Ubuntu, ubuntu, ubuntu… Linux Mint – Czyli jak przetrwać skutki powodzi w Tajlandii
Mniej więcej w czasie kiedy Tomasz pisał o wzroście cen dysków twardych, padł mi mój w moim netbooku Samsung N210. Ceny w sklepach na tyle mnie odstraszały (blisko połowa wartości tego netbooka a w MM pan powiedział. że nie ma w ogóle, bo ktoś przyszedł i wykupił całą dostawę, 50 sztuk), iż postanowiłem tymczasowo skorzystać z tańszego rozwiązania.
Kupiłem za 90 zł pendriva 16GB i zainstalowałem na nim Ubuntu 11.10. Nie dało się korzystać, opóźnienia, zawieszanie się, ładowanie stron www trwające wieczność, uniemożliwiały korzystanie z tego netbooka. Przyszedł czas na Ubuntu 11.04, to samo. Wróciłem nawet do 10.04 LTS – doszły problemy z wykrywaniem USB. W akcie desperacji zainstalowałem nawet Puppy Linux:). Wizualnie nie przeszło.

W końcu trafiłem na stronę nowego instalatora obrazów Linuksa na USB. Dzięki niemu zdecydowałem się jeszcze na instalację Linux Mint, wcześniej odrzucałem tę opcję z uwagi, iż to przecież również Ubuntu. Okazało się, że to był strzał w dziesiątkę. System postawiony na USB działa szybko i stabilnie. Nie wiesza się. Strony ładują się błyskawicznie, praktycznie nie czuć różnicy, że pracujemy na zewnętrznym napędzie.
Polecam to rozwiązanie wszystkim jako tymczasowe rozwiązanie w przypadku uszkodzenia dysku twardego. Na plusie określiłem to jako zdradę Ubuntu, ale tak naprawdę to tylko jedna z alternatyw, która się świetnie sprawdziła w moim przypadku.
Strona dystrybucji – Linux Mint. Polskie wsparcie
Więcej z kategorii Felietony:
- Napisy na pleckach smartfonów potrafią być tak wielkie, że aż proszą się o etui
- Premiery muzyczne w XXI wieku straciły na uroku i znaczeniu
- Obiecali klasykę w 4K, a nie wspierają smart TV. Nowe VOD nie może tak działać
- Windows 10 wyładniał, ale ten system chyba nigdy nie będzie "skończony"
- Czy warto inwestować w kryptowaluty? Warto kupić i zapomnieć