Jest to gościnny wpis Bartosza Pietrzaka - współzałożyciel spółki Monterail.com specjalizującej się w tworzeniu i rozwijaniu solidnych aplikacji inter...
W odpowiedzi na post o końcu ery klonów - To raczej kolejna teza niż argumenty
Post kolegów z Netguru (Już nigdy nie będzie dużego “polskiego odpowiednika”) to wyraźnie pozytywny efekt ich działań na Quorze. Niestety, nie można zgodzić się w całości ani z tekstem, ani z dyskusją wywołaną w komentarzach.
Ich teza brzmi: "Kończą się jednak czasy, gdy klony i polskie odpowiedniki skutecznie zamykały rynek zachodnim pierwowzorom."
Jedyne argumenty za tym, jakie pojawiają się w tekście to ten, który mówi, że koszty lokalizacji stały się niższe oraz ten, że bariery kulturowe coraz bardziej się zacierają i Polacy stają się obywatelami świata (przynajmniej w internecie). I to wszystko. A to raczej kolejna teza niż argument.
Koszty lokalizacji
Dlaczego stały się niższe? Bo mamy grupowe video w skype, a 5 lat temu nie mieliśmy? Spadły stawki tłumaczy? Koszty otwierania zagranicznych oddziałów? Ani technologiczny, ani żaden inny aspekt nie poszedł do przodu. Jedyne co mogło się zmienić to wspomniane nastawienie ludzi tworzących globalne produkty pt. "wykupujmy zamiast konkurować", ale jeden, jedyny przypadek, który został przedstawiony to Groupon. Ten jeden przypadek to trochę za mało, żeby stwierdzać jakiś trend, a na pewno za mało, żeby rzucać tak ostre stwierdzenie jak "Nie będzie drugiego Allegro, nie powtórzy się już przypadek Gadu-gadu, sukces Naszej-klasy był ostatnim tego rodzaju w Polsce".
"Bariera językowa to jedyna wyraźna bariera kulturowa, którą wszyscy nauczyli się już pokonywać (patrz: tłumaczenie facebooka)."
Społecznościowy aspekt mechanizmu Facebooka to żadna rewolucja. Koszt zatrudnienia osób tłumaczących serwis na X języków jest pewnie niewiele wyższy niż zbudowanie mechanizmu który umożliwi rzetelne "społeczne" tłumaczenia.
Różnice kulturowe, globalność
Polski odpowiednik serwisów o randze tych, które zostały wspomniane zbyt szybko nie powstanie, bo od jakiegoś czasu nie powstał produkt który może się osadzić lokalnie i tak bardzo zrewolucjonizować ludzkie życia jak te, które wymieniono (a więc przeniesienie zakupów do sieci, przeniesienie kontaktów społecznych czy szerzej pojętej komunikacji do sieci).
Groupon do tych rewolucji nie należy. Owszem, konsumenci korzystają, małe biznesy korzystają, ale amerykański serwis to naturalne przedłużenie mechanizmu, który w USA jest tak powszechny jak płatności kartą kredytową, a w Polsce wciąż potrzebuje sporej edukacji - mowa tu o kuponach zniżkowych, które są tam konsumenckim standarem. Stąd tyle inwestycyjnego szumu za oceanem - czas zweryfikuje ile wart jest ten szum u nas. Póki co coraz częściej na jaw wychodzą sytuacje, w których konsumenci tracą (jeśli nie pieniądze, to czas) http://katowice.gazeta.pl/katowice/1,35019,8934174,Magda_Gesler_nie_uratowala_Franza_Josefa.html - choć nie jest jednoznacznie wiadomo ile w tym zasługi Groupona.
Jest też grupa produktów, którym "lokalność" nie służy - wiekowy, ale raczej uniwersalny przykład Digg vs Wykop. Digg (jak i reddit, 4chan) nie podbija i nie podbijał lokalnych rynków. Jest serwisem, który ma swój globalny target i tego się trzyma. Za to lokalne wersje tych serwisów z lokalnym kontentem są potrzebne - czego dowodem jest ich mnogość i popularność. Założona "łatwość lokalizacji" przegrywa z wyzwaniem mającym na celu zaoferowanie swoich usług dopasowanych do lokalnych odbiorców. A serwisom tym do wspominanych serwisów newsowych czy portali raczej daleko - ich siłą jest społeczność.
Sporym i kluczowym pominięciem jest to, że sam fakt zlokalizowania to często za mało. Sukces Naszej Klasy to nie tylko sukces konkretnego produktu - przez NK w polsce zaistniał na naprawdę szeroką skalę social networking (czego przykładem jest rosnąca popularność Facebooka). Samo zlokalizowanie produktu nie wystarczya - FB miał polską wersję na długo przed Naszą Klasą, przed Naszą Klasą kilku zagranicznych graczy próbowało wystartować ze zlokalizowanymi serwisami (m.in. niemiecki studentix) a jednak to polska społecznościówka zyskała pozycję lidera. Żeby dorosnać do social networkingu i stworzyć na niego rynek potrzebowaliśmy naszego bohatera w postaci Maćka Popowicza.
Wiktor i Kuba argumentują również zacierającymi się różnicami kulturowymi - to istotne w niektórych przypadkach social networkingu (któremu globalizacja dla pewnej grupy odbiorców jest na na rękę, innym jednak na rękę nie jest i śmiało stwierdzę, że pewnych użytkowników facebook Naszej Klasie ani Fotce nie zabierze nigdy). Ciekawostką jest to, że Facebook od początku nie był osadzony szczególnie mocno w żadnym kraju i na samym początku najbardziej służył "obywatelom świata" - zapytajcie znajomych którzy kończyli w okolicach 2005, 2006 roku międzynarodowe uczelnie.
Grupowe zakupy nie czerpią korzyści z globalnego zasięgu i zatartych róznic kulturowych. W przypadku ecommerce różnice kulturowe są wręcz zaletą serwisu (ilu ludzi płaci w Polsce za pomocą Paypala czy kart kredytowych?) i definitywnie trudniej je zaimplementować w zlokalizowanej wersji globalnego produktu.
W Skype znowu są bez znaczenia (niestety na całym świecie porozumiewanie się głosowe czy video odbywa się na tych samych regułach) - ale to szczególny przypadek - produkt, którego punktem wyjścia jest technologia a nie biznes (google/skype vs ebay/groupon).
Słowem - teza jest zbyt ogólna i zbyt śmiała - jest zbyt wiele czynników, które wpływają na to czy lokalne przedsięwzięcie ma szansę na lokalny sukces pomimo zlokalizowanej, globalnej konkurencji. Wciąż mamy szansę na zdominowanie naszego rynku - choćby poprzez lepsze zrozumienie i wykorzystanie wspominanych różnic kulturowych. Polska wersja językowa czy polski support to nie wszystko. Odrobina wiary w siebie, panie i panowie!
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu