Felietony

Mam nadzieję, że usługa VOD Disneya będzie klapą

Paweł Winiarski
Mam nadzieję, że usługa VOD Disneya będzie klapą
Reklama

Kilka dni temu Konrad napisał „Disney planuje stać się drugim Netfliksem. Ogromne zaplecze własnych produkcji i międzynarodowy zasięg, to solidne podstawy pod nowe VOD.” Ma rację, to solidne podstawy na spektakularną klapę.

Z końcem 2018 roku zaplanowano start własnego serwisu VOD Disneya. To pomysł, którego można się było spodziewać, choć cicho liczyłem na to, że bliska współpraca z Netfliksem sprawi, że materiały giganta nie znikną z tego miejsca. Tymczasem należy się spodziewać, że wraz ze startem nowej usługi, pożegnamy się z bogatą biblioteką filmów i bajek Disneya. Netflix zaświeci pustkami jak dobrych filmów sam by nie robił, trudno będzie tę dziurę załatać.

Reklama

Mam nadzieję, że to będzie klapa

Zabrzmi to trochę tak, jakbym był rozżalony decyzją Disneya. Bo trochę jestem, pasowały mi filmy ze stajni Marvela, pasowało mi dodawanie nowych Gwiezdnych Wojen i lubiłem puszczać dziecku bajki tej wytwórni. Zdaję sobie oczywiście sprawę z tego, że własne VOD to potencjalnie większe pieniądze, ale jako użytkownik Netfliksa czuję, że jest mi coś zabierane. Oczywiście mogę zrezygnować z usługi i jeśli tego typu sytuacje będą się powtarzać, pewnie rozważę taki scenariusz. Póki co jednak uważam, że serwis robi na tyle dobrą robotę swoimi Netflix Originals, że warto płacić abonament. Ale czy to wystarczy kiedy zaczną znikać z usługi filmy i seriale zewnętrznych stajni? Tego nie wiem.

A gdyby tak samo stało się w muzyce?

Jestem uzależniony od serwisów streamingujących muzykę. Pisząc ten tekst siedzę i słucham nowej płyty norweskiego Limbonic Art. Kiedy zaczynałem swoją przygodę z tym zespołem do głowy by mi nie przyszło, że aby sprawdzić ich nowe wydawnictwo włączę po prostu komputer czy telefon i w pełni legalnie uruchomię krążek w bardzo dobrej jakości kilkoma kliknięciami lub stuknięciami w dotykowy ekran. Usługi streamingujące to dla wielu osób codzienność i mimo tego, że wciąż kupuję płyty na fizycznych nośnikach, nie wyobrażam już sobie funkcjonowania bez tego typu usług.

A teraz wyobraźcie sobie, że co któraś większa wytwórnia/wydawca muzyki zakłada własny serwis streamingujący muzykę, zabiera swoich wykonawców i ich płyty ze Spotify, Tidala czy jakiejkolwiek innej usługi i umieszcza je we własnej. To nie jest wcale niemożliwe, skoro swego czasu Taylor Swift pożegnała się ze Spotify i wróciła tu dopiero niedawno. Powiedzmy że tylko trzech największych gigantów branży muzycznej tworzy swoje usługi i zabiera tam swoich artystów - Sony BMG, Universal Music Group i Warner Music Group. Nawet jeśli mniejsze firmy nie poszłyby za tym przykładem, z każdej z popularnych usług streamingujących ludzie zaczęliby uciekać. Dlaczego? Bo mało kto chciałby płacić za trzy abonamenty by móc słuchać tego samego, co wcześniej miał przy jednak (często niskiej) opłacie. I teraz popatrzcie na Disneya, który właśnie to robi - jeśli będziemy chcieli obejrzeć ich filmy, czeka na nas kolejny abonament. Symboliczny? Szczerze wątpię.

Chcemy zbyt wiele za małe pieniądze

Kiedyś mówiło się, że ludzie bywają bezczelni marudząc na słabą jakość mp3 i „divixów”. Niektórzy przyrównują to do dzisiejszego marudzenia na biblioteki usług streamingujących muzykę lub filmy. No bo powiedzmy sobie szczerze - miesięczny abonament za takie usługi jest często niższy niż cena jednej płyty CD czy jednego filmu na fizycznym krążku. Sęk w tym, że o ile piractwa nie da się w żaden sposób usprawiedliwić, to wygodę jaką fundują nam tego typu serwisy już tak. Bo skoro ktoś każe mi płacić więcej za coś, za co wcześniej płaciłem mniej - ja mam prawo się na to nie godzić. Tyle tylko, że jeśli będę chciał legalnie oglądać materiały Disneya, będę musiał zapłącić im abonament.

Pozostaje jednak pytanie, czy duża część użytkowników Netfliksa nie stwierdzi, że skoro ktoś im coś zabiera, to mają to w nosie, przestają płacić i poszukają sobie innego źródła filmów i seriali. Na przykład takiego, gdzie nie trzeba nic płacić, katalog jest stale powiększany, a filmy pojawiają się w nim niedługo po kinowej premierze. Tyle tylko, że wtedy Disney nie zarobi ani na swoje usłudze, ani na tym co zarobiłby trzymając dalej sztamę z Netfliksem.

zdjęcie

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama