Motoryzacja

Bycie betatesterami nie spodobało się tym kierowcom. Tesla pozwana

Jakub Szczęsny
Bycie betatesterami nie spodobało się tym kierowcom. Tesla pozwana
Reklama

Jeden z najważniejszych zarzutów w stronę Tesli - kalifornijskiego producenta inteligentnych samochodów elektrycznych dotyczy funkcji, które są szeroko pojmowane jako "wersje beta". Chodzi tutaj między innymi o Autopilota, który został oddany użytkownikom, ale jednocześnie informowano o tym, że nie jest to rozwiązanie absolutnie bezobsługowe. Trzech klientów firmy postanowiło wynieść ten spór na poziom batalii sądowej.

Co jest przedmiotem sporu? W kontekście funkcji "Autopilota", chodzi o to, że jest to funkcja zbyt niebezpieczna, by mogła się znaleźć w samochodzie, który posiada homologację na jazdę po publicznych drogach. Z tego względu, nie powinna się ona pojawić w ramach aktualizacji dla samochodów. Dodatkowo, narzeka się również na nową iterację Autopilota, która miałaby być znacznie bezpieczniejsza zarówno dla kierowcy, jak i innych użytkowników dróg. Ta jeszcze się nie pojawiła mimo zapowiedzi Tesli i autorzy pozwu nazywają ją "vaporware'em". Powództwo uważa, że poprawiony Autopilot powinien znaleźć się we wszystkich autach Tesli jak najszybciej.

Reklama

Przypadek Tesli wskazuje na problem, który niedługo będzie toczyć cały rynek motoryzacyjny

Wprowadzenie nowej funkcji drogą aktualizacji oprogramowania to ryzykowne zagranie, które może nie tylko przełożyć się na "wpadki" w samym procesie aktualizacji (spójrzcie na Windows), ale również na przypadki fatalnych błędów systemów z powodu niedostatecznego wytestowania nowych rozwiązań. Masowe udostępnianie aktualizacji dla samochodów może skończyć się tym, że jedna zmienna (na przykład nieco inne przepisy ruchu drogowego w niektórych krajach) może spowodować, że konkretny system bezpieczeństwa nie zadziała tak, jak trzeba. Ruch drogowy to nie komputer, gdzie ewentualnie można dokonać downgrade'u i wszystko jest w porządku. Jakikolwiek poważniejszy błąd na drodze jest rzadko wybaczany, a konsekwencje mogą być ogromne. Dlatego, o ile początkowo podchodziłem do tego pozwu z wielkim dystansem, później zrozumiałem jego prawdziwe intencje.

Niemniej, muszę odnieść się do tego, co pisałem na temat Autopilota Tesli jakiś czas temu. Producent jasno zaznaczył, że jest to funkcja eksperymentalna i nie powinna być ona traktowana jako mechanizm, który nigdy się nie pomyli. To zaś nie przeszkodziło nierozważnym kierowcom w tym, aby Autopilota upatrywać w kategorii "podrasowanego tempomatu", który da sobie radę nawet poza autostradami. Jak to się kończyło? Różnie, bilans wskazuje nawet na jedną ofiarę śmiertelną z powodu niepoprawnego wykorzystania tej funkcji. Orzecznictwo w tej sprawie było jednak korzystne dla Tesli, bowiem uznano, że Autopilota Tesli należy traktować tak samo jak tempomat w standardowym aucie. Kierowca cały czas musi mieć ręce na kierownicy i nogę / nogi przygotowane na wciśnięcie jednego z pedałów, co od razu wyłączało włączonego Autopilota.

Czym innym jest kwestia "betatestów" w Tesli. Mimo, że jestem miłośnikiem inteligentnych rozwiązań na drogach i entuzjastą późniejszego zastąpienia kierowców, mam wrażenie, że wdrażanie do kalifornijskich aut eksperymentalnych funkcji nie jest do końca etycznym zagraniem. Nie mam jednocześnie równie dobrego pomysłu na to, jak rozwijać owe funkcje w innym scenariuszu.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama