Autorem poniższego tekstu jest Yuri Drabent, ukradłem mu te historię (oczywiście za jego pozwoleniem) aby opublikować na Antyweb. Pokazuje ona jak wyglądają innowacje w prawdziwym życiu prawdziwych ludzi. Uwielbiam takie historie, łowię takie obrazy w swoim otoczeniu i cieszę się nimi jak dziecko.
Mieszkam w okolicy, w której jest mnóstwo starszych babć - ale nie takich delikatnie podstarzałych babeczek po 60-tce, tylko takich serio poważnych zawodniczek, zaawansowanych babulinek, cudownie pomarszczonych, ocierających się o Wiek pewnie, co co najmniej jedną, a czasem i dwie wojny za pasem mają; takich, że więcej ich w poziomie, niż w pionie, tak są doszczętnie zgarbione, ale uśmiechnięte i miłe.
Chodzą sobie z wózeczkiem do podpierania się między kościołem, piekarnią a parkiem, wszyscy sobie mówią dzień dobry albo szczęść Boże i jest sympatycznie, a ja się tak czasem tylko zastanawiam, jak im się żyje w świecie tych naszych wszystkich pędzących technologii, bezprzewodowego ładowania, telefonów, inteligentnych asystentów i takich takich, no bo to przecież nie może być łatwe - i czy jakkolwiek chcą w ogóle być częścią tego świata, czy dawno temu powiedziały, że dziękują uprzejmie, ale na starość jakoś przyjemniej im się czyta książki i podlewa kwiatki, niż updejtuje iOS, i tak sobie czasami nad tym dumam.
Jak na przykład dzisiaj, w piekarni okolicznej, kiedy stoję w kolejce po bułki, a przede mną taka jedna pani właśnie, malutka, pomarszczona, powolutku pakuje sobie małe porcje szynki i białego sera do swojej torby i pyta panią ekspedientkę:
- a przepraszam, czy ja mogę bajbusem?
- słucham?
- no czy mogę sobie kartą, bajbusem. Wnuczek mi załatwił, ja go sobie nazywam bajbusem, bo tak mi raźniej.
Ekspedientka uśmiech od ucha do ucha i odpowiada:
- t-t-tak, oczywiście, jak najbardziej - proszę bajbusem.
I babcia pik-pik, płaci tym PayPassem i bierze siateczkę i powolutku, tup, tup, tup do drzwi i do domku.
Małe rzeczy.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu