Zasady, które Apple narzucił deweloperom w ramach korzystania z App Store, są w tym roku pod wyjątkowo silnym obstrzałem. Na pierwszy ogień idzie oczywiście kwestia prowizji, czy też jak nazwą to inni haraczu, wysokości 30%. Jednocześnie poważne zarzuty padają także wobec regulaminu App Store, pozwalającemu koncernowi ingerować w treści tego, co w sklepie można umieszczać. Tydzień temu pojawił się, dotyczący właśnie tej kwestii, wątek Telegrama i kanałów białoruskiej opozycji. Wydaje się, że Apple zaplątało się w tej sprawie we własne zasady, z których część idzie zdecydowanie zbyt daleko w próbach pilnowania wszystkiego i wszystkich.
Geneza konfliktu
Ponad tydzień temu świat obiegła wiadomość, że białoruska opozycja wrzucała do internetu zdjęcia zidentyfikowanych, przy pomocy popierających ją specjalistów od IT, członków białoruskich służb, używających przemocy przeciw protestującym. Raptem kilka dni później CEO Telegrama, Pavel Durov poinformował, że Apple zmusiło jego firmę do zablokowania trzech kanałów tego typu, pod groźbą usunięcia aplikacji z App Store. Apple uzasadnił to, że upublicznianie danych ludzi Łukaszenki może być podżeganiem do przemocy wobec nich, co łamie regulamin App Store.
Odpowiedź Apple
Informacja dość szybko rozeszła się po świecie i uderzyła w humanitarny wizerunek Apple, który korporacja od lat stara się pielęgnować. Dość oczywistym jest, że w kontekście tego, co dzieje się za naszą wschodnią granicą ochrona tożsamości reżimowych służb spowodowała spory rozdźwięk z sielankowym obrazem koncernu. Apple próbowało się bronić, twierdząc, że nie kazało zamknąć opozycyjnych kanałów, tylko usuwać konkretne posty zawierające wspomniane dane. Durov bardzo szybko odbił pałeczkę, informując że nakazanie usunięcia konkretnych postów na kanałach zajmujących się tylko tą, konkretna sprawą, wymaga faktycznego ich zablokowania.
Mania kontroli skutkuje chaosem
To dość zabawne, jak Apple schizofrenicznie podchodzi do kwestii prywatności danych. Z jednej strony reklamuje, że w ramach ich usług nikt nie jest w stanie nas podsłuchać, nasze dane gdzie się da, są szyfrowane i anonimizowane. Z drugiej strony, w zakresie swojego sklepu, stara się ingerować we wszystko, łącznie z treściami generowanymi przez użytkowników końcowych aplikacji tam umieszczonych.
Jednocześnie pracownicy Apple robią to często w sposób zupełnie bezmyślny, czego przykładem było usunięcie ze sklepu gry strategicznej o czasach Wojny Secesyjnej, za użycie konfederackiej flagi. W przypadku programów typu social media, analizowanie treści użytkowników końcowych zakrawa na jakąś manię kontroli wszystkiego.
Moim zdaniem będzie to prowadziło tylko i wyłącznie do kolejnych konfliktów a przyniesie szkody głównie samej platformie. Telegram sobie poradzi, choćby tak jak już to zrobiono z omawianymi kanałami, zostały zablokowane tylko dla klientów Telegrama na iOS. Im dłużej w App Store będą przepisy dotyczące "user generated content”, tym więcej będzie spraw tego typu i tym bardziej będą budować obraz systemów o mocno ograniczonych możliwościach, czy wręcz korporacyjnej cenzurze.
Apple wstydzi się własnych zasad?
Przy okazji całej sytuacji na forum publiczne wypłynęła jeszcze jedna schizofreniczna przypadłość koncernu z Cupertino. Pavel Durov przypomniał o tym, że gdy usuwano na Telegramie materiały użytkowników na życzenie Apple, zastępowano je planszą informującą jaki punkt App Store został złamany. O dziwo, Apple wystąpiło z żądaniem usunięcia tych informacji, ponieważ są... „nieistotne”. Wydaje mi się, że jeśli ktoś usuwa czyjeś posty, informacja co jest tego podstawą, powinna być wręcz obligatoryjna...
Kłody pod własne nogi
Apple w kwestii App Store robi ostatnio wszystko, aby popsuć jego dobrą reputację. O ile nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że ma dzięki niemu monopolistyczną pozycję i uważam, że ma prawo wywalać aplikację na podstawie jasno określonych zasad, to robienie tego typu ruchów bez analizy (jak w przypadku gry) czy ingerencja w treści generowane przez użytkowników końcowych to głupota. Tym ostatnim powinien zajmować się Telegram, Facebook czy Twitter samodzielnie, ponieważ to one prawnie odpowiadają za treści znajdując się na ich serwerach, i to na ich wizerunek takie sprawy wpływają.
Równie fatalne dla Apple jest nierówne traktowanie użytkowników. Telegram jest relatywnie mały, więc Apple bez problemu zmusza go do tego typu kroków. Nie słyszałem jednak, żeby takie groźby kierowano pod adresem równie godzących w głupie zasady App Store treści użytkowników Facebooka czy Twittera. Apple nie ma zasobów ludzkich, żeby je przeanalizować, a ewentualne usunięcie którejkolwiek z tych aplikacji byłoby bardzo niekorzystne dla platformy. W tym wypadku Apple woli więc tematu nie tykać.
Natomiast zupełnie żenujące jest zachowania Apple w sprawie informacji o powodach usuwania postów. Chcecie wprowadzać zasady, to nie zrzucajcie na innych odpowiedzialności za wasz decyzje. Tymczasem Apple zakazuje pod pozorem nieistotności zarówno podawania podstawy usuwania postów, jak i informacji o 30% prowizji pobieranej od klientów. To trochę tak, jakby chwalić się, że firma jest proekologiczna, ponieważ usuwa się akcesoria w sprzedawanych urządzeniach a jednocześnie nie obniżyć ich ceny. A nie, czekaj..
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu