Felietony

Uzależnienie od komunikatorów czuję najbardziej kiedy te mają awarię

Paweł Winiarski

Pierwszy komputer, Atari 65 XE, dostał pod choinkę...

14

Komunikatory internetowe nie są niczym nowym. Wiele lat temu używaliśmy Gadu-Gadu czy Tlena, jednak moim zdaniem nie były to usługi tak bardzo masowe jak teraz. Dziś nawet krótkie awarie Messengera czy WhatsAppa robią ogromne zamieszanie.

Zauważyliście, co dzieje się w sieci kiedy popularne komunikatory internetowe łapią nawet chwilową czkawkę i przestają działać? Doskonały przykład mieliście kilka dni temu kiedy facebookowe programy do wymiany tekstu, obrazków i filmów nie funkcjonowały tak, jak należy. Przy okazji awarię zaliczył również Instagram, na którym nie dało się wymieniać wiadomości i odświeżać "tablicy". Przeglądając RSS-y, jeszcze do dziś widzę newsy poświęcone tej krótkiej awarii. A przecież nic się nie stało, wszystko wróciło do normy.

Podobno pierwszym krokiem do walki z jakimkolwiek uzależnieniem jest przyznanie się do niego. I ja się przyznaję, jestem uzależniony od komunikatorów internetowych, które stały się dla mnie podstawowym sposobem kontaktu zarówno ze znajomymi, jak i w życiu służbowym. Tylko czy słowo "uzależnienie" jest tu odpowiednie? Nie korzystam z nich przecież dla zabicia czasu czy złudnej przyjemności - są po prostu świadomy wyborem i uruchamiam je po to, żeby kontaktować się z innymi osobami. Owszem, wciąż dzwonię, ale bardzo często korzystając właśnie z komunikatora, zdarza mi się też nie zapisywać numerów telefonów w kontaktach na smartfonie. Wystarczy, że "mamy się w znajomych na Facebooku", więc możemy do siebie zadzwonić z samym audio albo korzystając z aparatu w smartfonie również na wideo. Jakość połączenia bywa czasem gorsza, ale jest to dla mnie szybsze i wygodniejsze. A najlepiej kiedy po prostu piszę, widzę kiedy ktoś odczytał wiadomość lub gdy odpowiada. Ostatniego SMS-a wysłałem w 2020 roku i jestem bardzo ciekawy czy przed końcem pierwszego kwartału tego roku to się zmieni.

Nie jest tak, że każda wolną chwilę spędzam w internecie i nie mogę bez niego żyć. Bawi mnie natomiast, że w 2021 roku, szczególnie w czasie pandemii ktokolwiek jeszcze jest w stanie mi takie rzeczy zarzucać. To właśnie w komunikatorach internetowych tworzymy rozmowy jeden na jednego, konwersacje w grupach. To tu najszybciej kogoś złapać, o ile oczywiście regularnie korzysta z takich aplikacji. Bo tak, sam mam jeszcze znajomych, którzy jak ognia unikają tego typu "wynalazków" i jakby na siłę wzbraniają się od mocniejszego wejścia online. I ja nie mówię, że to coś złego, po prostu dziś już ciężko mi to zrozumieć. Szczególnie, że same osoby potrafią godzinami "siedzieć na telefonie" i rozmawiać ze znajomymi o głupotach.

Wracając jednak do wspomnianej awarii. Ta wydarzyła się akurat gdy prowadziłem dwie ważne rozmowy na Messengerze i kiedy komunikator przestał wysyłać oraz odbierać wiadomości zacząłem się zastanawiać czy ja w ogóle mam obu rozmówców w kontaktach telefonicznych, bo przecież zawsze dzwonili do mnie właśnie na Messengerze. Ostatecznie okazało się, że miałem, jeden z numerów był już nieaktualny - jego właściciel uznał jakiś czas temu, że nie ma sensu informować znajomych o zmianie skoro i tak nie dzwoni do nich w klasyczny sposób i nie wysyła SMS-ów.

Mamy podobny problem w redakcji kiedy czkawkę zalicza Slack. Tak bardzo przyzwyczailiśmy się już do tej platformy, że nawet krótka awaria staje się problemem. Szczególnie teraz, kiedy w obliczu pandemii również warszawska część redakcji nie siedzi już wspólnie w biurze. Mamy oczywiście zapasowe kanały komunikacji, jednak to właśnie tam jest nam najwygodniej.

Tu nie chodzi o to, czy któryś komunikator jest lepszy czy gorszy - który wykorzystuje gromadzone dane, czy uchodzi za ten najbezpieczniejszy. Myślę, że dla wielu osób taka forma kontaktu prywatnego i służbowego stała się po prostu naturalna, szczególnie w obliczu korzystania z niej przede wszystkim na smartfonach z możliwością kontynuowani rozmowy na komputerze. A pamiętacie jak lata temu tylko niektórzy korzystali z Gadu-Gadu, a rozmowy na IRCu uważało się za nerdowskie fanaberie geeków? Kto by pomyślał, że świat tak się zmieni. Aż strach pomyśleć jak to będzie wyglądać za 10-15 lat.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu