyczynił się do powstania metroidvanii. Podobną tematykę może wybrać każdy, ale jeśli społeczność wybrała swojego “mistrza” to ten zawsze będzie ustawiany na piedestale. Zresztą zbiórka była tego wspaniałym dowodem.
Wystarczyło pokazać pomysł, a ludzie rzucali portfelami w monitory i w sumie bardzo się cieszę, że tak się stało. Bloodstained nie wszystkim przypadł do gustu i jest to zrozumiałe. Po długiej przerwie wszyscy mieli swoje oczekiwania, ale spełnienie ich wszystkich było po prostu nierealne. Co innego osoby, które są wściekłe na błędy i wersję dla Nintendo Switch. Ja miałem to szczęście, że nie trafiłem na nic, co popsuło mi zabawę, ale moi znajomi nie mieli już tyle szczęścia. Natomiast edycja pod sprzęt Nintendo to łagodnie mówiąc, niewypał. Lepiej by było, gdyby poświęcono jej więcej czasu, a premierę przełożono o kilka miesięcy. Zamiast tego na rynek wyszła świetna gra, ale jednak niedopracowana na wielu płaszczyznach. Wydaje mi się, że Igarashi z zespołem rzucili się na zbyt głęboką wodę.
Gra daleka od ideału, ale szalenie satysfakcjonująca
Demo Bloodstained zostało mocno skrytykowane. Tytuł nie był piękny, zawierał masę błędów i ciężko było znaleźć jakieś pozytywne strony. Tutaj jednak deweloper zebrał wszystkie uwagi i mocno zabrał się do pracy. Premierę przesunięto, ale udało się znacząco poprawić grafikę, dodać nowe rzeczy i usunąć wiele wcześniejszych luk znalezionych przez wspierających zbiórkę. Sam byłem pod dużym wrażeniem uzyskanych efektów. Mało która gra mą szansę na taką przeróbkę, ale tutaj się udało. Nie pozostało nic innego, jak czekać na zakończenie procesu tworzenia, wysyłki pudełek do sklepów i obecność na rynkach cyfrowych. Ritual of the Night w końcu się ukazało i cóż, nie zawiodłem się.
To nie jest żadna rewolucja w gatunku. Gra nie przedstawia czegoś zupełnie nowego, ale zamiast tego otrzymujemy masę dobrych rozwiązań znanych z różnych metroidvanii. Nie za długa, nie za krótka, wypełniona sekretami, oferująca wiele zadań, ciekawych systemów, błądzenia po lokacjach i masę innych rzeczy. Bardzo szybko poczułem się jak w domu, kiedy za sprawą pierwszego PlayStation przechodziłem Castlevania: Symphony of the Night. Podobny klimat czuć na każdym kroku. Choć historia jest inna, to cała otoczka ma w sobie to coś. Świetna muzyka tylko wzmacnia ten efekt. Po włożeniu płyty do napędu skończyło się na kilku godzinach dobrej zabawy. W przeciwieństwie do innych nie wyobrażałem sobie tej gry, jako zbawcy gatunku. Pragnąłem metroidvanii, od którego wszystko się zaczęło i to dokładnie otrzymałem. Nie mniej, nie więcej.
Klimat PSX-a czuć na każdym kroku
Wspomniana produkcja z PSX-a jest dziś określana w pewnych kręgach jako arcydzieło, choć nie wystrzegła się pewnych błędów. Wiele ciekawych informacji na temat tej gry ujawnił sam Igarashi podczas wywiadu dla kanału DoubleFineProd. To właśnie z niego można dowiedzieć się, dlaczego zamek z intra nie ma tekstur, menu wygląda tak źle i wiele więcej. Nie chcę umniejszać temu tytułowi, bo uważam go za jednej z najlepszych, w jakie grałem, ale to, co uwielbiałem w nim, znalazłem również w Bloodstained. Świetnie wykreowany świat, przyjemny system walki, rozgrywkę opartą na elementach platformowych, RPG, masę rozwiązań sprzed dekady i postaci, które da się lubić. Fabularnie nie jest tak dobrze, jak w Castlevanii, ale ta najlepiej wypadła w wersji japońskiej, bo angielska zawiera masę błędów, niepoprawnych tłumaczeń i amatorskiego voice-actingu.
Od samego początku wiadomo było, czym będzie nowe działo Igarashiego i jego zespołu. Dlatego trochę się dziwię ludziom, którzy spodziewali się zupełnie nowej jakości. Dla mnie to świetny następca serii, która możliwe, że już nigdy nie powróci patrząc na obecne podejście Konami do rynku gier wideo. Ritual of the Night od samego początku miało uderzyć w nostalgię i świetnie się spisało. Oczywiście, można było wiele rzeczy zrobić jeszcze lepiej, ale nie można mieć wszystkiego. Cały ten projekt był wielkim ryzykiem, bo kampania może i zakończyła się wspaniale, ale jednocześnie oczekiwania wspierających urosły. Bloodstained może być początkiem dla świetnej serii, o ile gracze dadzą jej taką szansę.
Dobrze, że Bloodstained pojawiło się później
Sam zagłosowałem portfelem i nabyłem wersję pudełkową na PS4. Chciałem z początku wybrać tę na Nintendo Switcha, ale jak wiadomo, edycja jest dość słaba technicznie. Deweloper chciał dotrzeć do większej ilości odbiorców i trochę taka decyzja się zemściła. Wydaje mi się, że skupienie się na jednej platformie, przygotowując w międzyczasie inne, pozwoliłoby uniknąć sytuacji, w której posiadacze konsoli Nintendo są poszkodowani. Nie chce mi się wierzyć, że ktokolwiek wypuścił ten tytuł w takiej formie specjalnie. Terminy goniły, fani czekali i trzeba było coś z tym zrobić. Niestety, nie wszystko wyszło tak, jak powinno.
Taki Doom czy Wolfenstein otrzymały świetne poprawki po premierze, to i dla Bloodstained jest szansa, o czym wspomnieli już nie raz sami twórcy. Wiadomo, że to trochę za późno, ale innego wyjścia już nie ma. Jeśli jednak naprawią omawianą wersję, to z wielką ochotą w nią zainwestuje, bo bardzo bym chciał, aby kolejna część się ukazała. Z otwartymi ramionami przygarniam metroidvanie od różnych studiów, ale miło by jednak było, gdyby ludzie odpowiedzialni za omawiany tytuł też mogli je tworzyć pod tym samym szyldem. Nie czuje się też oszukany. Widziałem, jak postępują prace, czytałem wpisy na Kickstarter, oglądałem materiały dewelopera i przyglądałem się procesowi tworzenia tej gry. Choć daleko jej do ideału, to spokojnie trafia na listę produkcji wartych uwagi.
Teraz czas na optymalizację
Na rynku może i jest kilka udanych metroidvanii, ale każda kolejna jest na wagę złota. Pewne gatunki umierają, drugi wracają bezpowrotnie, a o innych część osób już praktycznie nie pamięta. Czasy się zmieniają, gry ewoluują i zmieniają się w zależności od potrzeb graczy. Miło jednak zobaczyć, że nawet tak skostniałe mechanicznie tytułu nadal mają rację bytu i w jakim stopniu mogę, mam zamiar je wspierać. Nawet jeśli nie zostaną okrzyknięte dziełami sztuki i przełomem w świecie elektronicznej rozrywki. Ciężko zrezygnować z zabawy, która dostarcza tyle przyjemności. Jeśli będziecie mieli okazję, spróbujcie. Istnieje duża szansa, że wciągniecie się podobnie jak ja.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu