Filmy

Poszedłem do kina na komedię, dostałem dramat. Atak paniki to ostra jazda

Maciej Sikorski
Poszedłem do kina na komedię, dostałem dramat. Atak paniki to ostra jazda
Reklama

Totalny gniot czy rewelacja i najlepszy polski film tego roku? Dawno nie trafiałem na tak skrajne opinie dotyczące obrazu. Uwagę jeszcze bardziej absorbował fakt, że to rodzime kino: Atak paniki. Nie pozostawało nic innego, jak wybrać się do kina i samemu sprawdzić, co w swoim pełnometrażowym debiucie zaserwował widzom Paweł Maślona.

Atak paniki początkowo zdobył moją uwagę za sprawą plakatu. Zobaczyłem go w kinie, pomyślałem, że to kolejna nieudana komedia, coś bardzo głupiego i machnąłem ręką. Ale niedługo później usłyszałem w radiu, że to bardzo dobre kino, że nie można kierować się trailerem, bo ten ma za zadanie przyciągnąć do kina tłumy na.... kolejną komedię z kiepskim scenariuszem i jeszcze gorszymi żartami. Postanowiłem zatem sprawdzić recenzje i tu pojawiło się zdziwienie: obraz chwalony był przez prasę/strony internetowe od prawej do lewej strony życia publicznego. Autorzy, którzy z założenia mają odmienne zdania w wielu kwestiach, zgadzali się, że film Maślony to coś naprawdę dobrego. Nie pozostawało mi nic innego, jak wybrać się do kina.

Reklama

Pierwsze odczucie? Polacy mają problem z określaniem gatunków filmów. Tak było chociażby z obrazami Mój rower, Dziewczyna z szafy czy Cicha noc. Wszystkie bardzo dobre, ale też wszystkie promowane jako komedie. Efekt? Do kina przychodzą ludzie, żeby się pośmiać. I albo śmieją się, bo uważają, że trzeba (wszak to komedia) albo wychodzą z kina i miażdżą film w Internecie, bo to marna komedia. Wszystkie wspomniane i Atak paniki to dla mnie przede wszystkim dramaty. Komediodramaty, ale z przewagą tego "dołującego" motywu. Nie dziwi mnie, że potem w Sieci można przeczytać komentarze rozczarowanej czy nawet wkurzonej publiczności, która poszła się "rozerwać", a wyszła zirytowana...

Atak paniki to film, którego akcja rozwija się na kilku ścieżkach. Każda ma swoich bohaterów, swoją historię, która pozornie ma niewiele wspólnego z pozostałymi. Ale łatwo się domyślić, że w takich przypadkach twórcy zazwyczaj chcą w pewnym momencie połączyć wątki. Zdradzę, że tutaj jest podobnie, lecz to mało istotne. Bo nie same historie są ważne - kluczową kwestią jest to, jak wygląda życie przeciętnego Polaka, jego frustracje i sposoby na radzenie sobie z codziennością, z momentami kryzysu. Ktoś powie: "ej, to nie są historie przeciętnych Polaków, to jakieś skrajności!" Ale czy na pewno? Może faktycznie zostało to trochę przerysowane, lecz każdy wątek należy uznać za prawdopodobny. Słyszałem o znacznie bardziej pokręconych przypadkach...

Mamy motyw człowieka, który ucieka do cyfrowej rzeczywistości i tam buduje dla siebie lepszy świat - może i w pracy nim pomiatają, może w domu czuje się źle (głównie z własnej winy), ale w grze komputerowej wymiata, motyw rynku pracy, na którym najlepiej zarabia się sprzedając po prostu siebie (dosłownie), jest i bohaterka, która żartami, głośnym zachowaniem, sławą próbuje przykryć rozpacz wynikającą z samotności, wreszcie teatr w duetach mąż-żona, szef-podwładny, w kontaktach z otoczeniem. I ciąża oraz związane z nią wesele, które nie układają się wedle planu przyszłej matki i panny młodej zarazem.

Napięcie narasta wszędzie z każdą minutą, widzimy, jak w bohaterach gotują się emocje, staje się jasne, że to musi znaleźć ujście. Pytaniem otwartym jest to, w jaki sposób rozładowane zostanie owo napięcie. Z życia, także własnego, wiemy, że różnie reagujemy na sytuacje wywołujące stres. A czasem nawet błahe wydarzenie może spowodować lawinę, tytułowy atak paniki.

Film trzeba pochwalić za kreacje aktorskie - tu wykonano kawał fantastycznej pracy. Poznałem nowe twarze polskiego kina, przypomniałem sobie, za co cenię Artura Żmijewskiego, ponownie świetne wrażenie wywarła na mnie Magdalena Popławska. Uwagę przykuwa montaż Agnieszki Glińskiej, ciekawie jest też w warstwie muzycznej. Napiszę zatem wprost: Paweł Maślona zadebiutował z przytupem. Dobry film. Dobry polski film. Daję siódemkę (na 10) i czekam na jego kolejne obrazy.

Reklama

Czy jest to jednak tytuł wybitny, jak głoszą autorzy niektórych recenzji? Czy już teraz można mówić o filmie roku i polskim kandydacie do Oscara? Z takimi opiniami mam już problem, nie podpisałbym się pod nimi. To pokazuje jednak, że dobry film nie pojawia się na rodzimym podwórku tak często, jak byśmy sobie tego życzyli i te bardziej udane szybko uznaje się za wybitne, a potem "kultowe". Bo mamy świadomość, że w chwili, gdy oglądamy Atak paniki w kinie, w dwóch sąsiednich salach puszczany jest jakiś rodzimy gniot. I ogląda go znacznie liczniejsza grupa widzów...

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama