Felietony

Bardziej „Googlowego” telefonu nie mogłem wybrać

Konrad Kozłowski
Bardziej „Googlowego” telefonu nie mogłem wybrać
66

Jak niektórzy mogli już zauważyć na co dzień korzystam z dwóch mobilnych platform - iOS-a i Windows Phone'a. Jednakże podejmowane przez Google decyzje i kroki związane z Androidem okazały się na tyle trafne, że od pewnego czasu nosiłem się z daniem szansy smartfonowi z Androidem. Wybór padł na Motor...

Jak niektórzy mogli już zauważyć na co dzień korzystam z dwóch mobilnych platform - iOS-a i Windows Phone'a. Jednakże podejmowane przez Google decyzje i kroki związane z Androidem okazały się na tyle trafne, że od pewnego czasu nosiłem się z daniem szansy smartfonowi z Androidem. Wybór padł na Motorolę Moto G - niedrogi, schludny smartfon z jakże wychwalanym i pożądanym "czystym Androidem".

Niestety nie miałem możliwości wyboru pomiędzy wersjami z pamięcią 8GB i 16GB i jak się zapewne domyślacie musiałem zadowolić się modelem z mniejszą ilością pamięci. Głównie dlatego moje pierwsze wrażenie (wyrażone w tytule) było jakie było, ale o tym za chwilę. Po wyjęciu z pudełka Motorola okazała się niewielkim, lecz dość ciężkim telefonem. Nie chciałbym, by zabrzmiało to jak wypominanie wady, lecz po prostu Moto G wygląda na nieco lżejszą. Mnie to jednak w ogóle nie przeszkadza, ponieważ należę do grona osób, które wolą czuć, że telefon jest schowany do kieszeni. W moich stosunkowo niewielkich dłoniach Moto G leży naprawdę dobrze - zaokrąglone kształty i nieduże wymiary są dla mnie wręcz idealne. Choć Moto G cechuje się ekranem o przekątnej większej niż 4 cale, to jednak obsługa jedną ręką jest możliwa i nawet dosyć komfortowa.

Trafność w użyciu materiałów przy produkcji i samo wykonanie nie odpowiadają temu, czego spodziewalibyśmy się po produkcie za takie pieniądze. Dopasowanie elementów jest bardzo dobre i niemal każdy aspekt fizyczny Moto G uznaję za spory plus. Niemal, ponieważ nie przypadła mi do gustu propozycja Motoroli w kwestii przycisków głośności i klawisza blokady ekranu. Są one aluminiowe i dosyć wąskie. Nie wpływa to w dużym stopniu na komfort codziennego użytku, lecz nie prezentuje się to w mojej ocenie zbyt dobrze. Nie mam jednak zastrzeżeń co do umiejscowienia tychże przycisków.

Moja przygoda z tym telefonem dopiero się zaczyna, dlatego wszystkie następujące po tym zdaniu obserwacje wynikają z kilkudziesięciu godzin użytkowania. Dla niektórych to zbyt krótki okres na wyrażanie takich opinii, inni zaś po kilkudziesięciu... minutach już wiedzą, czy telefon spełni ich oczekiwania czy nie. Ja wiem, że Moto G oferuje mi aktualnie więcej niż potrzebuję. Telefon nie jest wypełniony po brzegi aplikacjami i wcale nie wynika to z faktu ograniczonej dość restrykcyjnie pamięci. Zainstalowałem tylko te podstawowe, które "wymagane są" do codziennego funkcjonowania. Darowałem sobie większe gry, ponieważ nadal uważam, że smartfon mobilną konsolą do gier nie jest. W pamięci Moto G znalazły się tylko "wściekłe ptaki" w wydaniu Gwiezdnych Wojen oraz urocze Cut the Rope. Co z resztą multimediów?

I tutaj właśnie dochodzi do meritum wpisu, które zapoczątkowałem tytułem. Okazuje się, że Moto G w połączeniu z ofertą usług i produktów Google jest urządzeniem niemal kompletnym. Jedynym warunkiem jest tak naprawdę łączność z Internetem, a ta, nawet pomimo dynamicznego rozwoju infrastruktury sieci komórkowej w naszym kraju, nie zawsze może być brana za pewnik.

Gdy jednak nasz smartfon połączony jest z siecią Wi-Fi lub dysponujemy łącznością w standardzie co najmniej UMTS nie ma najmniejszego problemu. Zdjęcia automatycznie synchronizowane są z Google+, więc w każdej chwili mogę usunąć wszystkie lokalne pliki. Muzyki posłuchać mogę dzięki Google Play Muzyka streamując kawałek po kawałku. Dokumenty, które mogą być potrzebne, w każdej chwili mogę pobrać z Dysku Google. I tak dalej, i tak dalej.

Naturalnie każda z powyższych usług może być zastąpiona konkurencyjnym rozwiązaniem od innej firmy, lecz w przypadku Moto G (i większości innych opartych na Androidzie telefonów) to wszystko było po prostu "out of box". Jednokrotne zalogowanie się na konto Google spowodowało, że telefon był gotowy do pracy i rozrywki w mgnieniu oka. Oczywiście tego samego doświadczymy na każdym innym smartfonie z Androidem, lecz gdy jesteśmy niejako zmuszeni do zimnego kalkulowania dostępnej wolnej przestrzeni okazuje się, że idea i inicjatywa Google na uzależnienie nas od swojej chmury jest znacznie większa niż myśleliśmy. Podobne praktyki stosowane są w przypadku Chromebooków, gdzie do dyspozycji użytkownika najczęściej jest jedynie niecałe 16 gigabajtów pamięci lokalnej, zaś w chmurze aż 100GB na dwa lata (w cenie urządzenia; wraz z Moto G zyskałem połowę tego również na okres dwóch lat).

Być może nieco naciągnę fakty i będę wybiórczo dobierał fakty do własnej hipotezy, lecz można przyjąć także taki scenariusz, że literka "G" w nazwie tego modelu wcale nie jest przypadkowa.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

hotmobile