Pamiętacie jak w podstawówce podczas omawiania jakiegoś wiersza pani od polskiego zadawała kluczowe pytanie „co poeta miał na myśli”? Teraz spokojnie można je zadać Rzecznikowi Praw Obywatelskich.
Chodzi o opłaty za abonament radiowo-telewizyjny. Przypomnijmy – zgodnie z ustawą z 2005 r.:
Opłaty abonamentowe pobiera się w celu umożliwienia realizacji misji publicznej, o której mowa w art. 21 ust. 1 ustawy z dnia 29 grudnia 1992 r. o radiofonii i telewizji, zwanej dalej „ustawą o radiofonii i telewizji”, przez jednostki publicznej radiofonii i telewizji.
Art. 2. 1. Za używanie odbiorników radiofonicznych oraz telewizyjnych pobiera się opłaty abonamentowe. 2. Domniemywa się, że osoba, która posiada odbiornik radiofoniczny lub telewizyjny w stanie umożliwiającym natychmiastowy odbiór programu, używa tego odbiornika.
W chwili obecnej roczna opłata to 264,60 zł za telewizor i 81 zł za radio. Sporo. Zwłaszcza, że od lat istnieje przekonanie, że to haracz ściągany z ludzi na finansowanie instytucji chodzącej na pasku polityków. W 2008 r. Donald Tusk, wówczas premier, zapowiedział nawet, że będzie dążył do jego zniesienia. Z zapowiedzi nic nie wyszło, tyle, że po takiej deklaracji wiele osób poczuło się zwolnionych z opłacania abonamentu. I wpływy z niego od lat spadają.
Oczywiście kolejne rządy, niezależnie od opcji politycznej, dbają o dofinansowanie radia i telewizji publicznej z budżetu państwa. Do tego obie instytucje zarabiają z reklam – o co swego czasu mieli pretensje nadawcy prywatni.
Co napisał RPO
Swoje trzy grosze w tej dyskusji dołożył pod koniec zeszłego roku Rzecznik Praw Obywatelskich. Wystosował list do premiera Mateusza Morawieckiego z prośbą o dostosowanie przestarzałych przepisów z 2005 r. do obecnych realiów. Napisał w nim, że nie uwzględniają one wielu urządzeń, które obecnie posiadają Polacy, czyli np. smartfonów, tabletów i komputerów, na których można słuchać radia i oglądać telewizję. Ich posiadacze nie są objęci abonamentem, co oznacza, że opłata nie obciąża na równi wszystkich obywateli i narusza zasadę powszechności abonamentu. A przepisy powinny zostać dostosowane do dzisiejszych realiów.
Na jego wystąpienie odpowiedział właśnie minister kultury Piotr Gliński. Stwierdził, że w myśl ustawy odbiornikiem radiofonicznym albo telewizyjnym jest urządzenie techniczne dostosowane do odbioru programu. Ale rozstrzyganie o jakich urządzeniach jest mowa w ustawie, leży w gestii Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Jednocześnie przyznał, że definicja jest nieprecyzyjna.
Jego odpowiedź na list RPO opisały niektóre media. Pisząc, że rzecznik chce, by abonament płacili właściciele komputerów i smartfonów. Co, jakby nie patrzeć, wynika z treści jego listu do premiera.
A co miał na myśli...
I to nie spodobało się Rzecznikowi Praw Obywatelskich. Marcin Wiącek natychmiast wydał oświadczenie w którym stwierdza, że:
Informacje, jakoby wystąpił do premiera o objęcie opłatą abonamentową RTV również właścicieli smartfonów, tabletów i komputerów są niezgodne z prawdą, absolutnie sprzeczne z intencją i treścią wystąpień rzecznika. RPO wskazał bowiem, że samo posiadanie odbiornika nie świadczy o tym, iż obywatel z niego korzysta - ogląda telewizję lub słucha radia. Tym samym wystąpił w obronie praw obywateli, reagując na ich skargi, a nie w celu nałożenia na nich kolejnych opłat. Zgodnie bowiem z kompetencjami wynikającymi z ustawy o RPO, Rzecznik nie bierze udziału w kreowaniu polityki podatkowej państwa, ma jednak obowiązek reagować wszędzie tam, gdzie może dochodzić do naruszania prawa i zasad sprawiedliwości społecznej.
Reklama
Wracając do lekcji polskiego w podstawówce, od których zacząłem ten tekst. To co poeta miał na myśli, dla każdego mogło oznaczać coś innego. Jak widać, może też oznaczać coś innego dla samego poety. W tego typu sprawach precyzja wypowiedzi powinna być kluczowa. A chyba nie jest.
Przy okazji. Według danych KRRiT na koniec 2021 r. abonament RTV płaciło 900 tys. osób fizycznych i firm. To 34,34 proc. zobowiązanych.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu