Wiele problemów państw słabiej rozwiniętych, ludzi, którzy w nich żyją, to dla nas abstrakcja. Większość obywateli Zachodu nie doświadcza braku bieżącej wody, kanalizacji, nieobecności energii elektrycznej. Internet stał się dla nas standardem, awaria systemu bankowego trwająca kilka godzin jest przez niektórych postrzegana jako armagedon. Trudno będzie nam zrozumieć sytuację ludzi, którzy każdego dnia pokonują spore odległości po to, by zdobyć kanister wody. Ta sprawa dotyczy jednak pokaźnej części populacji. Możliwe, że zbliża się przynajmniej częściowe rozwiązanie ich kłopotu.
Watt-r to na razie projekt - zaznaczę na wstępie, że pojazd nie musi powstać, niekoniecznie trafi masowo do odbiorców w Azji czy Afryce. Przeczytacie o nim po raz pierwszy i ostatni, bo taki już los wielu pomysłów, które mogliśmy oglądać w Sieci. O ile jednak część z nich była po prostu zabawna lub dziwna, pozbawiona większego sensu, o tyle w tym przypadku cel jest szczytny i warto trzymać kciuki - a nuż będzie to nowinka, która przyniesie szersze zmiany?
Mamy do czynienia z pojazdem, w którym nie znajdziemy drzwi, siedzeń, kierownicy czy pedałów. Jest rama, są panele słoneczne i silnik elektryczny. Brak akumulatora sprawia, że Watt-r porusza się jedynie za dnia. A ów ruch do szybkich nie należy - mowa o prędkości idącego człowieka. Pisząc krótko: wózek napędzany energią słoneczną. Co w tym ciekawego? I komu to może pomóc? Milionom ludzi, głównie kobiet i dzieci, które każdego dnia wędrują, by pozyskać wodę i przynieść ją do domu. Nierzadko mają do pokonania sporo kilometrów, w upale, ze sporym ciężarem obarczającym dłonie, barki czy głowę.
Wyobraźmy sobie teraz, że w tej rzeczywistości pojawia się prosty w użytku, a przy tym tani pojazd, dzięki któremu można przetransportować za jednym razem kilkaset litrów wody. Wystarczy dla więcej niż jednej rodziny. Dzieci mogłyby poświęcić czas nauce, kobiety zdobyłyby czas na inne zajęcia - np. na hodowanie kur, które swego czasu propagował Bill Gates. W dłuższej perspektywie mogłaby się dokonać głębsza przemiana, w jakimś stopniu ograniczyłoby to biedę, niedożywienie, akty przemocy, do których dochodzi na trasach przemarszu. To przykład dawania wędki zamiast ryby. Kto zapłaci za ową wędkę?
W teorii Watt-r będzie spłacał się sam - użytkownik może sprzedawać przewiezioną wodę i po kilku latach uiszczania mikropłatności, stanie się właścicielem pojazdu bez kredytu na głowie. A potencjał zarobkowy jest większy, bo takim wózkiem można transportować nie tylko wodę, ale też np. produkty rolne, narzędzia czy odzież. Kolejną funkcją będzie ładowanie sprzętu mobilnego - mieszańcy wsi mogą podłączyć do maszyny komórki i podładować ich akumulatory. Na tym nie koniec - z czasem społeczność mogłaby dodać inne zastosowania, ludzka kreatywność pewnie kolejny raz dałaby o sobie znać i po kilku latach moglibyśmy nie poznać tych prostych wózków.
Co z wykonaniem? Pomysłodawcy nie ukrywają, że chcieliby za jakiś czas przetestować sprzęt w Afryce. Projekt stał się możliwy w realizacji m.in. za sprawą spadku cen paneli słonecznych i coraz szerszego wykorzystania druku 3D - tworzenie takich maszyn nie jest już bardzo drogie (jak na warunki finansowe ubogich mieszkańców subsaharyjskiej Afryki). Idea jest prosta, a rozwój technologiczny sprawił, że może być wdrożona na większą skalę. O ile oczywiście okaże się, że to ma sens. Bo, jak już pisałem, dla nas te problemy są abstrakcją, w związku z czym możemy błędnie wskazywać na rozwiązania. To, co projektant z Londynu uznał za świetny pomysł, mieszkańcy Indii albo Somalii skwitują łapaniem się za głowę.
Gdyby jednak okazało się, że maszyna działa, faktycznie pomaga i odciąża rzeszę ludzi...
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu