iPhone Xs i Xs Max trafiły już do pierwszych klientów, więc możemy spotkać się z realnymi opiniami oraz wrażeniami z użytkowania. Okazuje się jednak, że ktoś tu o czymś zapomniał.
Miało być tak pięknie...
Najpierw była konferencja. Kolejni przedstawiciele Apple tradycyjnie zachwalali nowości, wspominając o ich zaletach, wprowadzonych nowościach, wsłuchaniu się w potrzeby klientów i tak dalej. Ogółem powtórka z rozrywki, ale podana w całkiem smakowitej formie. Same smartfony również nie zawiodły, choć już ich ceny na Starym Kontynencie są naprawdę trudne do zaakceptowania.
Rozumiem, że płaci się tu za markę, że fani Apple to zaakceptują, ale patrząc na to obiektywnie, trudno jest to uznać za sensowny i najlepszy wybór. Zresztą to już sprawa indywidualna. Przejdźmy już do konkretów, czyli problemów związanych z najnowszymi telefonami z Cupertino, które przypominają iPhone 4 oraz Antenna Gate.
iPhone Xs nie chce, żeby uzależniać się od internetu?
Pierwsze egzemplarze Xs i Xs Max trafiły do klientów i możemy spotkać się z wrażeniami na gorąco. Na wielu forach, głównie Reddicie i pomocy technicznej Apple, możemy zetknąć się z zastrzeżeniami co do działania modułów WiFi oraz LTE. Z racji na to, że są używane do internetu i rozmów, takie głosy niezadowolenia pozostają bardzo poważne. Nowe modele mają problem z zasięgiem i oferują odczuwalnie wolniejsze pobieranie danych.
Jest to o tyle zabawne, że w testach syntetycznych wypadają one z kolei kilka razy lepiej. Do tego producent zaimplementował tutaj nową antenę, która powinna zapobiegać zakłóceniom oraz takim problemom. W teorii wszystko przebiegło zgodnie z planem.
W tym miejscu aż prosi się o przypomnienie afera AntennaGate w iPhone 4 i to genialne wystąpienie Steve'a Jobsa, który tłumaczył, jak powinno trzymać się telefon. Takie wpadki zdarzały się jednak nie tylko Apple. Sam Samsung nie chciał być gorszy i podniósł poprzeczkę z wybuchającymi bateriami w Galaxy Note 7. Producent tego tak się wstydzi, że w jakichkolwiek materiałach o serii Note pomija nawet poprawiony wariant FE. Z kolei Google w Pixel 2 poszło na całość. Warianty XL miały niedopracowane panele OLED od LG, zdarzały się liczne egzemplarze bez wgranego systemu, a problemy sprzętowe i niezadowolenie użytkownicy stawali się liczniejsi z każdą chwilą.
Drożej, ale nie lepiej
Pozostaje teraz tylko czekać na wypuszczenie stosownej aktualizacji przez Apple. Mam nadzieję, że nie jest to problem sprzętowy i firma naprawi problemy z antenami za pomocą nowego oprogramowania. Na pewno takie wpadki nie powinny mieć miejsca. Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że podobne afery nie zdarzają się w tańszych sprzętach i głównie dotykają naprawdę drogie flagowce. Chyba ktoś ciągle za bardzo się spieszy i za dużo chce zarobić.
Niektórzy tłumaczyli wysokie ceny Apple jakością. Tylko jaka to jest jakość, skoro producent nie pomyślał o funkcjonalności podstawowych modułów w telefonie?
źródło: The Verge
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu