Były pracownik Ubera zadziwił technologiczny świat zaskakującymi informacjami na temat kulisów pracy usługi Uber. Okazuje się, że inni zatrudnieni w firmie mieli nieograniczony dostęp do danych klientów, co pozwalało im nie tylko na "zabawę" informacjami, ale między innymi - śledzenie swoich chłopaków, dziewczyn, a nawet celebrytów, którzy korzystali z Ubera.
Uber nie taki bezpieczny, jak się wydaje? Pracownicy korzystali z danych klientów usługi
Rewelacje na temat Ubera mają swoje źródło u jednego ze zwolnionych pracowników usługi. Ward Spangenberg został zwolniony z Ubera i obecnie toczy sądowe boje z firmą, posądzając ją m. in. o dyskryminację na tle wiekowym, a także okrycie go złą sławą. W trakcie jednej z rozpraw, Spangenberg ujawnił kulisy pracy Ubera obwieszając, że pracownicy mają dostep do prywatnych danych klientów. Dotyczy to przede wszystkim historii przejazdów, które są realizowane w tej usłudze. Dzięki temu, zatrudnieni w Uberze mogli swobodnie inwigilować m. in. swoich partnerów. Tego typu praktyki nie ominęły również celebrytów, według Spangenberga, Uber był w kilku przypadkach źródłem przecieków na temat gwiazd showbiznesu.
Szacowana liczba pracowników Ubera, która miała dostęp do tych danych wynosi około kilku tysięcy. Ale to nie wszystkie kontrowersje związane z Uberem i jego podejściem do danych użytkowników. Wcześniej, jeden z prawników z Nowego Jorku zainteresował się tzw. "God View" od Ubera, za pomocą którego pracownicy mogli śledzić aktualnie wykonywane przejazdy, a także to, kto znajduje się w samochodach należących do usługi. Uber stosunkowo szybko odpowiedział na pretensje prawnika ograniczając dostęp do danych i zmieniając nazwę narzędzia na "Heaven View".
Co na to wszystko Uber? Oczywiście utrzymuje, że taka sytuacja nigdy nie miała miejsca, a wszelkie dane klientów są ściśle chronione. Natomiast, jeżeli nastaje potrzeba pobrania konkretnych informacji na temat użytkowników, wszystkie takie żądania są rejestrowane. Dodatkowo, usługodawca chwali się tym, iż wdrożył niedawno wieloskładnikowe uwierzytelnianie i utworzył program wyłapywania błędów, w ramach którego osoby, którym udało się znaleźć podatność, otrzymują sowite wynagrodzenie. To wszystko jednak nie wyjaśnia rewelacji, które zostały udostępnione przez Spangenberga.
Bardzo możliwe, że te doniesienia to forma zemsty niezadowolonego, byłego pracownika Ubera. Jednak artykuł w Reveal sugeruje, że w całej tej historii może tkwić nie ziarno, lecz cały młyn prawdy. Wpis powołuje się m. in. na sprawę wycieku danych ponad 100 000 kierowców Ubera, co okazało się niemałym skandalem w Stanach Zjednoczonych. Może rzeczywiście, nasze dane podczas korzystania z Ubera nie są całkowicie bezpieczne?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu