Belfer powrócił na Canal+ przed trzema tygodniami. Pierwsze dwa odcinki nie zachwyciły widzów, zaś trzeci dał trochę nadziei na sensowne wybrnięcie z niektórych kwestii. Czwarty odcinek,wyemitowany wczoraj, pokazał, że najlepsze w Belfrze dopiero przed nami. To źle i dobrze zarazem.
Po niemrawym początku twórcy Belfra poszli na całość. Tego się nie spodziewałem
Tekst zawiera spoilery z czterech do tej pory wyemitowanych odcinków Belfra 2.
Nietypowy Belfer
Dobrze zbudowany małomiasteczkowy klimat, zagadkowe zabójstwo młodej dziewczyny i dość stereotypowi, ale bohaterzy z charakterem - w takich słowach można podsumować pierwszy sezon Belfra. Sama tajemnica wokół osoby odpowiedzialnej za zabójstwo Asi Walewskiej była wystarczająco interesująca, gdy przez cały sezon byliśmy skutecznie zwodzeni przez twórców. Powtarzane w kółko pytanie "kto zabił?" podsycało atmosferę i mówiąc prostym językiem - całość trzymała się kupy, choć akcja znacząco zwolniła w kilku ostatnich odcinkach, gdy scenarzyści zaczęli kluczyć wokół rozwiązania.
W drugim sezonie Belfra, po przeprowadzce z Dobrowic do Wrocławia i po zamianie kameralnego liceum na elitarne, serial zmienił się na tyle, że dwa pierwsze odcinki to było zbyt mało, by przekonać mnie do nowej formuły. Scenarzyści zrezygnowali z powtórzenia serii wydarzeń z pierwszego sezonu, co miało nadać serialowi świeżości. Akcja prowadzona jest zupełnie inaczej, w niektórych momentach dając do myślenia, a czasami pozostawiając nas w totalnym chaosie.
Być może taki był zamysł, ale metody przedstawienia niektórych postaci, ich motywów i przyczyn podejmowanych decyzji bywa nielogiczny. Niektóre "zagadkowe" działania, jak ucieczka ucznia o jasnych włosach, który mógł szkolną tragedię zakończyć o wiele wcześniej po prostu podejmując pistolet z podłogi, zostały wyjaśnione, ale czy w satysfakcjonujący widza sposób? Strzelanina w liceum spowodowana frustracją jednego z uczniów (Iwo), który przynależy do szerzej nieznanej grupy (para)militarnej, brzmi nieźle, ale egzekucja tego pomysłu była zaskakująco rozczarowująca. O słabym odbiorze zaważyły jakże istotne detale.
Zwyżka formy w kolejnych odcinkach
Sytuacja zaczęła zmieniać się w trzecim odcinku, gdy do pokazanych wcześniej zajść pojawił się jakże potrzebny kontekst, choć wciąż nie udało się uniknąć takich wpadek, jak bezproblemowa wizyta całkowicie postronnej osoby - naszego belfra, Pawła Zawadzkiego - w miejscu, które do tej pory było owiane tajemnicą i gdzie nie zapuszczał się nikt przypadkowy. Nie tylko dostał się do ośrodka szkoleniowego tajemniczej grupy, ale bez ogródek przepytywał obecne tam osoby wymachując im zdjęciem Iwo przed twarzami. Wszystko nabrało jednak pewnego kształtu i przestaliśmy błądzić po omacku próbując cokolwiek zrozumieć.
Odcinek czwarty, który miał wczoraj premierę, ratował się tym, czego nie spodziewałem się po całej drugiej serii. Zawadzki wrócił do Dobrowic. Dzięki temu ujrzeliśmy kilka znajomych twarzy, w tym nowego komendanta policji Rafała Papińskiego. Cel powrotu był bardzo jasny - odnaleźć uczennicę odpowiedzialną za tragiczne wydarzenia sprzed kilku miesięcy. Ewelina nie miała innego wyjścia, musiała uciekać z rodzinnego miasta i tak znalazła się w Elblągu, gdzie wyraźnie nie jest w stanie poradzić sobie z tym, co przeszła. Zawadzki znajduje ją leżącą w łóżku i otumanioną lekami.
Taki zabieg spodobał się nie tylko mnie - wystarczy zajrzeć w komentarze w mediach społecznościowych, gdzie nie brakuje pozytywnych reakcji. Pytanie tylko, czy to nie jest jedynie chwilowy zachwyt - zapowiedź piątego odcinka, który obejrzymy za tydzień, jednoznacznie pokazuje do czego będzie potrzebna belfrowi Ewelina, która prawdopodobnie z poczucia winy przystanie na propozycję przyjazdu do Wrocławia, by pomóc Zawadzkiemu zinfiltrować tajemniczą grupę. CBŚ poprze taki ruch czy belfer będzie działał na własną rękę?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu