Biznes

Wyemigrował z Meksyku dzięki małżeństwu, teraz sprzedaje drony za $5 mln

Karol Kopańko
Wyemigrował z Meksyku dzięki małżeństwu, teraz sprzedaje drony za $5 mln
24

Meksykanin z pochodzenia, który do USA trafił dzięki małżeństwu. Nie skończył żadnego koledżu, ale swoją pomysłowością zadziwił konstruktorski świat. Jeszcze niedawno z trudnościami mówił po angielsku, a dziś daje pracę 30 Amerykanom. Jako dziecko marzył, aby być pilotem. Spełnił swoje marzenia. Stw...

Meksykanin z pochodzenia, który do USA trafił dzięki małżeństwu. Nie skończył żadnego koledżu, ale swoją pomysłowością zadziwił konstruktorski świat. Jeszcze niedawno z trudnościami mówił po angielsku, a dziś daje pracę 30 Amerykanom. Jako dziecko marzył, aby być pilotem. Spełnił swoje marzenia. Stworzył komercyjny rynek dronów.

Jordi Muñoz jest dziś szefem 3D Robotics – firmy produkującej drony, którą założył wspólnie z Chrisem Andersonem, niedawnym naczelnym Wired. Jego droga do sukcesu pokazuje, że niezależnie od tego, gdzie się urodziłeś, czy dysponujesz rodzinną fortuną, czy wręcz przeciwnie, to wystarczy uparcie dążyć do celu i realizować swoją pasję, a zostanie się zauważonym i docenionym.

Historia Jordiego to również doskonały przykład tego, jak w przyszłości może wyglądać proces poszukiwania pracowników, a także jaka siła drzemie w społecznościach pracujących dla wspólnego dobra. Osobę Muñoza najkrócej podsumował sam Anderson słowami:

On należy do tego pokolenia ludzi, którzy nie wiedzą, czego nie wiedzą. Jordi nie wiedział, że powinien mieć stopień doktorski, aby wynaleźć drona. Dlatego po prostu go wynalazł.

Muñoz w wieku 20 lat trafił w okolice Los Angeles, gdzie związał swoje życie z obywatelką Stanów Zjednoczonych. Jak sam wspomina nie mógł podjąć żadnej pracy, ani pójść do jakiejkolwiek szkoły.

Byłem okropnie znudzony. Mogłem programować, albo oglądać TV. Wybrałem programowanie.

Połączyło się ono z zamiłowaniem do konstruktorstwa. Jordi dysponując zdalnie sterowanym helikopterem i konsolą Nintendo Wii, postanowił że stworzy helikopter sterowany z poziomu komputera. Z nunchucka od Wii wyjął akcelerometr, który połączył z helikopterem, a następnie napisał oprogramowanie, które pozwalało helikopterowi na ustabilizowany lot.

Młody konstruktor opublikował swoje rozwiązanie w Internecie. A dokładnie na stronie DIYDrones, którą Anderson założył, jako miejsce gdzie ludzie zafascynowani zdalnie sterowanymi obiektami, mogli wymieniać się myślami. Społeczność była pod wrażeniem pomysłowości Jordiego, który dalej udoskonalał swojego drona, dokładając do niego odbiornik GPS.

Jego sława dotarła w pewnym momencie do samego Andersona. Ten postanowił skontaktować się z Muñozem. Rozmowa musiała wypaść na tyle pozytywnie, że wkrótce obaj Panowie założyli wspólnie firmę 3D Robotics. Na początku redaktor naczelny Wired był jedynie jej mentorem, ale w miarę jak zaczęła ona osiągać coraz większe sukcesy stało się jasne, że potrzebuje doświadczonego CEO. Dlatego Anderson rzucił dotychczasową posadę i w pełni poświęcił się pracy na rzecz popularyzacji dronów.

Dzięki pierwszej transzy finansowania Muñoz zbudował 40 dronów, które rozeszły się w ciągu jednego dnia. Trzeba było zatrudnić dodatkowych pracowników. Jednak niezależnie od tego ile konstrukcji firma dostarczała na rynek, popyt i tak zawsze przewyższał podaż.

Teraz firma nie działa już w garażu założyciela, a w wynajętym budynku o powierzchni kilkuset metrów kwadratowych. Ale i tu okazuje się być zbyt ciasno, bo Jordi od kilku dni szuka dodatkowego lokum o większym metrażu. Do pomieszczenia jest wiele rzeczy bo 3D Robotics zajmuje się już nie tylko produkcją dronów, ale również całego okablowania i samych kontrolerów.

Jednak to właśnie te latające obiekty pozostają oczkiem w głowie Jordiego, dziś 26-letniego przedsiębiorcy, który sumarycznie sprzedał już 30 000 jednostek, na sumę, która w samym 2012 roku wyniosła $5 mln. Jednak jest to cały czas dość młoda gałąź biznesu, która bardzo szybko rośnie. Ocenia się, że w ubiegłym roku świat wydał na drony $6 mld, a w tym liczba ta ulegnie podwojeniu.

Jeśli te cyfry do Was nie przemawiają to może zrobi to osoba Chrisa Andersona (na zdjęciu poniżej w środku), którego nazwisko już kilkukrotnie przewijało się w tekście. Jest on człowiekiem, który jak mało kto, ma nosa do tego, co będzie na topie w przyszłości. W ciągu ostatnich lat, po odejściu z Wired, napisał kilka książek o technologiach, a także wypromował swoją koncepcję Long Tail, będącą zaprzeczeniem prawa Pareto.

Anderson przez lata przyglądał się strukturze przychodów firm takich jak Amazon czy Netflix i wyciągnął z nich wnioski, że w biznesie operującym na szerokim spektrum produktów, to właśnie te mniej popularne, ze względu na swoją liczebność, mają największy wkład w odnoszenie zysku. W przypadku cyfrowej wypożyczalni filmów łatwo to zobrazować przykładem – Netflix nie zarabia najwięcej na kilku kluczowych tytułach, a na wielości mniej znanych obrazów.

Powyższy akapit możecie potraktować jako notatkę na boku, a teraz chciałbym się z wami podzielić wnioskami jakie można wysnuć z historii Jordiego.

Do tej pory było tak, że wielkie korporacje poszukując pracowników udawały się najczęściej na renomowane uczelnie, wierząc, że dobry dyplom jest gwarancją kwalifikacji. Przykładowo wystarczyło skończyć kurs MBA, aby rekrutować się na kierownicze stanowisko w firmie. Uzupełnianie profili na portalach takich jak LinkedIn czy monster.com było oczkiem w głowie wszystkich pracowników, zbierających referencje od współpracowników.

A gdzie poznali się Muñoz i Anderson? Na forum internetowym dla pasjonatów technologii. Ich celem wprost nie było nawiązanie współpracy, a po prostu rozwiązanie problemu, albo wręcz stworzenie nowej jakości. Te dwie osoby zostały połączone dzięki miłości do robotów, a dronów w szczególności. Doskonale podsumował to sam Anderson:

Dlaczego nie założyć firmy z ludźmi, z którymi już się dobrze współpracowało i którzy udowodnili swoją wartość. Bardziej ryzykuje się przecież polegając na osobach, o których wie się tylko, że mają dobre dyplomy. Sieć pozwala ludziom na pokazanie tego, co naprawdę umieją, bez znaczenia na edukację czy referencje. Dzięki temu przyszłościowe grupy mogą formułować się bardzo łatwo.

Świat coraz bardziej będzie opierał się na społecznościach, z których wyrastały będą świetnie zgrane ekipy ruszające na podbój świata. Społeczność DIYdrones cały czas dopracowuje algorytmy sterowania dronami, a co najważniejsze robi to za darmo. Obowiązuje zasada, że tego, co ktoś inny wymyślił nie można skomercjalizować, a jedynie wykorzystać na własny użytek. Ciekawe jak w takim świecie odnajduje się nasz młody przedsiębiorca?

Foto 1, 2,&3, 4, 5

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu