Pisałem niedawno, że Tesla Motors i Elon Musk nie mają lekko w ostatnich miesiącach - pojawiło się kilka poważnych problemów i tematów wymagających załatwienia, a przynajmniej głębszego omówienia. Jednym z nich jest bezpieczeństwo kierowców korzystających z Autopilota. Kilka miesięcy temu zginął człowiek który uwierzył w nieomylność tej funkcji. Od tego czasu prawdopodobnie doszło do przynajmniej dwóch wypadków, w których winę może ponosić oprogramowanie. Wracamy jednak do pytania zadanego już przy śmiertelnej kolizji: winę ponosi maszyna czy człowiek?
Autopilot Tesli zaliczył kolejny wypadek. Firma sprawy nie ukrywa, ale wskazuje na błędy kierowcy
Autopilot skupia na sobie coraz większą uwagę mediów, producentów samochodów, kierowców i analityków - początkowo słyszeliśmy głównie słowa zachwytu, teraz nie brakuje też głośnej krytyki, oskarżeń i stwierdzeń, że Tesla powinna sobie dać spokój z takimi pomysłami, że wszyscy producenci powinni odpuścić. Ale na to nie ma co liczyć. I dobrze - po kilku latach testów i prób rozwiązanie może się okazać naprawdę przydatne, bezpieczeństwo na drogach poważnie wzrośnie.
Nie mówię po angielsku, Autopilot był włączony
Media donoszą o dwóch wypadkach, w których uszkodzeniu uległy pojazdy Tesli, w obu przypadkach był to Model X (przypominam, że śmiertelny wypadek, o którym pisałem dotyczył Modelu S). Firma potwierdziła już, że podczas zdarzenia, do którego doszło w Montanie, Autopilot był włączony. Warto w tym miejscu podkreślić, że korporacja wyciągnęła wnioski z przeszłości - nie czekała kilkadziesiat dni, by zareagować, jak miało to miejsce w przypadku śmiertelnej kraksy. Szybki komunikat, jest informacja, że Autopilot był uruchomiony. Ale jednocześnie pojawiają się inne ważne doniesienia: kierowca nie zastosował się do wytycznych, kierownica nie wyczuła jego rąk na sobie, gdy doszło do zderzenia.
We don't mind taking the heat for customer safety. It is the right thing to do. From @RoadandTrack https://t.co/D181ui1jB0
— Elon Musk (@elonmusk) 13 lipca 2016
Czytaj dalej poniżej
Samochód zjechał z szosy i uderzył dość mocno w płot, zniszczeniu uległo m.in. przednie koło, na zdjęciach widać, że bok samochodu jest mocno uszkodzony. Kierowcy i pasażerowi nic się nie stało. Czy osoba prowadząca pojazd przyznaje, że popełniła błąd i nie zastosowała się do wskazówek producenta? Nie do końca - przekonuje, że... nie zna angielskiego, włada mandaryńskim, a komunikaty były w języku Szekspira. System informował, że kierowca musi uważać, że droga jest trudna, że Autopilot może sobie nie poradzić, kierowca nie wiedział jednak o co chodzi. Przynajmniej tak twierdzi - zakładam, że mógł się domyślić, czego chce samochód, lecz zwyczajnie to zignorował (może spał?). Aby zminimalizować ryzyko kolejnych wypadków, firma chce dodatkowo szkolić kierowców w zakresie korzystania z funkcji Autopilot - na początek ma się pojawić blog poświęcony temu rozwiązaniu.
Ze wspomnianej sytuacji Tesla Motors może się pewnie sprawnie wybronić, kłopotów prawnych mieć nie będzie. Chociaż rośnie liczba urzędników, którzy interesują się rozwiązaniami firmy, sprawdzają czym jest i jak działa Autopilot. Dochodzimy do sytuacji, w której odpowiednie służby badają aktualizację w samochodach, by sprawdzić, kto odpowiada za wypadek. A skoro już o oprogramowaniu mowa - przypadek Tesli, cen samochodów tej firmy, pokazuje, że software będzie robił coraz większą różnicę.
Większy zasięg? Możesz go wykupić
Branżowe media informują o nowej, tańszej wersji Modelu X: 60D ma być o prawie 10 tysięcy dolarów tańszy od wersji 75D. Gdzie dokonano przeróbek, które pozwoliły zejść z ceną do 74 tysięcy dolarów? Wykorzystano inne materiały, odchudzono wyposażenie? Nie, w tym przypadku płaci się mniej, ponieważ zasięg jest mniejszy: z 237 mil spada do 200. Nie oznacza to jednak, że producent pakuje do pojazdu inne akumulatory - są te same, ale w tańszej wersji stosowana jest blokada w oprogramowaniu, która uniemożliwia pełne ładowanie. Chcesz mieć te 37 mil? Dopłać.
Firma nie decyduje się na takie rozwiązanie pierwszy raz, wcześniej stosowała już podobny zabieg. Powtarzanie go pokazuje jednak, jak może wyglądać przyszłość motoryzacji - klient będzie dopłacał za zdejmowanie blokad, uruchamianie kolejnych funkcji, dawanie bonusów w oprogramowaniu. Niczym w grze mobilnej. Nowy sposób na koszenie dużej kasy w motoryzacji, wspominałem już o tym przy okazji prezentowania planów firmy Faraday Future, biznesu, który zamierza konkurować m.in. z Teslą. W ich wizji, producent samochodów zarabia nie tyle na samym aucie, jego sprzedaży, co na dostarczaniu aktualizacji oraz treści, jakie zaoferuje klientom. Chcesz, by Autopilot czy inny asystent był lepszy, by wzrosło bezpieczeństwo poruszania się twojej rodziny? Zapłać, a my to zagwarantujemy. Pragniesz rakiety na kółkach o przyzwoitym zasięgu? Wyciągnij portfel, a my zaraz odblokujemy odpowiednie funkcje. Ciekawe, ile osób przewidywało, że sytuacja może się rozwinąć w ten sposób...?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu