Felietony

"To se ne vrati". Moja historia PC.

Konrad Kozłowski
"To se ne vrati". Moja historia PC.
Reklama

W komentarzach pod naszym konkursem umieściliście około 260 postów - wiele z nich to naprawdę świetne, obszerne teksty, warte opublikowania na łamach ...

W komentarzach pod naszym konkursem umieściliście około 260 postów - wiele z nich to naprawdę świetne, obszerne teksty, warte opublikowania na łamach Antyweb. Ten poniżej trafił do mnie najbardziej, ponieważ wiele sytuacji w nim opisanych doskonale oddaje moje wspomnienia i doświadczenia z pierwszymi komputerami, a z końcówką nie można się wręcz nie zgodzić. Wielokrotnie zdarza mi się podłączyć mojego starego peceta pod monitor oraz myszkę i klawiaturę, poprzeglądać zawartość dysku twardego z tamtego okresu (pozostała nienaruszona!), by kilkadziesiąt minut później odstawić go z powrotem w kąt. Każdy takich "powrót do przeszłości" to powód do sporego uśmiechu na mojej twarzy i po raz kolejny utwierdzenia się w przekonaniu, że to już nie wróci...

Reklama

Autorem tekstu jest @kamil-cc.

Historia mojego pierwszego komputera jest dość długa i zajmująca. Swój upragniony sprzęt dostałem w 2001 roku. Zdecydowaną większość wspomnień zatarła smuga czasu, a także zalegający w elektronice kurz. Wobec tego opowiem tylko te hardware’owe metamorfozy, które dokładnie pamiętam.

Moja fascynacja komputerami zaczęła się bardzo wcześnie. Młode lata spędziłem przed konsolami Rambo (klon Atari 2600) oraz Pegasus (odpowiednik NESa). Swego czasu byłem też pod olbrzymim wrażeniem posiadanej przez sąsiada Amigi oraz gry Flashback. Pierwsze moje zetknięcie z komputerem klasy PC miało miejsce w szkole podstawowej na lekcjach informatyki. Nigdy nie zapomnę tego widoku - "potężne" maszyny z 8MB RAMu i wyświetlaczami LED dumnie pokazującymi 133MHz.


2001 rok. Odległe czasy. Niewyobrażalna wręcz chęć posiadania własnego komputera PC ścierała się kilkukrotnie z możliwościami ekonomicznymi moich rodziców. Wystarczy wyszukać starą ulotkę ze sklepów komputerowych, aby przekonać się, iż faktycznie widniały tam zaporowe kwoty, wydrukowane czarnym atramentem na kiepskiej jakości arkuszach papieru. Co zrobić? Jak rozwiązać powyższą sytuację? Racjonalnym kompromisem wydawało się wtedy nabycie używanego peceta, rzecz jasna w dobrym stanie technicznym. Z pomocą przyszedł znajomy mojego taty - Wojtek vel Informatyk. Przygotował dla nas dość dobry komputer z "lekko" używanych komponentów, a do tego zaproponował sensowną cenę. Trzeba przyznać, że ów Informatyk miał głowę na karku. Zapowiedział, że na początek wystarczą trochę mniej wydajne podzespoły oraz, że wszystko da się wymienić z upływem czasu. Wszystko oprócz płyty głównej. Zatem bazą dla mojego sprzętu stała się płyta: Jetway 993AN (mikroukład VIA VT82C693A Apollo Pro133). Na jej wyposażeniu znajdowały się sloty: 4xPCI, 1xISA, 1xAGP, 3xDIMM oraz Socket 370 i egzotycznie wyglądający Slot 1. W tych dokach zostały umieszczone: procesor Intel Celeron II o taktowaniu 600MHz + aktywne chłodzenie, 64MB pamięci RAM zmaterializowane w jednej kości, karta graficzna ATI Mach32 PCI 1MB z dorabianym do głównego układu radiatorem (zdecydowanie najstarszy 1992 i najsłabszy element zestawu), karta sieciowa ReadyLINK RL100ATX oraz karta muzyczna no-name. Komplet uzupełniały napędy: dyskietek 3,5 cala, CD-ROM i twardy dysk Quantum Fireball CX1 10GB.

Całość zaopatrywał w prąd zasilacz nieznanej marki o mocy 200W. Monitor do zestawu, to także nie nowa, 15 calowa Belinea. Komputer nie byłby kompletny, gdyby nie kultowy, niemalże legendarny system operacyjny o nazwie Windows 98SE ;-) Po pierwszym zachwycie i trwającej kilka tygodni euforii, przyszedł czas na krytyczne spostrzeżenia. Monitor w trybie pulpitu działał z rozdzielczością 800x600, 16bitową głębią kolorów i odświeżaniem 60Hz. Na więcej nie pozwalała wspomniana już karta graficzna. W takiej konfiguracji sprzętowej nie dało się grać w prawie żadną z dostępnych wtedy gier. Wyjątkiem potwierdzającym regułę były Dosowe gry: Worms (jedynka), Wolfenstein3D oraz Doom. Ich zdobycie pochłonęło znaczną część mojego wolnego czasu, energii i zasobów, nadużywając przy tym jednocześnie cierpliwość moich rówieśników.

Internet nie był wówczas chlebem powszednim, lecz elitarną rozrywką, dlatego informacje o grach i nowościach rozchodziły się raczej drogą pantoflową. Dostępność niedrogiego sprzętu pozostawiała też wiele do życzenia. Na giełdzie w moim mieście z trudem udało mi się zdobyć sprawną kartę graficzną S3 Trio64V+ (PCI) z akceleratorem, pamięcią 2MB i wyjściem audio. Dzięki temu uaktualnieniu na moim ustrojstwie udało się odpalić: Heroes of Might & Magic III i Fifę 98.

Reklama

Miałem z tych gier sporą "radochę" i duży "zabieracz" wolnego czasu. Mniej więcej rok po tym jak stałem się właścicielem sprzętu, zaczęła się czarna seria. Najpierw zepsuł się dysk twardy - zrobiło się w nim zwarcie. W skomplikowanej maszynie takiej jak komputer, zdarzenia zachodzą zgodnie z mechaniką domina. Awaria dysku pociągnęła za sobą uszkodzenie zasilacza. Ten ostatni postanowiłem zmienić na nowy, nieużywany produkt firmy Modecom o nieco większej mocy (250W). Co się tyczy dysku, jego funkcję godnie przejęły dwa używane nośniki (również kupione na giełdzie): Seagate U10 ST315323A (15GB) oraz Samsung SV0682D (6,8GB).


Reklama

Na początku 2003 roku zainstalowałem samodzielnie Windows XP. To był dopiero skok cywilizacyjny! Stabilność, jakiej nikt wcześniej nie doświadczał, modny design i łatwość obsługi (zwłaszcza wgrywania nowych sterowników). Zmiana OS to po prostu strzał w dziesiątkę. W związku z tą rewelacyjną rewolucją pojawił się minimalny minus :-) Konieczne było dokupienie kości RAM (128MB) i zmiana procesora na Intel Pentium III o prędkości 933MHz, a więc rewolucja po trupach - bardzo duży koszt zakupu. W późniejszym czasie do komputerka dołączyła, dzięki uprzejmości moich rodziców, nagrywarka CD-R/RW i napęd DVD. Karta graficzna S3 okazała się wyjątkowym niewypałem. Brak sterowników do XP i tylko kilka miesięcy bezawaryjnej pracy a później usterka. Nie wiedzieć czemu, na monitorze przestał się pokazywać kolor niebieski. Po sprawdzeniu karty w innym komputerze, sprawa stała się jasna - kolejny komponent wymagał "zreformowania".

Pomógł wtedy wspomniany wcześniej pan Wojtek, który darmowo udostępnił mi kartę ASUS AGP-V3000/TV. Bardzo trwały i niespotykanie wydajny sprzęt (4MB pamięci RAM, akcelerator nVidia/Riva 128, taktowanie 100MHz), dodatkowo wyjście composite. Pełen czad - granie na 21 calowym telewizorze, zamiast małego monitorka. Szybki procesor i nowa grafika to nowe możliwości grania, między innymi w: Delta Force (jedynka), CounterStrike 1.6. W 2003 roku mój ówcześnie najlepszy kolega zakupił sobie Internet osiedlowy. Wtedy też usłyszałem mój pierwszy mem internetowy, rozmowę radiową "kim jest dla pana pułkownik K***iński". Oprócz roli rozrywkowej (co jest chyba oczywiste), Internet posłużył do zdobycia cennych informacji na temat podkręcania procesorów i kart graficznych. Początkowo byłem zaskoczony: Jak to? Dodatkowa wydajność bez wydawania dodatkowych pieniędzy?! Jednak szybko zrozumiałem na czym to wszystko polega. Przyznaję bez bicia - podkręcałem. Początkowo tylko procesor, później także zegary układu graficznego (PowerStrip) oraz pamięć RAM (BIOS). Zyski niesamowite: procesor około 15% poprawy, grafika przetaktowana ze 100MHz do 130Mhz! A oto lista niezwykle ważnych argumentów dla których warto było kręcić: Delta Force 2, Quake (jedynka) , Quake II a nawet Quake III arena.


Pod koniec roku 2004 podpisałem (gwoli ścisłości, nie ja tylko rodzice) "wieloletnią" umowę z największym dostawcą Internetu w Polsce (podpowiedź nazwy tej firmy to cytat: "Kłamstwo ma zmienne IP"). Poznałem magię wirtualnej rzeczywistości. Szybko zauważyłem, że mój obecny komputer przestał sobie radzić z natłokiem nowoczesnych aplikacji i multimediów. Do tego oprogramowanie antywirusowe działało na komputer jak efekt slow motion, podczas gdy mój czas stawał się coraz cenniejszy (dobre liceum - sami rozumiecie). Kupno nowego komputera stało się priorytetem dla wszystkich domowników, ale to już materiał na następną, dużo dłuższą i zdecydowanie bardziej zawiłą historię.
Opisany przeze mnie archaiczny sprzęt działa, aż po dzień dzisiejszy. Co prawda od kilku lat jest używany jedynie okazyjnie jako serwer wymiany plików. Mimo swojego leciwego wieku dzielnie dźwiga Debiana squeeze-lts. Wszystko to świadczy o jakości wykonanych przed laty komponentów i długofalowej strategii producentów sprzętu.

Patrząc z perspektywy dzisiejszego użytkownika komputerów, minione czasy (zwłaszcza te z początku lat '00) rysują nostalgiczny obraz rozwoju cywilizacyjnego. Bezwzględnie nasuwają skojarzenia z muzyką i filmem tamtych lat, także z polskim społeczeństwem, zmianami jego mentalności, przemianami ustroju oraz rewolucją komputerową i internetową. Gdy znikły wszechobecne bazary i giełdy, nastąpiło wejście wielkich marek na polski rynek. Wszystko usystematyzowało się, większa część wymiany używanych komponentów komputerowych odbywa się za pomocą jednego portalu aukcyjnego. Komputery stacjonarne prawie zniknęły z półek sklepowych na rzecz laptopów i urządzeń mobilnych, które sprzedawane są w salonach pod szyldami wielkich koncernów. Zginął gdzieś zupełnie klimat tamtych lat... To se ne vrati, pane Havranek, to se ne vrati...

Reklama

Obrazki: 1, 2, 3.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama