Apple

Apple zagroził Tidalowi 20-milionowym pozwem. Konkurencja między platformami muzycznymi zaostrza się

Tomasz Popielarczyk
Apple zagroził Tidalowi 20-milionowym pozwem. Konkurencja między platformami muzycznymi zaostrza się
Reklama

Gdzie Apple nie może tam prawników pośle. Przekonał się o tym serwis streamingu muzyki Tidal będący konkurencją dla Apple Music. Platforma musiała ugi...

Gdzie Apple nie może tam prawników pośle. Przekonał się o tym serwis streamingu muzyki Tidal będący konkurencją dla Apple Music. Platforma musiała ugiąć się pod żądaniami giganta z Cupertino, gdy ten zagroził pozwem sądowym opiewającym na kwotę 20 mln dolarów.

Reklama

Nie jest tajemnicą, że Apple na wokandzie wojować potrafi i ma na swoim koncie kilka spektakularnych sukcesów. Firma nie ma tym samym oporów, aby na drodze sądowej dochodzić swoich praw. Boleśnie odczuli to włodarze Tidala podczas streamowania na żywo relacji z koncertu Lil WeezyAna w Nowym Orleanie, na którym zbierane były pieniądze dla ofiar huraganu Katrina.

Tak się złożyło, że na koncercie występował kanadyjski raper Drake, który ma podpisaną umowę z Apple Music dającą platformie wyłączność do jego twórczości. Kontrakt opiewa na kwotę 19 mln dolarów. Transmitujący wydarzenie na żywo Tidal został zatem poinformowany, że pokazanie artysty nie będzie mile widziane. Prawnicy Apple'a użyli dość twardych argumentów - kwoty 20 mln dol., której Apple będzie domagał się od Tidala w ramach rekompensaty. Efekt? Spójrzcie na obrazek poniżej.


Na czas występu Drake'a Tidal... wstrzymał transmisję. O całej sprawie poinformowano w dość dosadny sposób na Twitterze, jednak nie ujawniono informacji o groźbie ze strony firmy z Cupertino. Te pojawiły się dopiero na stronach New York Post. Dziś zarówno Apple jak i Tidal odmawiają komentarzy w całej sprawie, jednak tweety w sieci na ten temat pozostały.

W ciekawy sposób odniósł się do całej sprawy menadżer Drake'a, udzielając dla Business Insidera wypowiedzi na temat całej sprawy. Tłumaczy w niej, że Apple nie miał prawa, by zabronić artyście pojawić się w relacji na żywo na Tidalu. Sytuacja ta nie ma bowiem nic wspólnego z umową, jaką zawarł on z firmą z Cupertino. Jedynymi firmami, jakie mogłyby tutaj zabrać głos są Cash Money and Universal, reprezentujący artystę.

Jest też druga strona medalu. Drake miał być jednym z 16 artystów współpracujących z Jayem Z przy uruchomieniu Tidala. W ramach tego partnerstwa jego twórczość byłaby dostępna tutaj na wyłączność. Zamiast tego jednak kanadyjski raper zdecydował się podpisać umowę z Apple Music. Według niektórych, anonimowych źródeł właśnie to leży u podstaw całej afery, a żadnej groźby ze strony Apple'a nigdy nie było.

Sytuacja sama w sobie nie jest może jakoś szczególnie kuriozalna i dość prawdopodobna: Apple podpisał umowę na wyłączność, Tidal mógł ją złamać, proste. W przeszłości firma z Cupertino walczyła w sądzie o bardziej błahe sprawy. Nasuwa to jednak inne wnioski - co w sytuacji, gdy takich artystów typu "exclusive" zacznie przybywać. Dziś Apple ma już kilka mocny kontraktów. Za Tidalem również stoi grono artystów, którzy nie mają zamiaru wspierać konkurencji. Siłą rzeczy zaraz Spotify, Deezer i Rdio również zaczną walczyć o tych bardziej popularnych wykonawców. Pieniądze zaczną płynąć z rąk do rąk, a zwykły użytkownik okaże się ostatecznie stratny. Niepokojące.

Reklama


Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama