World Solar Challenge obchodzi w tym roku okrągłe urodziny – impreza po raz pierwszy odbyła się w roku 1987, a zatem ma już 30 lat. Nie oznacza to jednak, że odbyła się te 30 razy: początkowo organizowana była co trzy lata, w nowym stuleciu organizatorzy przeszli na dwuletni cykl. O co w tym chodzi? Celem jest pokonanie około 3 tysięcy km z Darwin w północnej Australii do Adelaide, miasta ulokowanego w południowej części kontynentu. W tym roku wystartowało ponad 40 zespołów, kilka z nich miało kłopoty już na starcie – trzeba być wielkim optymistą, by za dobrą monetę wziąć fakt, iż należy pchać samochód, który ma przejechać kilka tysięcy km…;)
Pojazdy startują w kilku kategoriach: Challenger, Cruiser i Adventure. Ta ostatnia jest czymś w rodzaju zmagań „open”, startują w niej np. maszyny, które już brały udział w wyścigu. Pierwsza polega na szybkim ściganiu się, to jednoosobowe pojazdy, które mają dotrzeć do mety jak najszybciej. Dotychczasowy rekord należy do Tokai University – Japończykom udało się pokonać trasę w czasie poniżej 30 godzin. Klasa Cruiser to pokaz możliwości na polu wydajności. Tu ścigają się większe pojazdy, maszyny przypominające samochody: wieloosobowe, z bagażnikiem, przeznaczone do codziennego życia. Właśnie w tej grupie startują Polacy.
Ekipa Lodz Solar Team to grupa studentów łódzkich uczelni. Ten zespół brał udział w poprzedniej edycji World Solar Challenge i spisał się znakomicie – był szósty w swojej klasie (to najlepszy wynik wśród debiutantów). Pierwszy w historii wyścigu pojazd z Polski otrzymał nagrodę Safety Award za najbezpieczniejszy bolid i dobre przygotowanie zespołu do przejazdu przez Australię – maszyna nie uległa awarii podczas wyścigu. Wówczas nasi jechali maszyną Eagle One.
Aby ruszyć bolid z miejsca, światło naszej gwiazdy jest przetwarzane przez 6 m2 elastycznych, monokrystalicznych ogniw fotowoltaicznych, zamontowanych na poszyciu dachu bolidu. Pozyskana energia magazynowana jest w ogniwach litowo-jonowych o łącznej masie 60kg i pojemności 15 kWh. W pełni naładowane akumulatory przy słonecznej pogodzie pozwalają na przejechanie dystansu blisko 1500 km. Napędzają one dwa silniki elektryczne o mocy 5 kW każdy. Dzięki nim Orzeł jest w stanie rozpędzić się nawet do 120 km/h. Waga całego bolidu bez kierowcy to jedynie 430 kg.
Projektując pojazd na taką imprezę, trzeba brać pod uwagę wytyczne organizatorów, innowacje i niespodzianki są mile widziane, ale muszą się mieścić w narzuconych ramach – dotyczy to chociażby pojemności akumulatorów czy powierzchni paneli słonecznych. Warto w tym miejscu podkreślić, że na przestrzeni trzech dekad dozwolona powierzchnia paneli zmniejszyła się o połowę. To pokazuje, jak technologie ewoluują: komponenty zajmują coraz mniej miejsca, tanieją i są bardziej wydajne. Oczywiście World Solar Challenge nie jest na to jedynym dowodem: przybywa raportów, które to potwierdzają, pozyskiwanie energii ze słońca staje się ekonomicznie uzasadnione.
Impreza to nie tylko sprawdzian umiejętności, wyzwanie dla studentów – stanowi ona świetną reklamę dla elektromobilności. Gdy startowała, większość osób śmiała się na myśl o samochodach zasilanych energią elektryczną. Dzisiaj temat nie wywołuje już kpin, pojazdy tego typu stają się realną alternatywą dla aut z silnikiem spalinowym. To też kuźnia talentów dla branży motoryzacyjnej, ekipa z Łodzi pewnie przyda się w rozwoju polskiego samochodu elektrycznego – oni już zbudowali taką maszynę. Oby urzędnicy i firmy ogarniające ten projekt nad Wisłą pamiętali o studentach, którzy w tym roku też trzymają się blisko czołówki wyścigu.
Jeśli jesteście zainteresowani przebiegiem World Solar Challenge, odsyłam na stronę wydarzenia. Warto rzucić tez okiem na stronę Lodz Solar Team i trzymać kciuki za naszych.
Grafika tytułowa: facebook.com
Więcej z kategorii Ciekawostki:
- Windows 10X uruchomisz na wszystkim - tablecie, Macbooku i... starej Lumii
- Stało się. Sztuczna rogówka może przywrócić wzrok dziesiątkom tysięcy osób na świecie
- Minecraft - jak nucenie youtubera stało się pełnoprawnym metalowym numerem z 20 mln wyświetleń?
- Najciekawsze i najdziwniejsze rzeczy pokazane na CES 2021
- Im dłużej na nią patrzę, tym więcej sensu widzę w podstawce która zamienia iPada w "komputer"