Gry

Yakuza 0 - jeśli zastanawialiście się nad zakupem, to nie ma nad czym. Gra się świetnie

Paweł Winiarski
Yakuza 0 - jeśli zastanawialiście się nad zakupem, to nie ma nad czym. Gra się świetnie
Reklama

Na recenzję Yakuza 0 przyjdzie jeszcze czas, płyta z grą dopiero od piątku kręci się w napędzie mojej konsoli. Ale wiem, że część z Was wybiera się we wtorek po swoją kopię lub zastanawia czy warto zainwestować w produkcję od Segi. Mam nadzieję, że te pierwsze wrażenia Wam pomogą.

Nie jestem weteranem serii Yakuza, nie udało mi się ograć i zaliczyć wszystkich odsłon - podchodzę więc do Yakuza 0 z dość świeżym spojrzeniem. Nie znam miejscówek, o bohaterach nie wiem tak dużo jak maniacy serii. Ale produkcja jest skierowana zarówno do takich osób jak ja oraz do graczy, którzy nigdy nie mieli z serią styczności. Yakuza 0 to bowiem prequel, który bardzo zgrabnie wprowadza w jej zawiłości.

Reklama

Gra już przy pierwszy włączeniu robi bardzo dobre pierwsze wrażenie, anglojęzyczne intro jest kwintesencją tego, co znajdziecie w świecie wirtualnego Tokio. Druga połowa lat 80. to złoty okres dla japońskiej metropolii, a jednocześnie niesamowita wycieczka w przeszłość. Świat japońskich gangsterów wciąga od pierwszych minut, ujmując drobiazgami znanymi z tamtych lat - zamiast telefonów komórkowych bohaterowie mają pagery, a niecierpiące zwłoki rozmowy telefoniczne przeprowadzają z rozsianych po mieście budek telefonicznych.

Co robi największe wrażenie na początku?

Yakuza 0 mocno stawia na opowieść. Kazuma Kiryu to świeżak w oddziałach Yakuzy, szybko poznajemy jednak jego historię i powody, dla których dołączył do rodziny. Bohater równie szybko zostaje wciągnięty w wielką intrygę związaną z handlem nieruchomościami. W zasadzie od razu musi poradzić sobie z sytuacją, która całkowicie go przerasta i wymaga podjęcia decyzji, które całkowicie zmienią jego dotychczasowe życie. To bardzo ciekawe podejście ze strony twórców, szybko buduje bowiem więź między graczem a jednym z dwóch głównych bohaterów, w których przyjdzie nam się w Yakuza 0 wcielić. Ale co najważniejsze - wciąga i nie pozwala odejść od ekranu. A biorąc pod uwagę długość rozmów i mnogość scenek przerywnikowych, gra już od pierwszej godziny jawi się jako niesamowita historia wymagająca po pierwsze skupienia, a po drugie czasu, jaki trzeba będzie jej poświęcić.

Kazuma Kiryu bardzo lubi załatwiać swoje sprawy pieściami, więc i walki jest tu odpowiednio dużo. Stawiłem już czoła zarówno przypadkowo napotkanym zbirom, jak również oddziałom wyszkolonych wojowników Yakuzy. Nie zabraknie tu również starć z szefami, chociażby porucznikami gangsterskiej organizacji. W tym drugim przypadku walki są bardziej skomplikowane, a przeciwnicy nie tylko silniejsi, ale również wymagający nauczenia się pewnych schematów. Tu jednak cały czas wymagany jest od gracza nie tylko refleks, ale również odpowiednie opanowanie własnego wojownika. Ten potrafi bowiem walczyć w kilku stylach, co diametralnie zmienia mechanikę. Typowo bokserskie podejście wymaga szybkiego wyprowadzenia ciosów i skupienia się wyłącznie na sile własnych ciosów oraz kopnięć podczas gdy styl bestii pozwala łapać okoliczne przedmioty i wykorzystywać je w walce. Oczywiście wszystko jest trochę przesadzone, jak chociażby okładanie wrogów motocyklem - ale wygląda niesamowicie. Podczas walki klatka piersiowa bohatera zaczyna się podświetlać (naładowany specjalny pasek), a każdy pokonany przeciwnik nabija nam wirtualny portfel. Tak zdobyte pieniądze warto przeznaczyć na rozwój umiejętności, im dalej w opowieść tym trudniejsi bowiem przeciwnicy. System walki nie jest przesadnie skomplikowany, ale efektowność starć robi ogromne wrażenie. I nie jest to gra dla najmłodszych, o czym przekonacie się uderzając głową przeciwnika o stojący obok kontener na śmieci.

Yakuza 0 oferuje ponadto mnóstwo aktywności pobocznych, dzięki którym nie tylko jeszcze bardziej wkręcicie się w wirtualny świat, ale poznacie Tokio lat 80. Czasem będą to miłe drobiazgi w postaci Karaoke, tańca czy grania na automatach, innym razem walka na rynku nieruchomości i przejęcie kontroli nad całym Kamurucho. Z pozoru nieważne pogawędki rozpoczynają misje poboczne, jak chociażby dorabianie w specyficznej konkurencji, podczas której bohater staje się celem przypadkowego przechodnia. Stawia pieniądze na to, że uda mu się powalić nas jednym ciosem - więc co musimy robić? Uniki. Niby drobiazg, a sprawia masę frajdy. Boję się trochę odchodzić od wątku fabularnego, widzę bowiem, że aktywności poboczne to nie zabawa na kilka minut, ale całe historie, które mogą na wiele godzin odciągnąć mnie od podstawowej opowieści.

Wizualnie Yakuza 0 nie jest najładniejszą grą tej generacji, ale ma momenty, w których trudno napatrzeć się na detale. Mieszkańcom Tokio wciąż daleko do przechodniów z ostatniego Grand Theft Auto, ale pozwalają uwierzyć, że biegamy po prawdziwej metropolii. Wspomniane wyżej walki to efekciarstwo na najwyższym poziomie, niesamowicie prezentują się scenki przerywnikowe. Fantastycznie wręcz oddano twarze bohaterów, widać na nich emocje, widać pracę włożoną w dopracowanie nawet najmniejszych szczegółów. Gra działa ponadto w 60 klatkach, łatwo wyobrazić więc sobie dynamikę Yakuza 0. No i rewelacyjna wręcz ścieżka dźwiękowa, która od lat jest wizytówką serii.

Nie mam dość

Znajomy, który nie miał z serią styczności zapytał, czy Yakuza 0 jest lepsza od GTA V i Watch Dogs 2. To przede wszystkim zupełnie inne gry, a otwarty świat to jedynie hasło, które w jakiś sposób szufladkuje gry. Mimo ogromu aktywności pobocznych, które znajdziecie w uliczkach japońskiej metropolii, trzon zabawy to tak naprawdę chodzona bijatyka. Bijatyka, w której obok wyprowadzanych ciosów to opowieść gra pierwsze skrzypce i  nie pozwala się oderwać od ekranu, wciąga w ten świat przedstawiając świetnych bohaterów (i antybohaterów), ich zawiłe charaktery i niesamowite przygody. Pierwsze wrażenia z obcowania z Yakuza 0 są naprawdę świetne i krążek jeszcze długo nie opuści mojego PlayStation 4 i choć jestem pewien, że wyciśnięcie z gry wszystkiego będzie dla mnie oznaczać nieprzespane noce. Nie sądzę jednak, by taki drobiazg stanął mi na przeszkodzie. Jeśli więc nie byliście przekonani do zakupu tytułu od Segi, możecie spokojnie iść po swój egzemplarz. Yakuza 0 powoli zmierza bowiem po jedną z najwyższych ocen na Antyweb.


/\/>

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama