Apple znalazło się w sytuacji, w której musi spełnić każde żądanie chińskiego rządu w obawie przed utratą zysku i możliwości operowania na tamtejszym rynku. Oznacza to zrzeknięcie się kontroli nad iCloud, brak zabezpieczeń dla danych użytkowników i proaktywną cenzurę ze strony firmy.
Co Chiny powiedzą, Apple natychmiast wykona. Bo musi. Oto skutki pogoni za zyskiem
Jeżeli jest się firmą notowaną na giełdzie, oczywiste, że najważniejszym dla akcjonariuszy jest zrost wartości akcji, ponieważ to właśnie on jest miernikiem ich zysku na inwestycji. To z kolei wymaga, by firma stale mogła pochwalić się rosnącym przychodem czy optymalizacją kosztów. Kiedy jest się międzynarodową korporacją i szuka się rynków na których można zwiększyć sprzedaż, po prostu nie można ignorować giganta jakim jest Chińska Republika Ludowa. Jednak wejście na chiński rynek nie jest takie proste. Chińska Partia Komunistyczna bardzo dobrze zdaje sobie sprawę, że to zagranicznym firmom zależy, by robić interesy w Państwie Środka, więc to ona może dyktować warunki, na jakich ta współpraca się odbywa.
Business in China, married to China
Chiny jako państwo mogą zapewnić bardzo korzystne warunki do prowadzenia biznesu. Z jednej strony niskie koszty pracy (i często-gęsto z pominięciem jakiegokolwiek praw pracownika) spotykają się tam z olbrzymim, wciąż nienasyconym rynkiem. Co więcej, centralnie sterowana gospodarka powoduje, że jeżeli ktoś spodoba się kierownictwu Partii, może liczyć na specjalną pomoc - tu Partia wybuduje drogę do fabryki, tam zadba o odpowiedni dopływ pracowników. To wszystko jednak jest kontraktem, którego większa część pisana jest małym druczkiem. Jeżeli bowiem firma ma już ustabilizowaną sytuację w Chinach i zaczyna czerpać z niej profit, tak naprawdę jest w garści Partii, która może narzucić jej swoją wolę i kierować jej poczynaniami na terenie Chin oraz wpływać na politykę poza granicami państwa. Jednocześnie - nie jest możliwe wycofanie się z Chin, ponieważ oznaczałoby to giełdowy armagedon. Przykład Apple pokazuje to aż nazbyt dobitnie.
Apple weszło na chiński rynek na początku millenium i dziś jest to najważniejszy region dla firmy. Nie tylko zarabiają w nim 55 mld dolarów rocznie, ale też - składają w nim swoje wszystkie urządzenia. Już samo stworzenie fabryk (doprowadzenie energii, zakwaterowania dla pracowników, infrastruktury drogowej i sieciowej etc.) było przedsięwzięciem niemożliwym bez pomocy Komunistycznej Partii Chin. Wejście na tamtejszy rynek było wręczeniem ChRL lewarka, którego państwo z chęcią używa do podważania wszystkich wartości, o których mówi Apple i zmuszania j do realizowania woli Partii. Apple, o dziwo, nie protestuje.
Apple nie zarządza w Chinach nawet swoim iCloudem
Jak donosi New York Times, w 2016 r. w Chinach zostało ustalone prawo nakazujące, by wszystkie dane chińskich obywateli były przechowywane na terenie Chin. Po co? Oczywiście, aby władza miała do nich nieograniczony dostęp. Szybko więc pojawił się problem iClouda, który korzystał w tamtym czasie z serwerów w Stanach Zjednoczonych. Partia jednak nie miała zamiaru negocjować czy iść na jakiekolwiek ugody. Dane chińskich obywateli miały być przechowywane w chińskiej serwerowni albo firma może się pożegnać z iCloud na terenie państwa. Apple więc uległo. Powstał jednak kolejny problem.
Prawo Stanów Zjednoczonych, do którego Apple również musi się stosować, zabrania przekazywania danych Chińskim podmiotom, co z pewnością miałoby miejsce, gdyby tylko Partia poprosiła o dane nt. konkretnego obywatela. Apple jednak znalazło bardzo sprytne wyjście z sytuacji. Zrzekło się kontroli nad iCloud i przekazało ją kontrolowanej przez chiński rząd firmie Guizhou-Cloud Big Data (GCBD). W takiej sytuacji rząd zwraca się o te dane do GCBD, nie do Apple. Chińscy użytkownicy iPhone'a dostali jedynie krótki monit odnośnie zmian warunków świadczenia usługi.
Prywatność? Jaka prywatność?
Aby móc przechowywać w Chinach wszystkie dane iCloud tamtejszych obywateli, potrzebna była odpowiednia, ogromna serwerownia. I tutaj oczywiście z pomocą przyszła Partia - ostatnie elementy budowy mają zakończyć się w przyszłym miesiącu. W środku jednak trwa już praca. Nie znajdziemy tam jednak pracowników Apple, pomimo, iż nad budynkiem powiewa flaga z firmy z Cupertino. Zamiast nich są tam pracownicy zatrudnieni przez państwo, którzy wraz ze startem serwerowni zyskają dostęp do wszystkich informacji odnośnie każdego użytkownika iPhone'a w Chinach - jego zdjęć, kontaktów, lokalizacji i usług, z których korzysta. Apple tylko "nadzoruje" ich poczynania. Z zewnątrz. Sprawia to, że przedstawiciele ChRL mając fizyczną kontrolę nad sprzętem mogą z niego wyciągnąć dowolne dane których tylko sobie zapragną.
"Zaraz!" - powiecie - "Przecież dane w iCloud są szyfrowane!". A i owszem, są, ale jest to inny sposób szyfrowania niż w każdym innym kraju. Dlaczego? Otóż tak zażyczyli sobie przedstawiciele Partii. Taki, który w razie potrzeby można łatwo złamać. Jedynym momentem, w którym Apple postawiło jakikolwiek opór to prośba o to, by klucze do tego szyfrowania zostały przekazane do GCBD. Opór był jednak krótkotrwały - po 8 miesiącach od podpisania porozumienia na przechowywanie danych w Chinach klucze trafiły do GCBD i dziś są przechowywane na tych samych serwerach, których zawartości mają strzec. Oznacza to tyle, że Partia nie musi nawet prosić o to, by ktokolwiek przekazał jej jakiekolwiek dane - może to zrobić bez udziału i wiedzy Apple. I zapewne - tak zrobi.
Apple z ochotą zadowala nowego Wielkiego Brata
Nie jest dla nikogo nowością, że aby móc prowadzić sprzedaż cyfrową na terenie Chin, trzeba w pełni podporządkować się temu, co chce tamtejszy rząd. Tak robi m.in. Steam, który usuwa w chińskiej wersji swojej aplikacji treści które Partia wskaże. Problem zaczyna się, kiedy firma pokroju Apple sama zaczyna być proaktywna w cenzurowaniu tego, co trafia na tamtejszy rynek. Aby zadowolić chińskich partnerów korporacja stworzyła specjalną, wewnętrzną listę wymogów, które musi spełnić aplikacja, by została opublikowana w tamtejszym App Store, a także - czego programy nie mogą robić, ponieważ zostaną natychmiastowo usunięte. Oczywiście - na liście znajduje się chociażby jakiekolwiek krytykowanie chińskiego rządu. W ten sposób z App Store znikło juz 50 tys. aplikacji. Liczba tych, które nie przeszły politycznego sita Apple nigdy nie została ujawniona.
Proaktywna cenzura jest tak ważna dla Apple, że firma nie chce dopuścić, by jakikolwiek oficjel Partii w ogóle musiał kontaktować się ze skargą na to, że jakiś program jest dostępny w App Store. Gdy jeden z pracowników zespołu ds. cenzury przepuścił do repozytorium program (ponieważ jego zdaniem nie uderzał on w Komunistyczną Partię Chin), który nie spodobał się przedstawicielom Partii, został on natychmiastowo zwolniony z Apple. Cenzura dotyka, oczywiście, także aplikacji samego Apple - flagi Tajwanu w emojii na tamtejszych iPhone'ach można szukać bardzo długo.
Apple mówi, że chce zmiany. Robi natomiast coś zupełnie przeciwnego
Nie ma wątpliwości, co do tego, że w Chinach Apple zatańczy dokładnie tak jak współpracownicy Xi Jinpinga mu zagrają. To, co jednak jest chyba najbardziej kuriozalne w tym wszystkim to fakt, że Apple chce odwracać kota ogonem, tłumacząc swoje postępowanie prasie. W 2017 r. Tim Cook zapytany o to, dlaczego firma podejmuje takie a nie inne działania w ChRL pomimo, iż polityka którą głosi Apple często stoi w sprzeczności z tamtejszym prawem, odpowiedział:
Twój wybór brzmi: czy bierzesz udział, czy może stoisz z boku i pouczasz innych jak powinno być? Moje zdanie w tym temacie jest jasne: bierzesz udział i wchodzisz na arenę. Nic nie zmienisz stojąc na linii bocznej
Mój problem z taką odpowiedzią jest taki, że Apple robi w tym momencie coś dokładnie przeciwnego. Jeżeli firma o takiej renomie oddała swój największy priorytet - bezpieczeństwo użytkowników - w ręce jednego z najbardziej opresyjnych rządów we współczesnym świecie w imię zysku, to w tym momencie inne przedsiębiorstwa będą miały jeszcze mniejsze opory przed tym, by robić podobnie, widząc, że to się opłaca i nie przynosi konsekwencji wizerunkowych. Apple swoimi działaniami pokazuje, że jakiekolwiek priorytety do momentu, w którym poczuje słodki zapach dolara.
Bądź, jak w tym wypadku, jeszcze słodszy zapach Yuana.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu