Wymyślenie na nowo bezprzewodowego ładowania przez Apple zostało odłożone najprawdopodobniej na następny rok. Przynajmniej tak wynika z faktu, wedle którego producent nie zdecydował się na zmieszczenie się w deadlinie, który sam sobie narzucił. Rok 2018 (nie wiadomo kiedy) miał być tym, w którym mieliśmy zobaczyć przydrogą "ładującą matę". Co z tego wyszło? Guzik.
Oczywiście, Apple nie jest jedynym producentem ze świecznika, który ma "obsuwy". Spójrzmy za miedzę - jajogłowi z Redmond koncertowo skopali Windows 10 October Update i okazało się, że wkraczając w 2019 rok mógł się pochwalić niesamowitą rynkową adopcją na poziomie niespełna 7 procent (w kontekście wszystkich uprawnionych do uaktualnienia maszyn). Powody były zupełnie inne - sporo błędów, mnóstwo trudności w trakcie dystrybuowania aktualizacji skutecznie "ubiły" ekspansję nowej wersji okienek.
Nie oznacza to oczywiście, że nie da się ładować iPhone'ów X i nowszych konstrukcji bezprzewodowo. Można, oczywiście. Ale to AirPower właśnie miało być poważną odmianą w ekosystemie Apple. Wyobraźcie sobie matę, na której kładziecie: słuchawki, telefon, tablet, zegarek i co tam jeszcze chcecie (niech to będzie tylko zgodne z AirPower). Wszystko ładuje się samo - w miarę szybko, "inteligentnie" i bezproblemowo. Oczywiście, za AirPower trzeba będzie sporo zapłacić. 149 dolarów to jeszcze nie jest dramat w kontekście Apple, ale przełóżmy to na złotówki: ok. 700 złotych to już jest taka cena, w przypadku której zastanowiłbym się przynajmniej szybernaście razy, czy rzeczywiście potrzebuję tyle "utopić" w ładującą matę.
AirPower od Apple. Co poszło nie tak?
Dobre pytanie, bo Apple niekoniecznie chwali się swoimi porażkami. Z pewnością jednak bardzo głośno mówi o sukcesach i spina je doskonale brzmiącym i przaśnym już trochę "amazingiem". Niektóre przecieki były dla fanów marki nieco niepokojące: "AirPower przegrzewa się, Apple potrzebuje więcej czasu". To jeszcze nie jest taki dramat, z tego można wyjść. Ale co można powiedzieć tuż po tym, jak nie udało się dowieźć produktu do PR-owego "deadline'u"? Co więcej, samo Apple też milczy na temat AirPower i inne doniesienia nie są optymistyczne: produkt może być już w fazie jego anulacji, albo doszło do bardzo istotnej "obsuwy". W skrócie: nikt nic nie wie. Przynajmniej oficjalnie.
Co się stało z AirPower? Możliwe, że odpowiedź znamy już od dawna
Cokolwiek teraz Apple robi, z pewnością idzie "pod prąd". Na rynku istnieje przecież doskonale już znany standard Qi, z którego gigant mógł skorzystać, ale postanowił, że "wypnie się" na innych kolegów i stworzy coś absolutnie swojego. Typowe Apple. Tym samym, firma przydała sobie sporo jak może się okazać istotnej roboty. Oby ta obsuwa (o ile to jest obsuwa) zakończyła się naprawdę mocną premierą.
Ming Chi-Kuo, wieloletni obserwator Apple i analityk w TF International Securities twierdzi, że zna "widełki" premierowe dla maty AirPower. Według niego, pierwszy kwartał tego roku będzie tym, w trakcie którego uda się nam powitać na rynku brakującą układankę najnowszych premier giganta. Pytanie tylko, czy rzeczywiście trzeba wymyślać na nowo akurat bezprzewodowe ładowanie? A może już w trakcie rozważań nad AirPower szybko okazało się, że właściwie nie jest to najlepszy możliwy pomysł i warto dać mu "umrzeć" w zapomnieniu?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu